Stacje telewizyjne zrobiły ze mnie Brytyjczyka mieszkającego w Polsce.
Stacje telewizyjne zrobiły ze mnie Brytyjczyka mieszkającego w Polsce. naTemat

W pogoni za newsem telewizje trochę się zagalopowały. W celu uwiarygodnienia moich wypowiedzi na temat "Royal Baby" (czyli królewskiego potomka) zostałem podpisany, jako Brytyjczyk mieszkający w Polsce. Wielce mnie to uradowało. Choć nie wyrzekam się moich angielskich korzeni, to jednak mieszkam tu jako Polak. Polskie media także dopadła Babymania z Wielkiej Brytanii, więc zaczęło się poszukiwanie Brytoli. W taki oto sposób sam nim zostałem.

REKLAMA
Odnoszę wrażenie, że dziecko Księcia Williama i Księżniczki Kate jest oczekiwane równie mocno, co jeszcze niedawno papież Franciszek. Od kilku dni dziennikarze koczują pod szpitalem świętej Marii w Londynie w oczekiwaniu na sygnał podobny do białego dymu z komina watykańskiego. Tym brytyjskim „Habemus Infantum” będzie umieszczenie na tabliczce na bramie Pałacu Buckingham informacji o tym, że na świat przyszedł nowy członek rodziny królewskiej.
logo
Nie tylko Brytyjczyków ogarnia szał na temat "Royal Baby" Fot: Betsyweber/Flickr tinyurl.com/nnep8lu / CC BY tinyurl.com/24xvum

Niby to sprawa wewnętrzna Brytyjczyków. W końcu to ich przyszły monarcha lub monarchini. Jednak za sprawą niezwykłej medialności rodziny królewskiej prawie wszystkie media na świecie wspominają o tym wydarzeniu. Trwa czuwanie pod szpitalem, tak jak na placu Świętego Piotra. Wszystko po to, by w chwili rozwiązania nadać wiadomość:

„Dzisiaj Księżna Kate urodziła Syna/Córkę, jeszcze nie podali imienia. Waży 3,7 kilograma i mierzy 47 centymetrów. Przedstawiciel Pałacu św. Jakuba (biuro Ks. Williama) poinformowali, że Matka i Dziecko mają się dobrze. Natomiast Ojciec, który w tym czasie pełnił służbę wojskową zdążył na poród”.


