
Przy szaleńczym tempie głosowań posłom co chwila zdarzają się pomyłki. Kiedy w ciągu kilku godzin trzeba nacisnąć przycisk nawet ponad 200 razy głosowanie niezgodnie z wytycznymi klubu zdarza się często. Chociaż nie decyduje to raczej o przyjęciu lub odrzuceniu ustawy, posłowie muszą mierzyć się z gniewem wyborców. Dlatego chcą, by głos można było skorygować jeszcze po jego oddaniu.
Jednak posłowie z tylnych rzędów skarżą się, że sprawozdawcy są słabo widoczni. Przed głosowaniami pracownicy klubu rozdają im co prawda ściągawki ze wskazówkami, jak zachować się w poszczególnych głosowaniach, jednak czasami nie zawierają one pełnych informacji. – Gdy negocjacje międzyklubowe ciągną się do późnych godzin nocnych, na kartce jest adnotacja „patrzeć na rękę posła prowadzącego głosowanie” – tłumaczy Budnik. Część polityków kieruje się więc głównie wskazaniami posłów z pierwszych rzędów. Tym spowodowane były największe w ostatnich latach wpadki w głosowaniach w Sejmie. CZYTAJ WIĘCEJ
Kilka razy zdarzyło się, że pomyłki sprawozdawców lub większej grupy posłów zachwiały koalicjami. Tak było w 2007 roku, kiedy PiS zagłosował przeciw obowiązkowym mundurkom, pomysłowi Romana Giertycha. W 2009 roku politycy PSL nie zauważyli jak głosuje ich sprawozdawca i niemal zlikwidowali budżetowe dotacje dla partii. Dlatego chcą, by tak jak w Parlamencie Europejskim, można było korygować głos po głosowaniu (chyba, że zmieniłoby to losy uchwały). Niektórzy jednak sceptycznie podchodzą do tych propozycji. "Po piątkowych głosowaniach rozjeżdżamy się do domów i nie wiemy jeszcze, jaki jest ich ostateczny wynik" – argumentują.
Źródło: "Rzeczpospolita"

