
Prawica znalazła sobie nowego wroga. I bynajmniej nie jest to nikt z szeregów PO czy SLD. Portal braci Karnowskich pod rękę z narodowcami, z zaciekłością godną lepszej sprawy atakuje zespół Enej. Pomimo wielokrotnych tłumaczeń i zaprzeczeń, wmawia muzykom inspirację zbrodniarzem UPA o pseudonimie "Enej". Wygląda to trochę jak oczekiwanie od członków zespołu, by udowodnili, że "nie są garbaci".
Marcin Siembida, działacz Pogoni Lwów i bloger naTemat, jest twórcą strony, której właściciele zaatakowali Enej. – Ja o tej akcji nic nie wiem, nie brałem w tym udziału – zapewnia Siembida. – Jestem też daleki od krytykowania zespołu Enej. W tej chwili te oskarżenia są bezpodstawne, bo w ich piosenkach nie ma żadnego nawiązania do banderyzmu. Jeśli kiedyś takie się pojawią, to będziemy protestować. Tak, jak robiliśmy to w Lublinie, kiedy na juwenalia zaproszono zespół Tartak. Razem ze studentami zaalarmowaliśmy prezydenta o tym, że zespół odnosi się do banderyzmu i odwołano ich koncert – relacjonuje.
Nasz rozmówca podziela też tłumaczenie członków zespołu, którzy przekonują, że wymyślając nazwę nie mieli pojęcia o istnieniu Petro Olijnyka. – W zachodniej części Ukrainy rzeczywiście niektórzy kultywują banderyzm, szczególnie celuje w tym partia Swoboda. Ale nawet w tych kręgach nie wszyscy wiedzą o "Eneju", znają jedynie Banderę i jego najbliższych współpracowników. A na wschodzie kraju jeszcze mniej ludzi wie o banderowcach – wyjaśnia prezes Stowarzyszenia Sympatyków Pogoni Lwów.
W 2002 roku, kiedy wymyślaliśmy nazwę zespołu, nie mieliśmy internetu, nie mogliśmy sprawdzić, co jeszcze ona oznacza. Trudno nas podejrzewać o fascynację UPA – wokalista zespołu, "Lolek", miał wtedy 13 lat. Zapewniam, że gdybyśmy wiedzieli, że nazwa odnosi się nie tylko do książki Kotlarewskiego, użylibyśmy innej nazwy. O Olijnyku dowiedzieliśmy się dopiero jakieś 5 lat temu, musieliśmy się tłumaczyć kilka razy, ale nikt takich zarzutów nie przedstawiał w mediach. CZYTAJ WIĘCEJ
Na stronie zespołu już kilka tygodni temu pojawiło się oświadczenie, w którym muzycy wyjaśniają, że nie chcą się angażować w politykę. I do takiego wniosku można dojść słuchając piosenek Eneja, które może nie należą do bardzo ambitnych, ale tym bardziej nie do upolitycznionych.
Jednak prawicowych publicystów i polityków nie przekonują ani fakty, ani tłumaczenia. Po usunięciu przekierowania z upa.pl na stronę Eneja w serwisie braci Karnowskich pojawił się felieton Marcina Wikło. Autor przyznaje, że nie jest do końca przekonany, że nazwa zespołu pochodzi od pseudonimu Petro Olijnyka, ale jego zdaniem zespół sam jest sobie winny. Dlatego namawia, by zmienić nazwę zespołu i nie prowokować do takich akcji, jak atak hakerów.
"Przekleństwo skojarzeń nie da spokoju zespołowi Enej już nigdy" – głosi tytuł felietonu. Nie wiem, czy to przewidywania autora czy groźba. Jednak już kilka dni wcześniej wywołany do tablicy przez "Fakty" TVN Janusz Wojciechowski dał przykład bezpodstawnego ataku na Enej. Europoseł PiS porównał nazwę zespołu do nazwania zespołu w Izraelu Dr Mengele. Wezwał też zespół do zmiany nazwy, argumentując, że aktualna jest niestosowna i "budzi ciarki".
Enej to zespół złożony z młodych Polaków i Ukraińców. Jednak ma już całkiem długą historię, bo został założony w 2002 roku. Muzycy ciekawie połączyli elementy ukraińskiego folka oraz rocka i popu. Chociaż Enej wywodzi się z zachodniej Ukrainy, sławę zdobył w Polsce. Najpierw jego fani skupiali się głównie w Olsztynie, gdzie muzycy studiowali. Nagrali nawet hymn Kortowiady, czyli tamtejszych juwenaliów. Wystąpili też na Woodstocku w 2010 i 2011 roku.
Tak mozolnie budowana rozpoznawalność ma zostać zgodnie z żądaniami prawicowych publicystów zniszczona, bo to w istocie oznaczałaby pożądana zmiana nazwy. Dzisiaj na rynku muzycznym Enej to poważna marka, więc finansowym samobójstwem byłoby jej porzucenie. Dlatego mam nadzieję, że bezsensowna nagonka na niewinnych muzyków wkrótce się skończy. Chociaż znając zapiekłość publicystów serwisu braci Karnowskich, obawiam się nieco, że ona dopiero się rozkręca. A trzeba być naprawdę – delikatnie mówiąc – pełnym złej woli, by w nazwie zespołu zakładanego przez nastolatków, doszukiwać się powiązań z ukraińskim zbrodniarzem.