Termin oczekiwania
Jednak co robić do czasu narodzin? Przecież cały świat czeka, więc trzeba jakoś tę lukę wypełnić i podtrzymać temat na antenie. W takich sytuacjach stacje telewizyjne sięgają po ekspertów. Jeździ się, nagrywa, zaprasza do studia różnego rodzaju "gadające głowy". W przypadku rodziny królewskiej najchętniej sięga się po Brytyjczyków. W końcu to ich władcy. I w taki oto sposób Antoni Bohdanowicz (Polak, który urodził się w Anglii i mieszkał tam przez 9 lat) został Brytyjczykiem mieszkającym w Polsce. Właśnie tak podpisano mnie w jednym z telewizyjnych programów informacyjnych.
Rzeczywiście, moje nazwisko brzmi baaardzo anglosasko. Od dziecka byłem przekonany, że Bohdanowicze to ród tatarski osiadły na Litwie w XV czy XVI wieku. Tymczasem, jak się okazuje, jest inaczej. Przynajmniej według telewizji. Idąc tym tokiem myślenia historię swojej rodziny mógłbym napisać na nowo. Oto walczyliśmy pod sztandarami Alfreda Wielkiego przepędzając Wikingów. W angielskiej wojnie domowej opowiedzieliśmy się po stronie Króla. Możliwe, że na polu bitwy spotkali się nawet z jakimś Tompkinsem, czyli rodziną mojej Mamy. Po przegranej wojnie Bohdanowicze opuścili Wyspy i osiedli na Litwie. Tylko się zastanawiam, jak się zakręcił ten Anglik Bohdanowicz w towarzystwo Tatarskie, że już pod Wiedniem dowodził chorągwią tatarską?
Dlaczego Brytyjczyk Bohdanowicz mówi tak dobrze po Polsku?
W telewizji może nie w stu procentach czystą, niemniej jednak w stu procentach płynną polszczyzną gada ten Pan Bohdanowicz. Dużo wie o rodzinie królewskiej. Potrafi całkiem ciekawie poopowiadać. Nawet z dzieckiem pary książęcej łączy go jeden fakt. Jego matka przyszła na świat w tym samym szpitalu, co przyszły monarcha. Choć spokojnie można z rozmowy wywnioskować, że pochodzę stamtąd, że mam lekki akcent, to jednak trzeba to wszystko podkręcić. Żeby dodać mi wiarygodności nie mogę być Antonim Bohdanowiczem, który ma matkę Angielkę lub Antonim Bohdanowiczem, który przez wiele lat mieszkał w Anglii. Muszę być Brytyjczykiem mieszkającym w Polsce. Tylko pytanie, dlaczego ten Brytyjczyk tu mieszka i mówi tak dobrze po polsku?
Ekspert to ekspert. Musi być jak najbardziej wiarygodny. Skoro rozmawiamy o narodzinach dziecka, które ma być następcą brytyjskiego tronu, to w tym wypadku najlepszym ekspertem zdaje się być Brytyjczyk. Taką dewizą kierują się telewizyjni wydawcy. Nie wystarczy im fakt, że jest w studiu osoba, która może sypnąć anegdotami, ciekawie opowiedzieć. Nie wystarczy to, że ta osoba jest z pochodzenia Brytyjczykiem. Bo snobistycznie powiem, że imigranci są Brytyjczykami. Moja Mama była Angielką, nie Brytyjką, taka ot różnica.
Moja brytyjskość chyba się spodobała. Bowiem dziś miałem być gościem kolejnej stacji telewizyjnej, która także chciała, żebym przez kilka minut poopowiadał o rodzinie królewskiej. Znowu jako Brytyjczyk. W godzinach pracy, ze swoim bardzo angielskim nazwiskiem miałem, jako Brytol opowiedzieć o narodzinach królewskiej dzidzi. Nie mogłem być dziennikarzem naTemat.pl, który jest angielskiego pochodzenia. Dostałem warunek wystąpienia: Brytyjczyk mieszkający w Polsce.
Tak więc zamiast poopowiadać o tym, jak reagują moje siostry cioteczne, czy znajomi w Anglii siedzę tu i piszę ten tekst. Nikt nie usłyszy o tym, że Królewska Artyleria wystrzeli 41 salw armatnich, by przywitać dziecko. Nikt na wizji nie dowie się, jak Brytyjczycy gromadzą pamiątki związane z rodziną Królewską i je przechowują (sam też kolekcjonuję). Chyba nie wystarcza wiarygodna relacja, musi być podkreślenie: Bohdanowicz jest Brytyjczykiem mieszkającym w Polsce.
BBC także lubi przekręcać fakty
Ale nie ja jeden miałem takie przygody. Dawno, dawno temu, mój Ojciec, również Antoni miał podobną przygodę z brytyjskimi mediami. Akurat w Polsce wybuchł stan wojenny, a jako współpracownik rządu na uchodźstwie przybywał na Zamku (siedziba rządu w Londynie). Odcięte od wieści z Polski media brytyjskie udały się tam w celu zdobycia komentarzy. Tata wdał się w rozmowę z dziennikarzem BBC, który stwierdził, że potrzebuje jego wypowiedzi do materiału. Wszystko byłoby super, gdyby powtórzył to na wizji. Był tylko jeden problem. Skoro Antoni Senior urodził się w Anglii, to mówił jak Anglik. Polak mówiący jak Anglik nie brzmi wiarygodnie. Reporter poprosił, by to wszystko powtórzył z polskim akcentem. „Nie wygłupiajmy się, nie mam zamiaru się ośmieszać udając kogoś kim nie jestem”.
Zamiast ciekawej wypowiedzi, dziennikarz BBC musiał obejść się smakiem. Wszystko dlatego, że chcieli bardziej uwiarygodnić swojego rozmówcę. Tak samo jest teraz. Stacje chciały uwiarygodnić mnie jednym podpisem. Bez niego moje opowieści nie brzmiałyby tak autentycznie. Co więcej, wydaje mi się, że wyglądam z nim komicznie. No cóż, dziś żeby komentować sprawę królewskiej dzidzi (Royal Baby) trzeba być Brytyjczykiem. A skoro Bohdanowicz może nim być, to w sumie każdy może. Rule Brittania!