
Reklama.
Dlaczego Oskar W. uderzył na Przystanku Woodstock dziennikarza TVN24 Grzegorza Miecugowa? To pytanie zadaje sobie dziś bardzo wielu zbulwersowanych tym atakiem Polaków. Wreszcie postanowił odpowiedzieć więc na nie sam napastnik. W rozmowie z lokalnym serwisem informacyjnym "Czas Białegostoku" tłumaczy motywy, które nim kierowały.
Młody białostocczanin przekonuje, że jego atak na Miecugowa miał dać impuls innym Polakom do zaprotestowania przeciwko trudnej sytuacji w kraju. - Teraz są protesty w Hiszpanii, w Egipcie, we Francji, w Anglii. Czas teraz na Polskę. Potrzebny jest impuls, który popchnie ludzi do konkretnych działań. Od 30 lat nie mieliśmy protestów - mówi Oskar W.
Czas na Durczoka i Lisa?
Napastnik, który mimo protestów Kongresu Nowej Prawicy w wywiadzie nadal przedstawia się jako działacz tego ugrupowania, wyjaśnia również, że jego zamiarem nie jest występowanie przeciwko obiektywnym dziennikarzom. Dopuszcza jedynie ataki na "tych z rodowodem komunistycznym, którzy kreują światopogląd według własnego uznania".
Napastnik, który mimo protestów Kongresu Nowej Prawicy w wywiadzie nadal przedstawia się jako działacz tego ugrupowania, wyjaśnia również, że jego zamiarem nie jest występowanie przeciwko obiektywnym dziennikarzom. Dopuszcza jedynie ataki na "tych z rodowodem komunistycznym, którzy kreują światopogląd według własnego uznania".
I w pierwszym szeregu wymienia szefa "Faktów" TVN Kamila Durczoka i naczelnego "Newsweeka" Tomasza Lisa. - To czołowe nazwiska, które sieją zamęt w głowach Polaków - zapewnia. - Grzegorz Miecugow jest synem krakowskiego dziennikarza i publicysty Brunona Miecugowa z rodowodem komunistycznym. I nic dziwnego, że jego syn realizuje podobny charakter lewicowego, stronniczego dziennikarstwa - dodaje na temat swojej pierwszej ofiary.
Mylą się jednak ci, którzy myślą, że ludzi o poglądach Oskara W. nie muszą obawiać się gwiazdy prawicowego dziennikarstwa. - Nie każdy dziennikarz, który kreuje się na prawicowego jest takim w rzeczywistości. Przykładowo redaktor Sakiewicz jest w porządku, ale do red. Karnowskich miałbym już zastrzeżenia - ostrzega szefów popularnego prawicowego portalu wPolityce.pl.
Człowiek, który zaatakował Grzegorza Miecugowa na Przystanku Woodstock twierdzi zresztą, że w Polsce "nie ma wolnych mediów" i wszyscy dziennikarze są na usługach rządu. - Chciałem, żeby moja akcja na Woodstoku obudziła ludzi z letargu, żeby zapoczątkowała otwarty protest przeciwko działaniom, które robią z Polski kraj postkomunistyczny. Uważam, że trzeba pokazać obywatelom, że jest alternatywa dla tych mediów, które zalewają nas nieprawdziwymi informacjami - tłumaczy.
"Nie ma wolności dla wrogów wolności"
Oskar W. zapewnia też, że nie chciał nikogo pobić, a Miecugowa jedynie "szturchnął". Przestrzega też swoich ewentualnych naśladowców, by nikogo nie mordowali. Nie pochwala bowiem tego, co przed trzema laty zrobił Ryszard Cyba, który w Łodzi dokonał zamachu na biuro Prawa i Sprawiedliwości i z zimną krwią zamordował jednego z działaczy partii Jarosława Kaczyńskiego.
Oskar W. zapewnia też, że nie chciał nikogo pobić, a Miecugowa jedynie "szturchnął". Przestrzega też swoich ewentualnych naśladowców, by nikogo nie mordowali. Nie pochwala bowiem tego, co przed trzema laty zrobił Ryszard Cyba, który w Łodzi dokonał zamachu na biuro Prawa i Sprawiedliwości i z zimną krwią zamordował jednego z działaczy partii Jarosława Kaczyńskiego.
Jednocześnie W. zapewnia, że w jego wymarzonym państwie nie byłoby wielkiej tolerancji wobec odmiennych poglądów. - Z lewicowcami się nie dyskutuje. Dlatego lewica przejęła władzę na świecie, ponieważ opozycja z Europy Zachodniej wdawała się z nimi w dyskusje. To był błąd. Trzeba było ich zamknąć i oznaczyć jako chorych psychicznie. Poglądy lewicowe mogłyby się rodzić tylko w symulacji komputerowej, ale nie w prawdziwym społeczeństwie, bo są szkodliwe dla ogółu - mówi. - Przecież ile osób lewica ludzi zabiła? Nie ma wolności, dla wrogów wolności - dodaje.
I sugeruje, że czas ludzi o podobnych poglądach dopiero nadchodzi. - Ludzie podchodzili do mnie i mówili, że mnie popierają. Niektórzy policjanci przy zatrzymaniu prosili mnie nawet o autografy - wspomina swój pobyt na Przystanku Woodstock.