Najwyższy, najładniejszy i ulokowany w najbardziej prestiżowym miejscu w Polsce - taki miał być Żagiel Libeskinda. I choć adres Złota 44 pozostał bez zmian, to różnice między projektem a budynkiem, który stanął w centrum stolicy, widoczne są gołym okiem.
– Miał być super, a wygląda beznadziejnie – mówi Marek z Chorzowa, który przed miesiącem odwiedził Warszawę. I choć przyznaje, że to jego indywidualna opinia, czuje się nieco rozczarowany tym, co zobaczył po przyjeździe do stolicy. – Interesowałem się tym budynkiem, widziałem projekt i program w telewizji. Wypowiadał się w nim architekt i generalnie wszystko miało być niesamowite. Okazało się, że efekt finalny jest zupełnie inny – mówi w rozmowie z naTemat mieszkaniec Chorzowa.
Marek nie jest jedyną osobą, która "inaczej" wyobrażała sobie najbardziej prestiżowy apartamentowiec w kraju. W internecie od kilku dni krąży obrazek, na którym zestawione są dwa oblicza dzieła znanego amerykańskiego projektanta polskiego pochodzenia, Daniela Libeskinda. – To już nawet nie jest żagiel – ocenia architekt Marek Szaniawski.
Również Marcin Mostafa, architekt i prezes warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich dziwi się, że ostateczny efekt Żagla znacząco różni się od projektu. –Ocena walorów architektonicznych jest subiektywna, ja osobiście nie rozumiem tego obiektu.Wydawało się , że przy tak wybitnym architekcie którego mocną stroną jest rzeźba, forma budynku będzie najmocniejszą stroną tego projektu. Widać jednak, że efekt nie został osiągnięty – mówi architekt.
Fuszerka?
– Nie ocenia się dzieła przed jego ukończeniem – twierdzi z kolei Alicja Kościesza z Orco Property Group. Według inwestora, negatywne oceny są przedwczesne, gdyż Żagiel nie został jeszcze ukończony. – Na tę chwilę fasada jest brudna, a we wnętrzach są folie. Czym innym będzie budynek gdy zostanie umyty, ściany będą pomalowane i całość zostanie oświetlona zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz – słyszymy. Jednak czy finałowe prace będą w stanie wystarczająco zmienić wygląd budynku, aby zaczął on przypominać ten, który wiedzieliśmy na wizualizacjach?
Różnice uchwycone na zdjęciu widoczne są gołym okiem nawet dla laika. Smukła i lekka konstrukcja dostała jakby kilka zbędnych kilogramów. – Skala różnic jest ogromna i to zauważają wszyscy. To nie ma nic wspólnego z tym, co ludzie widzieli i nadal pamiętają, pomimo że już trochę czasu minęło – mówi Marek Szaniawski.
Zdaniem architekta, w wypadku Żagla trudno nie mówić o fuszerce. I choć o Danielu Libeskindzie nie mówi się inaczej niż "mistrz", w wypadku warszawskiego apartamentowca ktoś nie do końca wykonał swoje zadanie tak, jak należy. – To co widzimy jest jakimś nadużyciem świadczącym o warsztacie architekta lub kogoś z jego pracowni – ocenia Szaniawski.
Zestawione zdjęcia są od siebie tak różne, że niektórym aż trudno uwierzyć w ich wiarygodność. Szef newsroomu Gazeta.pl Paweł Stremski uważa jednak, to właśnie zestawienie zdjęć Żagla z wczesnej fazy projektu i ostatecznego kształtu, można traktować jako nadużycie, a nie samo wykonanie budynku.
Budynek miał się sprzedać
Każdy projekt różni się od efektu finalnego. Architekt Marek Szaniawski przyznaje, że wizualizacja jest elementem marketingu który rządzi się własnymi prawami. Jego zdaniem jednak, w tym przypadku granice zostały przekroczone. – Chodzi nie tylko o samą elewację, która wygląda zupełnie inaczej. Mówimy o kształcie całego budynku, który trudno jest dzisiaj nazwać żaglem – stwierdza nasz rozmówca.
– Każdy ma prawo do własnej oceny tego co widzi i tego prawa nikomu bym nie odbierała – odpowiada Alicja Kościesza z Orco Property Group. Jej zdaniem, dyskusja wokół Złotej 44 jest charakterystyczna dla budynków zaprojektowanych przez światowej sławy architekta. – Budynki Daniela Libeskinda, czy to na Złotej w Warszawie, czy choćby Muzeum Żydów w Berlinie budzą emocje – mówi w rozmowie z naTemat przedstawicielka inwestora.
Alicja Kościesza uważa, że "Złota" z pewnością nie jest budynkiem nijakim w krajobrazie Warszawy. – Niektórzy mówią, że budynek bardzo im się podoba, a są tacy którym się nie spodobał – mówi. – Nie spotkałem w swoim środowisku osoby, która by nie twierdziła że różnice między projektem a wykonaniem są dziwne, a to co powstało jest po prostu brzydkie – twierdzi z kolei architekt Marek Szaniawski.
Prezes warszawskiego oddziału Stowarzyszenia Architektów Polskich Marcin Mostafa zastanawia się, z jakiego powodu cel nie został osiągnięty. – Często jest tak, że architekt jest naciskany przez inwestora, przepisy, warunki zabudowy, które wymagają dokonywania zmian. Pytanie tylko, gdzie jest granica kompromisu. O ile lubię projekty Libsekinda, tak tej inwestycji w tym miejscu nie rozumiem – mówi Mostafa.
Dyskusja o gustach?
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeszcze kilka lat temu każdy warszawiak chciałby, aby w stolicy powstał budynek równie wysoki i prestiżowy jak Żagiel Libeskinda, choćby w obecnym kształcie. Dziś jednak, gdy Warszawa staje się coraz piękniejsza, a nowe budynki rosną jak grzyby po deszczu, nasze wymagania stają się coraz większe. Pojawia się zatem pytanie, co sprawiło, że wyczekiwany od lat Żagiel w centrum Warszawy stał się obiektem drwin części internautów?
Alicja Kościesza wyjaśnia, że kształt i wszystkie inne elementy architektury budynku są dziełem samego mistrza Daniela Libeskinda, a elewacja jest tak urozmaicona, że z każdej strony wygląda zupełnie inaczej. Jej zdaniem, to właśnie specyfika budynku jest przyczyną różnic widocznych na zestawionych fotografiach.
– Gdyby pan wykonał sto zdjęć, z czego każde o innej porze dnia i nocy, z różnych stron świata, to każde byłoby inne. Krajobraz miejski jest jak żywy organizm – podsumowuje Alicja Kościesza.