
Nauczyłeś się liczyć kalorie zawarte w jedzeniu? Wybierasz reklamowane przez koncerny produkty light? Wielkie firmy wykorzystują to przeciwko Tobie. Podsuwając ci dietetyczną colę, jogurt 0 proc. tłuszczu i "zdrowe" mleczne kanapki, karmią cię śmieciami - słodzikiem i cukrem. A to tylko jeden ze sposobów, by oszukać cię na kaloriach. Czas na sprzeciw wobec leanwashingu.
REKLAMA
Kiedy kilka lat temu na opakowania wszystkich produktów spożywczych wprowadzano metki informujące o zawartości kalorii w produktach, dietetycy upatrywali w tym nadziei na wielką rewolucję w wyborach konsumenckich. Teraz złudzenia powoli się rozwiewają. Jak podsumował dziennikarz "The Guardian", na ogólnym parciu na liczenie kalorii skorzystali bowiem przede wszystkim producenci żywności. A konsumenci jak tyli, tak tyją. I bynajmniej nie są coraz zdrowsi. Wszystko przez nachalną reklamę, oszustwa i naciąganie.
Chipsy light
Jednym z przypadków firmy, która wykorzystała boom na liczenie kalorii jest Coca-cola. Przed wakacjami rozpoczęła wielką kampanię walki z otyłością. Wśród celów wielkiej firmy jest między innymi zwiększenie dostępności niskokalorycznych lub nie zawierających kalorii produktów w sklepach (czyli pewnie najlepiej coli light i coli zero).
Jednym z przypadków firmy, która wykorzystała boom na liczenie kalorii jest Coca-cola. Przed wakacjami rozpoczęła wielką kampanię walki z otyłością. Wśród celów wielkiej firmy jest między innymi zwiększenie dostępności niskokalorycznych lub nie zawierających kalorii produktów w sklepach (czyli pewnie najlepiej coli light i coli zero).
Producentów żywności, którzy chcą zarabiać na obniżonej wartości kalorycznej produktów jest jednak więcej, nie tylko wśród globalnych koncernów. Firmy produkujące jogurty o zawartości zero procent tłuszczu, chude twarogi, camemberty fitness, czy nawet piwo light. Każdy znajdzie coś dla siebie, i nic dziwnego, bo wielu konsumentów daje się złapać w pułapkę obniżonej kaloryczności. Jak wielu? Wystarczy przejrzeć koszyki podczas zakupów w supermarkecie. Light wybieramy już nawet chipsy.
Mało kto ma jednak świadomość, że produkty "lekkie" zwykle mają mało wspólnego z prawdziwą zdrową żywnością. Przykładem są choćby płatki "fitness". Producenci wielu z nich zamiast faktycznie sprawić, by ich produkt był znacznie zdrowszy, po prostu zalecają zmniejszyć przyjmowaną przez konsumenta porcję produktu, np. z 50 do 30 g. Jeśli nie wierzycie, sami porównajcie z opakowaniami "zwyczajnych" płatków.
Precz z leanwashingiem
Jako konsumenci często nie jesteśmy świadomi, że poza kaloriami powinny się dla nas liczyć także inne wartości, które ma produkt. Nawet intuicja podpowiada, że tyle samo kalorii z marchewki i z chipsów nie odżywi nas tak samo dobrze. W zapominaniu o tym wszystkim pomaga nam skuteczny marketing żywności. W języku angielskim jest na to nawet określenie – leanwashing.
Jako konsumenci często nie jesteśmy świadomi, że poza kaloriami powinny się dla nas liczyć także inne wartości, które ma produkt. Nawet intuicja podpowiada, że tyle samo kalorii z marchewki i z chipsów nie odżywi nas tak samo dobrze. W zapominaniu o tym wszystkim pomaga nam skuteczny marketing żywności. W języku angielskim jest na to nawet określenie – leanwashing.
Oznacza on reklamowanie produktu w taki sposób, że wydaje się on nam zdecydowanie zdrowszy. Przykład? Zdaniem twórców amerykańskiej strony leanwashingindex.com, która zbiera przypadki nadużyć w tym zakresie, może za niego służyć stworzone przez marketingowców 100-kaloryczne opakowanie chipsów. Paczka nie zawiera określonej liczby gramów produktu, ale określoną liczbę kalorii, przez co wydaje się on zdrowszy. Naprawdę zawiera jednak nadal te same kiepskiej jakości składniki.
Przeciwnicy leanwashingu w Stanach mają już pierwsze sukcesy – kilka dużych firm musiało już wypłacić na rzecz organizacji pozarządowych walczących z otyłością odszkodowania za to, że ich reklamy przedstawiały produkty jako zdrowsze, niż się wydają.
Czas na podobne działania w Polsce. Może Wy macie propozycje produktów, których reklamy naciągają?
