Można spożywać przeterminowane jedzenie – taki komunikat wydała Belgijska Agencja Żywności. Zdaniem naukowców, niektóre produkty nadają się do spożycia nawet rok po upływie daty ważności. Postanowiliśmy sprawdzić, czy przeterminowane jedzenie z pobliskiego sklepu bardziej nadają na stół, czy raczej do śmietnika.
Czy można jeść przeterminowaną żywność? – W żadnym wypadku nie – mówi zdecydowanym głosem dietetyk Monika Turniak. – Ta sprawa właściwie nie podlega dyskusji. Daty przydatności do spożycia umieszczane są po to, abyśmy się nie zatruli. Właściwie tyle w tym temacie – dodaje nasza rozmówczyni. Czy aby na pewno?
Dla niektórych z nas, data ważności na opakowaniu jest jak wyrok, a przekroczenie terminu choćby o godzinę to zbrodnia na żołądku. Dla innych jednak zbrodnią będzie marnowanie dobrej żywności, której umowna data przydatności do spożycia została przekroczona. Potwierdzają to najnowsze wyniki badań Belgijskiej Agencji Żywności. Z raportu wynika, że niektóre przeterminowane produkty powinny wylądować nie tyle w koszu, co w żołądku.
Co zdaniem Belgów jest przez nas pochopnie wyrzucane? Cukier, sól, ryż, kawa, mąka i makarony to tylko niektóre z produktów, które moglibyśmy bez obaw spożyć nawet rok po upływie daty ważności. Natomiast płatki kukurydziane, masło orzechowe, suche ciastka, olej czy czekolada nie powinny się zepsuć nawet do dwóch miesięcy po sugerowanej na opakowaniu przydatności. Jako warunek podawane jest oczywiście odpowiednie przechowywanie w niezniszczonych opakowaniach.
Sprawdzamy.
Gdzie jest problem? Najczęściej w naszych głowach. Część z nas nie przełknie jedzenia ze świadomością, że data ważności upłynęła. Belgijska agencja AFSCA także sugeruje aby nie jeść przeterminowanych mięs, ryb czy jajek. – Mi zdarza się jeść nawet przeterminowane mięso – mówi zaś Zuza z Wrocławia, dla której belgijskie informacje nie są niczym nowym. – Brzydzę się, jeśli coś jest śliskie, zgniłe albo śmierdzi. Ale jeśli wieczko jogurtu nie jest wydęte w drugą stronę, data nie ma dla mnie znaczenia – mówi wrocławianka.
Zdaniem Zuzy, produkty które kupujemy mają w sobie tyle chemii, że nie możemy dokładnie określić, jak długo będą przydatne. – Myślę, że są to szacunkowe obliczenia i powinniśmy kierować własnym smakiem i rozumem – stwierdza.
Dlaczego Belgowie zajęli się drugim życiem jedzenia? Ich wskazania skierowane są przede wszystkim do banków żywności oraz do osób, które chcą zaoszczędzić. Produkty, których data ważności zmierza ku końcowi, są najczęściej sprzedawane w promocji. Aby sprawdzić, czy Belgowie nie wpuszczają nas w maliny, z nową wiedzą udaliśmy się pobliskiego sklepu. Po krótkich negocjacjach okazało się, że bez problemu możemy dostać tam kilka produktów, które przynajmniej w teorii zakończyły swoją egzystencję w ubiegłym miesiącu lub na początku sierpnia.
Chętnych niewielu
Jedna z dziennikarek naTemat stwierdziła dziś, że tylko tylko francuskie pieski nie zjedzą jogurtu z przekroczoną datą ważności (chwilę później wyszła z redakcji). Wśród reporterów na temat znalazło się jednak dwoje, którzy postanowili rzucić rękawicę Belgom i przeprowadzić własne badania, tym razem na produktach mlecznych.
Na pierwszy ogień poszedł niepozorny jogurt naturalny, którego wieczko nie wskazywało najmniejszego zagrożenia. Jednak spośród naszych produktów "z promocji" to właśnie jego data przydatności pamiętała jeszcze lipcowe upały (24.07.2013 r.). Po jego otwarciu okazało się, że jogurt naturalny bardziej przypomina krem z borowików, a w jego wnętrzu unosi się pleśniowa zawieszka. Pomimo nadzwyczaj kuszącej ceny (50 groszy), liczba chętnych na posiłek spadła do zera.
Mlekiem i wanilią...
Pierwsze koty za płoty. Nie zraziliśmy się potknięciem na jogurtowej pleśni i zdecydowaliśmy się spróbować mleka o smaku waniliowym. Jego data przydatności do spożycia także minęła w ubiegłym miesiącu (29.07.2013 r.), lecz mieliśmy nadzieję, że tym razem uda nam się choćby spróbować. Było to o tyle łatwiejsze, że piliśmy je przez słomkę, co nie pozwoliło na wykrycie ewentualnych niespodzianek przed spożyciem.
Strach ma wielkie oczy. Okazało się, że mleko smakuje jak należy, a jego konsystencja nie budziła zastrzeżeń. Po przelaniu do szklanki okazało się być też czyste, dobrego koloru. Pomimo to, po zakończeniu degustacji obyło się bez kłótni o resztę napoju. Za obopólną zgodą wylądował on w koszu.
Decydujące starcie
Jako ostatni w naszym teście wziął udział popularny i lubiany kefir. Był on stosunkowo najmłodszy spośród naszych recyclingowych zakupów, bo jego data przydatności wyznaczona została na 4 sierpnia. Niedziela okazała się jednak być zdecydowanie odleglejsza, niż nam się początkowo wydawało.
W blisko półlitrowy kefirze także pojawiły się zielone farfocle. To automatycznie wykluczyło "numer 3" z dalszych testów... Najwyraźniej łatwiej ryzykować z ryżem lub makaronem, jak sugeruje belgijska agencja niż z produktami mlecznymi.
A jakie są Wasze doświadczenia? Zdarza się Wam ignorować datę ważności na opakowaniu?