- Może pan zacytować niecenzuralne słowa? To proszę napisać, że ja się czuję jak dziwka wydymana po jakimś gang bangu – wypowiedź piłkarza GKS-u Bełchatów, Tomasza Wróbla po przegranej z Cracovią to zdecydowanie najdziwniejsza pomeczowa opinia, z jaką się spotkałem. Ktoś powie – prostak, inny krzyknie „co za prymityw!”, a trzecia osoba po prostu się uśmiechnie. Bo sztampa zalewa polską piłkę, ale co jakiś czas wychylają się takie dodające kolorytu wyjątki jak Tomasz Wróbel. Bo właśnie dzięki nim jest w naszej ligowej szarzyźnie barwniej. Oto – pół żartem, pół serio - klasyfikacja piłkarzy ekstraklasy według tego, jak się wypowiadają.
Zbity pies – piłkarzy tego typu najwięcej jest w Cracovii, mimo że ostatni wers jej hymnu apeluje do „nie zejścia na psy”. Tabela ekstraklasy pokazuje jednak coś zupełnie innego, więc to właśnie w tym klubie najczęściej dochodzi do masochizmu w wywiadach. Prym od dawna wiedzie Mateusz Żytko, który praktycznie co mecz (z wyjątkiem ostatniego) staje przed dziennikarzami, bije się w pierś, bierze winę na siebie i z rozbrajającą szczerością po sobie jeździ. - Gdybym chlał wódę, imprezował, w domu niepoukładane, toby człowiek wiedział. Wszystkie te sprawy nie istnieją, a jest tak, jak jest – stwierdził po przegranym 0:3 meczu z Lechem. Więcej na filmiku.
Ostatnio Żytkę przebił jednak jego kolega klubowy, Marcin Budziński. Zacytujmy jego wypowiedzi dla „Gazety Wyborczej”.
- Chciałem porozmawiać o Pana zainteresowaniach, bo podobno są nietypowe jak na piłkarza. Muzyka, kino, książki...
- Może po prostu nie jestem prawdziwym piłkarzem? Może najlepsi nie czytają książek, a za to są geniuszami na boisku.
- Mocne słowa.
- Może i mocne, ale staram się nazywać rzeczy po imieniu. W ubiegłym sezonie grałem w czwartej lidze. Trener Dariusz Pasieka chciał mi pomóc, wyciągnął mnie do Cracovii, ale chyba nie udało się, bo potem trafiłem do Młodej Ekstraklasy. Może więc warto pomyśleć o innym zajęciu?
(...)
To jaki ma Pan talent? Do muzyki?
- Też nie. Robię to w domowym zaciszu. Moje muzykowanie to coś, co nie nadaje się na pokaz... W sumie tak jak gra w piłkę. CZYTAJ WIĘCEJ
Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że akurat Budziński ma pojęcie o piłce i do niego kibice „Pasów” nie mają zbyt wielkich pretensji za beznadziejne wyniki.
Jego śladem podążył też Krzysztof Bąk z Lechii Gdańsk, który po porażce z Podbeskidziem przyznał, że „gra w piłkę nie polega na tym, żeby wyjść i pokopać. Mamy na utrzymaniu rodziny i może przyjdzie taki czas, że trzeba będzie pójść do normalnej pracy, bo nikt nas nie będzie chciał”.
Trzeźwa ocena sytuacji – opinie wypowiadane zawsze z taką samą miną. Pełna powaga. Niezależnie czy drużyna wygrała, czy przegrała. Aha, i zawsze pada wniosek... o wyciągnięciu wniosków. Piłkarze tego typu wolą „zapieprzać” niż „dawać z siebie wszystko”. Sporo banału, ale nie ma kompletnej nudy. Zawsze jakieś jedno fajne zdanie się wyciągnie. No i nieźle to wygląda w telewizji. Przykład pierwszy z brzegu – Cezary Wilk z Wisły.
