"Nie dziwię się, że Donald Tusk ostro zareagował na partyjną niesubordynację trzech posłów. Kiedy ktoś wstępuje do partii, zobowiązuje się do lojalności i akceptacji przywództwa. Na razie to Tusk jest przewodniczącym i premierem, on podejmuje decyzje. I tym decyzjom członkowie partii powinni się podporządkować" – pisze w "Gazecie Wyborczej" Katarzyna Kolenda-Zaleska. To komentarz do wolty trzech platformerskich konserwatystów, Jarosława Gowina, Johna Godsona i Jacka Żalka.
"Buntowali się wcześniej - powie ktoś. Owszem, ale gdy rozdźwięk dotyczył spraw światopoglądowych, można było mówić o wierności własnym poglądom. Nawet w PO nie było pewności, czy można ich karać za głosowania wbrew partyjnej dyscyplinie, bo jednak nikt nie chce łamać ludzkich sumień" – przypomina dziennikarka.
Jej zdaniem teraz sprawa wygląda zupełnie inaczej, bo konserwatyści otwarcie sprzeciwiają się polityce rządu, co oznacza przekroczenie Rubikonu. "Czym innym jest wypowiadanie nawet bardzo krytycznych opinii i domaganie się debaty, a czym innym głosowanie wbrew. Rubikon nielojalności został przekroczony, nawet w kampanii wyborczej" – stwierdza.