Andy Hayler to jeden z najbardziej cenionych krytyków kulinarnych w Wielkiej Brytanii. Jest krytykiem kultowego programu MasterChef oraz jedną z nielicznych osób na świecie, która jadała w każdej restauracji, której przewodnik Michelin przyznał trzy gwiazdki. – Wydaje mi się, że nie każda z nich na to zasługuje – mówi w rozmowie z naTemat.
Na twoim profilu na Wikipedii można przeczytać, że prowadzisz podwójne życie zawodowe. Jak sobie radzisz z dwoma pracami?
Jeden ze swoich zawodów rzuciłem. Teraz tak naprawdę dzielę swój czas pomiędzy prowadzeniem małej firmy badającej rynki a pisanie o restauracjach. To daje mi pewną równowagę. Wcześniej pracowałem na pełnym etacie w branży technologicznej, zaś pisanie o restauracjach było moim hobby.
Którą pracę wolisz?
Obie bardzo lubię, ale jeśli chodzi o zarobki, to lepiej zarabia się zdecydowanie w branży technologicznej.
Jak w takim razie zostałeś krytykiem kulinarnym?
To był proces ewolucyjny. Zaczęło się od tego, że napisałem książkę o londyńskich restauracjach w 1994 roku. Wkrótce po tym założyłem swoją stronę internetową. To spowodowało, że zacząłem jeszcze więcej pisać. Zaczęto mnie zapraszać do programów kulinarnych takich jak Masterchef. Natomiast teraz jestem krytykiem restauracyjnym dla magazynu "Elite Traveler".
Powiedz mi, jak to jest zjeść w każdej restauracji z trzema gwiazdkami Michelina na świecie? Czy naprawdę są tego warte?
Wydaje mi się, że nie każda z nich na to zasługuje. Poza tym w każdym kraju są inne standardy, a tak być powinno. Na przykład sposób oceniania Michelina w Niemczech wydaje się być dosyć surowy, tymczasem w Stanach jest łaskawy. Jednakże najlepsze miejsca, powiedzmy że z górnego kwartału trzygwiazdkowych restauracji, są bez wątpienia niesamowitym doświadczeniem. Moim zdaniem są warte wszystkich pieniędzy.
Jakie było najlepsze miejsce, które odwiedziłeś w ubiegłym roku?
W 2012 roku zjadłem w sumie 36 trzygwiazdkowych posiłków. Najlepszy był w Le Calandre we Włoszech: wyśmienita kuchnia włoska podana na talerzu przez najmłodszego trzygwiazdkowego kucharza na świecie. Natomiast jeśli chodzi o 2013 rok, to na razie na miejscu pierwszym jest Azurmendi pod Bilbao. To całkiem nowa restauracja z naprawdę utalentowanym szefem kuchni.
Czy zdarza się, że samemu coś ugotujesz, czy może jest tak, że tylko skupiasz się na tym, co ci podadzą?
Przeważnie jadam na mieście, choć przyznam, że lubię gotować. Kiedy próbuję stworzyć jakieś wykwintne francuskie danie zaczynam rozumieć, jakie to trudne. Wtedy wzrasta mój szacunek dla zawodowych kucharzy.
Ile knajp odwiedzisz w przeciągu miesiąca? Chodzisz do nich sam, czy w towarzystwie?
Wychodzę do restauracji jakieś 4-5 razy w tygodniu. To daje około 20 posiłków miesięcznie. Głównie chodzę z żoną, jednak zdarza się, ze spotykam się z innymi przyjaciółmi zainteresowanymi jedzeniem. Czasami jeśli zaistnieje potrzeba potrafię cieszyć się własnym towarzystwem.
Czy jesz wszystkie dania na karcie, czy wybierasz poszczególne pozycje?
Staram się jeść wszystko, co restauracja ma do zaoferowania. Jednak są pewne rzeczy, które preferuję, ale to chyba normalne. Jeśli danie jest specjalnością restauracji, na pewno go spróbuję.
Kto płaci za rachunek w restauracji?
Sam płacę. Zarabiam na tym co piszę oraz mam dochody ze swojej strony internetowej. Nie lubię oceniać miejsc do których właściciele sami mnie zapraszają. W takich przypadkach ciężko jest pozostać obiektywnym.
Czy mógłbyś polecić jakieś miejsce, powiedzmy w Londynie, gdzie można dostać za niską cenę jedzenie podobnej jakości do restauracji z trzema gwiazdkami Michelina?
Wyprodukowanie trzygwiazdkowego jedzenia jest drogie z dwóch powodów. Po pierwsze ze względu na wysoką cenę produktów. Po drugie z powodu dużej ilości wysoko wykwalifikowanych szefów potrzebnych do stworzenia wykwintnych dań. Aczkolwiek dodam, że są w Londynie restauracje, które mają znakomitą ofertę. Regularnie chodzę do takiej knajpy z daniami południowo-indyjskimi. Nazywa się Diwana Bhel Poori. Podają tam znakomite przekąski Gujerati, natomiast rachunek rzadko przekracza sumę 12 funtów na głowę.
Jesteś krytykiem kulinarnym w programie Masterchef: Mistrzowie. Czy to ciężkie zadanie mówić szefom, że popełnili jakiś błąd?
Ci naprawdę najlepsi chcą się uczyć. Dlatego są dosyć szczęśliwi z tego, że mogą usłyszeć krytykę. Oczywiście pod warunkiem, że jest ona konstruktywna. Natomiast ci kucharze, którzy nie chcą słyszeć niczego prócz pochwał, będą mieli problemy z tym, by się uczyć i doskonalić.
Co chwila pojawia się wrzawa wokół postaci Gordona Ramsaya i jego piekielnej kuchni. Twoim zdaniem większość szefów zachowuje się tak jak on, czy być może on pokazuje nam niewłaściwy obraz restauracyjnej kuchni?
Wydaje mi się, że style szefów znacznie się różnią. Obserwowałem kuchnie, w których pracownicy pracowali w zupełnym milczeniu. Jednak jako degustator rzadko mam wgląd za "kulisy". Chociaż może to i lepiej, że czasami nie wiemy o tym, co dzieje się za tymi obrotowymi drzwiami. Próbowałeś gdzieś polskich dań?
W Londynie jest kilka polskich restauracji. Z tych, w których byłem najlepsza jest Malina. Mieści się ona na Hammersmith.
Nie rozważasz wizyty w Polsce? Wreszcie mamy restaurację, która zdobyła gwiazdkę Michelina, więc może warto do nas przyjechać?
Już kiedyś odwiedziłem Kraków. Zjadłem naprawdę świetny obiad w restauracji Pod Aniołami. Podczas tego wyjazdu zabrano mnie do niesamowitej kopalni soli. O masz, Wieliczka! Zwiedziłem ją. To jedna z najbardziej niesamowitych atrakcji turystycznych na świecie.