Niechętni – Wojciech Łobodziński (ŁKS) lub Piotr Celeban (Śląsk). Wywiady traktują jak zło konieczne i jeśli się z nimi nie znasz, to na wywiad nie ma szans. Plus jest taki, że jak już się wypowiadają, to generalnie mówią ciekawie. Do grupy niechętnych można też dodać podgrupę nieobytych, do której można zaliczyć największy talent polskiej piłki, czyli Rafała Wolskiego. W ich przypadku awersja, a raczej dystans do mediów wiąże się przede wszystkim z tremą. Z niej wynikają też czasami błędy językowe, lapsusy albo... kompletna nuda. Takich piłkarzy jest jednak niewielu, bo większość naszych ligowców kręci obecność kamer.
Rumaki – nazwa tej grupy pochodzi od nazwiska trenera Lecha, najnowszego mistrza słowotoku w ekstraklasie. W zasadzie po każdym meczu można przewidzieć, co powie (ostatecznie nie mówi niczego interesującego). A i sprawia wrażenie takiego, który nawet w życiu prywatnym „daje z siebie wszystko” i „robi, co może, żeby wszyscy byli zadowoleni”. Do grona rumaków można też trochę na zachętę zaliczyć młodego Sebastiana Stebleckiego z Cracovii.
Parcie na szkło – w miarę inteligentni goście, którzy działają według zasady – im więcej się o tobie pisze, tym lepiej. Często nie potrafią grać w piłkę – jak Łukasz Gikiewicz ze Śląska lub Daniel Gołębiewski z Korony, ale generalnie są bardzo sympatyczni i rozmów z mediami nie odmawiają. Tylko temu pierwszemu jakiś czas temu odkręciła się sodówka, bo uznał, że będzie autoryzował wywiady udzielane... mailem. Prawdopodobnie chciał sprawdzić, czy nie nasadził błędów ortograficznych.
Inteligenci – Osman Chavez, bracia Żewłakow, Bruno Coutinho, Wojciech Grzyb, Marcin Baszczyński, Sebastian Mila... Można wymieniać i wymieniać. Przykładów graczy, którzy zaprzeczają stereotypowi głupkowatego piłkarzyka, jest wbrew pozorom wiele. W większości są to ludzie z klasą (nie licząc wspomnianego Bruno) i bardzo dobrzy zawodnicy o bogatej karierze. Tu wyjątkiem jest Antoni Łukasiewicz, piłkarz absolutnie przeciętny, ale o wyjątkowej elokwencji, choć czasami zdarza mu się zaplątać („Piłka nożna jest jak prostytutka. Trzeba ją szanować”). Przyszłość ma jednak Antek raczej zapewnioną, bo po zakończeniu kariery któraś ze stacji telewizyjnych powinna się do niego zgłosić.
Kozaki – lubią media, bo tylko czekają na okazję, żeby się po kimś przewieźć. Elokwentni, podobnie jak grupa wyżej, ale bardziej bezpośredni. Stawiają na konkrety, bez owijania w bawełnę. Do tego grona pasuje wyszczekany Wojciech Pawłowski z Lechii Gdańsk, Łukasz Madej ze Śląska, który zawsze sprawia wrażenie wkurzonego lub Kamil Kosowski z Bełchatowa, który nigdy nie krył, że w piłce się piło, pije i pić będzie. Od biedy można tu też dołączyć Krzysztofa Króla z Podbeskidzia, największego bajkopisarza ligi. Więcej o nim TUTAJ
Mistrzowie ciętej riposty – innym słowem – bystrzaki. Połączenie kozaków z inteligentami, tyle że jeszcze bardziej bezpośredni. Ich wypowiedzi nie są tak ładnie ubrane w słowa, ale praktycznie zawsze są błyskotliwe. W tym przypadku na myśl przychodzi nam Tomasz Frankowski oraz autor zacytowanej we wstępie najmniej sztampowej wypowiedzi pomeczowej w historii polskiej piłki – Tomasz Wróbel.
Prejuce Nakoulma – dla najbardziej sympatycznego piłkarza naszej ligi trzeba było stworzyć oddzielną kategorię :)