"Kiedy ktoś mnie fotografuje na ulicy odczuwam to jako gwałt na mojej osobie. (…) Czuje się, jakby ktoś wsadził mi rękę do majtek i czegoś tam szukał" – mówi w rozmowie z "Newsweekiem" Maciej Stuhr. Aktor narzeka, że portale plotkarskie i tabloidy zatruwają mu życie pisząc o problemach małżeńskich, grzebiąc w prywatności. "Najgorsze jest to, że obserwuję u siebie narodziny nienawiści. Ja tych ludzi po prostu nienawidzę. Tych, przez których płacze moja córka" – przyznaje.
O rodzinnej sytuacji Stuhrów od kilku miesięcy rozpisują się wszystkie plotkarskie portale i kolorowe gazety. Na łamach "Newsweeka" aktor w ostrych słowach komentuje to medialne zainteresowanie, twierdząc, że on i jego bliscy padli ofiarą linczu: "To, co zrobili Samancie [żonie]. to jest na pewno lincz. Zrobili z niej kurwę i dziwkę. Od roku próbujemy ułożyć nasze życie od nowa, w najgorszych chwilach wykazaliśmy się ogromną delikatnością, spokojem i mam wrażenie, że także dojrzałością. Włożyliśmy mnóstwo wysiłku w to, by stworzyć jakiś nowy model patchworkowej rodziny, ale ostatnie wydarzenia przejechały po nas czołgiem".
Jak mówi, nie może pogodzić się z tym, jak przeżywa to jego 13-letnia córka: "Prosimy ją, żeby tego wszystkiego nie czytała, ale i tak coś do niej dociera. Dzisiaj dzwoniła z obozu, mówiąc, że przeczytała ostatni numer 'Party' i płakała. A wcześniej jakieś hieny podszywały się na Facebooku pod jej przyjaciół i wypytywały o wszystko. I ona im się spowiadała. Nie mówiąc już o tym, że ciągle chodzą za nią paparazzi".
Stuhr ma świadomość, że jest osobą publiczną, ale walczy o prawo do prywatności, do wolności od tabloidów. Mówi, że można komentować jego działalność i opisywać ją na wszelki sposób, lecz nie zgadza się, by robiono mu zdjęcia i je publikowano.
Aktor przyznaje, że czuje nienawiść do ludzi, którzy zarabiają na plotkach i sensacyjnych informacjach. Zapowiada, że póki co będzie walczył o powstrzymywanie publikacji na swój temat, ale nie wyklucza też procesów sądowych.
"Kilka dni temu obejrzałem w internecie wyjście z więzienia byłego herszta bandy pruszkowskiej, 'Słowika'. Wychodzi szef mafii i jego adwokat mówi: nie pozwalamy na publikację wizerunku mojego klienta. I wie pani co? Bandyta wychodzi i ma zamazaną twarz, a twarz mojej żony jest na wszystkich portalach! Ją można pokazać, a bandziora nie można" – dziwi się.
Krytykuje także te osoby, które współpracują z tabloidami. Według niego obserwujemy narodziny "nowego pokolenia donosicieli" – tych, którzy widząc znanego aktora robią zdjęcia i dostarczają materiały dziennikarzom.
Dostaje się również celebrytom, bo, zdaniem Stuhra, to oni tak daleko przesunęli granicę w kontaktach z brukowcami. "Jeśli zapraszają do domu fotoreportera i dają się sfotografować na sofie, to ten fotoreporter myśli, że może wejść także do mojego domu i zrobić rodzinną fotkę na sofie. Nie chcę? Jak to nie? – dziwi się. Przecież był wcześniej w dwudziestu domach i wszyscy byli szczęśliwi" – mówi aktor.
Ludzie nie mają prawa wiedzieć, co dzieje się w moim życiu. Osoby publiczne mają prawo do prywatności, a to, że ktoś jest królem ,nie oznacza, że inni mogą patrzeć jak on sobie w kiblu podciera tyłek. (…) Jestem aktorem, dobrym aktorem. Uwielbiam się spotykać z ludźmi, opowiadam o sobie w wywiadach, mówię, co myślę o świecie, piszę felietony, a kiedy wychodzę na estradę, mówię własnym tekstem. Ale moje życie prywatne zawsze było tylko moje. Nigdy nie zrobiliśmy sobie z żoną żadnej wspólnej sesji, nie pojechaliśmy na wakacje na Barbados z tą czy inną redakcją.
Maciej Stuhr
Osoby publiczne, które zapragnęły poinformować społeczeństwo o swoich podbojach miłosnych czy czymkolwiek innym, nieodwracalnie zmieniły naszą rzeczywistość. Ale będę głośno krzyczał, że nie wszyscy chcą w tym serialu uczestniczyć. Ja nie chcę. Proszę mi dać święty spokój, mam do niego prawo.