Stwierdzenie, że internet jest biznesowym morzem możliwości, to truizm. Jednak co jakiś czas z głębin sieci wyłania się pomysł, który pokazuje, jak bardzo kreatywnie można te możliwości wykorzystać. Beata Królak postanowiła w oparciu o potęgę sieci rozpocząć handel... odwołanymi weselami. Opowiada nam o swoim pomyśle.
Internetowa rewolucja zmieniła nasze życie pod bardzo wieloma względami. Jednym z efektów ciągłej ekspansji sieci były narodziny globalnego rynku, na którym każdy z nas może sprzedawać i kupować wszelakie towary i usługi: handlując na internetowych aukcjach, rezerwując bilety lotnicze i hotele na drugim końcu świata.
Szybko okazało się także, że za pośrednictwem internetu można skutecznie prowadzić handel wymienny: powstały giełdy wymiany domowych rupieci, banki czasu, serwisy carpoolingowe. Ich sukces możliwy był dzięki temu, że za pośrednictwem łączy oplatających cały świat popyt i podaż mogą się spotkać łatwo jak nigdy dotąd: potencjalny nabywca bez trudu odszukuje dziś kogoś, kto ma do zaoferowania konkretny towar lub usługę.
Codzienność dowodzi, że możliwości internetowych rynków można wykorzystywać w bardzo kreatywny sposób, na przykład... sprzedając odwołane wesela. Na taki pomysł wpadła kilka lat temu wraz z mężem Beata Królak. Dziś opowiada nam o tym, jak wciela go w życie, zakładając firmę Lost & Found.
Jaka jest zasada działania waszego biznesu?
Beata Królak: Zgłaszają się do nas pary, które zarezerwowały sobie z dużym wyprzedzeniem sale weselne, ale w międzyczasie były zmuszane zrezygnować ze ślubu lub samego wesela. Ponieważ przeciętnie na wolny termin czeka się aż 1,5 roku, w tym czasie nieraz pojawiają się okoliczności, które każą młodym zmienić decyzję.
Na przykład?
Ludzie się kłócą, rozchodzą, czasami ktoś ciężko choruje, czasem w rodzinie trafia się pogrzeb, więc imprezę trzeba przenieść na inny termin. Powodów jest wiele. Niedawno pewna para odwołała ślub ze względu na swój zarobkowy wyjazd do Anglii.
Jasne, ale na czym dokładnie polega tu pomysł na biznes?
Z rezerwacją sali wiąże się konieczność wpłaty zaliczki – najczęściej jest to ok. 2-3 tys. zł. Przy odwołaniu imprezy zaliczka przepada... chyba, że znajdzie się ktoś inny, kto będzie gotów zrobić w tym terminie wesele i dopłacić pozostałą sumę.
I pani firma pośredniczy między osobami, które zrezygnowały z wesela, a tymi, które chcą “odkupić” dany termin?
Tak jest. Z jednej strony za pośrednictwem internetu spływają do nas oferty z konkretnymi terminami do odstąpienia, a z drugiej zgłaszają się ludzie, którzy nie chcą czekać na wolną salę 1,5 roku, tylko są gotowi wziąć ślub np. za 2-3 miesiące.
Jak to wygląda od strony technicznej?
Klientom poszukującym terminu wysyłamy trzy lub więcej propozycji, które spełniają ich wymagania, a jeśli się zdecydują, ja kontaktuję się z salami weselnymi i załatwiam “podmianę”.
Na czym zarabiacie?
Za przesłanie przez nas konkretnych propozycji klient płaci 50 zł, poza tym pobieramy 15 proc. prowizji od wpłaconej już wcześniej zaliczki. Ale oferty wolnych terminów można nam przekazywać za darmo. Jedna strona transakcji odzyskuje niemal całą zaliczkę, druga ma możliwość wzięcia ślubu bez zbędnego czekania na wolną salę.
Nie obawia się pani, że ludzie zamiast korzystać z waszej strony, będą woleli sami odnaleźć się i bezpośrednio dogadać np. na forach internetowych?
Oczywiście, istnieją fora, gdzie młodożeńcy umieszczają ogłoszenia o wolnych terminach, ale są one na tyle rozproszone i trudne do odnalezienia, że osobie, której spieszy się ze ślubem wygodniej jest skorzystać z naszej strony. Tutaj dostanie gotową ofertę. Docelowo chcemy ją rozbudować o zespoły muzyczne, kamerzystów, fotografów.
Od jak dawna działacie? Czy macie już dużo ofert, które można zaproponować klientom?
Działamy od ponad miesiąca, dostaliśmy jak na razie ok. 300 ofert, ale wciąż napływają kolejne. Odzywają się do nas także bezpośrednio domy weselne, oferując promocyjne ceny na konkretne terminy. Czerwiec i lipiec to bardzo “chodliwe” miesiące w branży ślubnej.
Skąd wziął się pomysł na ten biznes?
Trzy lata temu sama brałam ślub i na salę weselną musieliśmy czekać dwa lata. Wraz z przyszłym mężem rozmyślaliśmy wtedy, jak uniknąć oczekiwania i w naszych głowach pojawił się zalążek pomysłu na biznes. Później na podstawie danych z urzędów Stanu Cywilnego udało mi się ustalić, że liczba odwoływanych rocznie małżeństw w skali kraju to mniej więcej kilkanaście tysięcy.
Tak duża liczba dawała nadzieję, że biznes będzie miał szansę się “kręcić”. Tymczasem pomysł dojrzewał, a gdy pojawiły się możliwości jego sfinansowania, rozpoczęliśmy działalność.