
Dosłownie cały świat widział filmik z jego wyczynem. Z jednej strony pisali o nim dziennikarze "Daily Mail", z drugiej puszczali go w głównym wydaniu rosyjskich wiadomości. Klayman wrzucił na YouTube film, w którym na nartach ciągnie go... pociąg. Za granicą nazwali go "Polskim Daredevilem", w kraju... debilem. Ten film to jednak nie wyjątek, a podobnych akcji ma jeszcze więcej.
REKLAMA
Na spotkanie Klayman przyjeżdża kolejką WKD. Tą samą, którą parę miesięcy temu ciągnęła go na nartach. Tym razem jechał jako pasażer – nie było śniegu. Trochę trwało namawianie go na wywiad. Sam tłumaczył, że nakręcił filmik dla własnej frajdy, a nie dla sławy. Mimo że zaznaczył, iż nie chce być kolejnym polskim Remi Gaillardem, to jednak potrafi podjechać na nartach pod McDonalds i poprosić o "kanapkę narciarza".
Niektórzy nazwali to co zrobiłeś aktem debilizmu, a nie heroizmu, a ty jak to nazywasz?
Po prostu fajnym sposobem na spędzenie sobotniego popołudnia. To, co zrobiłem nie było żadnym wielkim wyczynem, tylko dobrze zaplanowaną i skoordynowaną akcją. Niektórzy internauci mówili, że jestem głupi, że ryzykowałem swoje życie. Słyszałem wiele głosów potępiających mój czyn. Tyle, że ja zaplanowałem wszystko tak, by nie istniało żadne zagrożenie.
To znaczy?
Kolejka WKD rozpędza się do 70-80 kilometrów na godzinę. Tymczasem na zamkniętych trasach narciarskich osiągałem prędkości do około 130 km/h. Nie to, żebym robił z siebie jakiegoś wybitnego narciarza, bo tak nie jest, ale potrafię jeździć na nartach. Wiele tego hejtu wobec mnie może pochodzić z tego, że spora część polskich narciarzy/snowboardzistów nawet nie potrafi utrzymać orczyka. Dla nich jazda na nartach to pół dnia picia w barze, a potem podjazd. To oni robią rzeczy niebezpieczne, a nie ja.
Skąd w ogóle pomysł, by jeździć na nartach za pociągiem?
Zaczęło się od tego, że parę lat temu z kolegami robiliśmy podobne akcje, tyle że z samochodami. Rozpędzaliśmy się do setki. Gdzieś na jakiś zapuszczonych, nieodśnieżonych dróżkach ciągnięto nas na nartach i na snowboardach. Myślałem, żeby nakręcić filmik o tym, ale było ich pełno w sieci. A ja chciałem być pierwszym, który zrobi coś innego.
Dla sławy?
Nie. Dla zajawki. Nie mam zamiaru na tym filmie zarabiać. Gdyby tak było, to bym miał inny podkład muzyczny. Chciałem pokazać, jak ciekawie można spędzić sobotnie popołudnie. Pierwszy film powstał w 2009 roku. Drugi w tym.
Dlaczego nakręciłeś sequel?
Tamten film był słabej jakości. Nakręcony komórką, a chciałem zrobić coś lepszego. Teraz miałem do dyspozycji dwie kamerki. Film z drugiej jazdy na nartach za pociągiem był lepszej jakości. A że nikt nie zdążył jeszcze pojechać za pociągiem znowu byłem pierwszy.
Wyczyn Klaymana w głównym wydaniu rosyjskich wiadomości.
I cały świat to zobaczył...
Dokładnie. Tydzień po wrzuceniu filmiku do sieci kumple się do mnie odezwali, że byłem w głównym wydaniu rosyjskich wiadomości. Jakieś zagraniczne portale internetowe wysyłały do mnie prośby o zgodę na używanie materiału. Pisali o mnie w „Daily Mail”, francuskim M6, w Hiszpanii i wielu innych miejscach. Sam się w tym pogubiłęm.
Przy okazji dodali, że ściga cię za to policja.
Te informacje są wyssane z palca. Nikt mnie nie poszukiwał, gdyby to robili, to by już dawno temu mnie złapali. Na to nie ma żadnego paragrafu, więc nikt nie mógł nic zrobić. Poza tym kolejka nie rozpędzała się tak szybko, by stwarzać jakiekolwiek zagrożenie.
Gdyby ktoś wyszedł do ciebie z propozycją, byś podczepił się pod pociąg PKP to...?
Ale pozostaje pytanie „po co?”. Poza tym, sam sobie narzucam wyzwania, a nie robię rzeczy dla przyklasku publiki, która tylko czeka aż zrobię sobie krzywdę. Taka jazda wymagałaby dużo większych przygotowań, poza tym nie ma sensu abym jeździł za pociągiem, bo to byłoby odgrzewanie kotleta. Każdemu by się znudziło.
A nie myślałeś o karierze kaskadera?
Nie. To moje hobby. Kiedy byłem młody, zajarałem się tym, że na WF-ie nauczyli mnie padów. Doszedłem do takiej wprawy, że skakałem z różnych wysokości. Potem wyskakiwałem z jadącej WKD-ki (Warszawska Kolej Dojazdowa). Ten filmik ma kolega, nie wiem czy jest w sieci.
To co jeszcze robiłeś?
Czasem bawię się w driftowanie samochodem, ale tylko na mokrym, bo mocy w aucie mało. Jednak od kiedy pamiętam moją największą pasją są rowery w wersji miejskiej. Nie wjeżdżam na rampy, boję się hopek. Wolę wolną jazdę po mieście. Skaczę nad różnymi przeszkodami.
Włącznie z przeskakiwaniem nad żebrzącymi na ulicy...
Trochę mi się za ten filmik oberwało. Ludzie wyzywali mnie od najgorszych rzeczy, że znęcam się nad ubogim człowiekiem. A prawda o cyganach jest inna. Oni nie mają nic wspólnego z biedą. Ubogich nie widzimy, pracują dzień i noc, by utrzymać rodzinę.
Całkiem ostro. Mimo wszystko skaczesz nad człowiekiem.
To dawne czasy. Takich rzeczy już nie robię. Podobnie jak innych głupich akcji związanych z rowerem.
Czyli?
Kiedyś łapałem się samochodów i rozpędzaliśmy się do ponad 100km/h. Zdarzało się, że puszczałem się przy tej prędkości i stawiałem rower na koło.
Skoro tak lubisz prędkość, to może jeszcze spróbujesz coś z longboardami?
To chwilowa moda. Jest jeden problem z jazdą na longboardzie... najpierw musisz się przyznać do tego, że jesteś... lamusem. Wiele osób kupuje je sobie dla lansu i robi kółka wokół placu Zbawiciela. To głupie. W Warszawie widziałem tylko jednego porządnego longboardera, który w nocy na Agrykoli, ubrany w kombinezon motocyklowy, próbował osiągać niezłe prędkości. Ale to trudne, Warszawa to nie miasto dla tego sportu.
Czym zamierzasz nas zaskoczyć w najbliższym czasie?
Niczym. Nic nie planuję poza studiami. Wyjeżdżam na południe Francji, mam nadzieję znaleźć ciekawą pracę i nauczyć się francuskiego. Co do różnego rodzaju akcji - może tam wpadnę na jakiś ciekawy pomysł. Wyczyny, wyczynami ale trzeba jakoś zarabiać. Poza tym nie uważam siebie za jakiegoś kozaka. Po prostu lubię aktywnie spędzać czas i zrobiłem coś na co nikt inny wcześniej nie wpadł.
