Polscy ojcowie są troskliwi. Lubią bawić się z dziećmi i chcą spędzać z nimi jak najwięcej czasu. Nie jest to dobrze widziane m.in. przez szefów, którzy nie pozwalają im wychodzić przed 16 i nie traktują poważnie wniosków o urlop tacierzyński. Polscy ojcowie często zostają też po godzinach. W efekcie, jak donosi dzisiejsza "Gazeta Wyborcza", spędzają z dziećmi 53 minuty dziennie.
Ostatni raport na zlecenie Centrum Rozwoju Zasobów Ludzkich z 2011 r, na który powołuje się "Gazeta Wyborcza" pokazuje, że przeciętny polski tata zajmuje się dziećmi, kiedy trzeba się z nimi "pobawić, pójść na spacer albo zawieźć do przedszkola czy szkoły". Jak skarżą się ojcowie, szefowie nie pozwalają im wychodzić przed 16, więc rzadko kiedy mogą odebrać dzieci po lekcjach.
Mimo społecznej dyskusji o równości urlopów tacierzyńskich nadal wywołują one poruszenie w pracy. Jak pisze "GW", "dla wielu szefów istotą nie z tej ziemi jest ojciec, który chce wziąć urlop tacierzyński przysługujący po urodzeniu dziecka". Gazeta przytacza przypadek ojca, który złożył wniosek o taki urlop i został zwolniony, bo pracodawca zapomniał, że chroni go takie samo prawo, jakie mają matki po urodzeniu dziecka.
Według danych ZUS w ciągu dwóch lat funkcjonowania urlopu tacierzyńskiego, tylko 30 tysięcy ojców z niego skorzystało. To niewiele, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że w Polsce rodzi się rocznie ponad 400 tysięcy dzieci.
Nie wynika to jednak z tego, że ojcowie nie chcą spędzać czasu z dziećmi. Panowie, z którymi rozmawiała "GW" mówią, że robią to bardzo chętnie, ale niestety nie zawsze mogą. Na przeszkodzie stoi praca, bo nadal niewielu pracodawców akceptuje równe prawo ojców i matek do urlopów na dzieci. Zdecydowanie łatwiej mają ci pracujących w zachodnich firmach. Dla tych mniejszych nadal obowiązujący jest podział: matka - dzieci i dom, ojciec - praca i utrzymanie rodziny.
Urlop tacierzyński trwa dwa tygodnie. Gazeta zwraca uwagę, że kodeks pracy pozwala ojcom wziąć po 14 tygodniach resztę urlopu macierzyńskiego zamiast żony i partnerki (cały macierzyński trwa ponad pół roku). Niewielu panów jednak się na to zdecydowało, bo jak sami przyznają, kiedy składają taki wniosek "widzą dziwne uśmieszki i czują się trochę jak nieudacznicy".
Według socjolożki dr Małgorzaty Sikorskiej, która komentuje sprawę dla "Gazety Wyborczej", wynika to m.in. z tego, że same nazwy "tacierzyński", "macierzyński" sugerują, dla kogo jest ten urlop. Sikorska porównuje polskie realia do szwedzkich, gdzie ten urlop nazywa się po prostu rodzicielskim i rodzice mają łącznie 480 dni do podziału, co zdecydowanie przekonuje mężczyzn.