
"Olśniewający" i "kultowy" to tylko część zachwytów nad spektaklem "Kabaret Warszawski" Krzysztofa Warlikowskiego. Reżyser pokazał go na festiwalu teatralnym w Awinionie i zachwycił publiczność. Z zachwytu pieją recenzenci, nachwalić nie mógł się minister kultury Bogdan Zdrojewski. Czemu więc jedna z niewielu osób polskiej kultury, która tak dobrze promuje nas za granicą, w Polsce nie może nawet znaleźć miejsca dla swojego teatru?
I faktycznie: "Le Figaro" chwali znakomitą grę aktorską, szczególnie Macieja Stuhra. "Le Nouvel Observateur" twierdzi, że Krzysztof Warlikowski "ma Awinion w kieszeni" i jego "Kabaret Warszawski" może stać się dziełem kultowym.
Kantor, Grotowski, Jarocki, Warlikowski, Jarzyna, Lupa etc., stworzyli ofertę teatralną, dzięki której mamy w Europie świetną renomę i własną markę. (...) Ich twórczość jest dowodem w sprawie na to, że Polska jest pełnoprawnym członkiem Unii Europejskiej, zwłaszcza w sferze kultury.
Co tak poruszyło widzów? "Kabaret Warszawski" to niemal 4,5-godzinny spektakl, w którym przedstawione są dwie różne rzeczywistości: Niemcy z czasów republiki Weimarskiej, gdy zaczynają rządzić faszyści oraz Nowy Jork po ataku z 11 września 2001. W kontekście tych dwóch miejsc Warlikowski dotyka problemów współczesnej Warszawy. Również stołeczna publiczność i recenzenci, którzy już w czerwcu mieli okazję oglądać "Kabaret...", chwalili spektakl.
- Warlikowski robi teatr estetycznie rozbuchany, czasem nawet przeestetyzowany. Oczywiście, robi to celowo. Ale dzięki temu "Kabaret..." mógłby się podobać nawet tym widzom, którzy niekoniecznie zgadzają się z przekazem – mówi nam Aneta Kyzioł, dziennikarka i recenzentka "Polityki". - Wizualnie to wielkie widowisko, prawdziwa uczta dla oczu – dodaje.
Czemu więc Warlikowski ma problem w Polsce ze znalezieniem na stałe lokalu dla Nowego Teatru? Zdzisław Pietrasik wskazuje, że niestety, ale ten problem dotyczy nie tylko Krzysztofa Warlikowskiego. - Proszę zauważyć, że Grzegorz Jarzyna też jest tak znany i też ma w Polsce problemy ze swoim teatrem – mówi Pietrasik.
Gdzie więc leży problem? Jak mówią moi rozmówcy, w... warszawskim ratuszu. Zdzisław Pietrasik twierdzi, że jeśli chodzi o kulturę w stolicy, to mamy do czynienia z wieloma zaniedbaniami. - W tym mieście mamy teatry z wspaniałymi gmachami, ale słabą ekipą i kiepskim repertuarem. A zespół taki, jak "Nowy Teatr", nie może sobie znaleźć na stałe miejsca. Takie przekładanie spektakli z miejsca na miejsce może być dobre przez kilka lat, ale na dłużej teatr musi gdzieś osiąść – przekonuje Pietrasik.
- Miasto boi się radykalnych decyzji, na przykład o zamknięciu jakiegoś teatru, więc utrzymuje wszystkie teatry, dając im mniej pieniędzy. — Krzysztofa Warlikowskiego problem finansowy dotyczy w mniejszym stopniu, bo on produkuje spektakle zazwyczaj we współpracy przynajmniej z kilkoma różnymi instytucjami z całego świata –
dodaje Kyzioł.

