
"Miłość na bogato" miało pokazywać życie w stylu glamour w Polsce. Niestety, nowy serial telewizji Viva nie tylko nie ma nic wspólnego z tym, jak wygląda "Warszawka", ale do tego nie da się go oglądać. Miażdżąca krytyka Karoliny Korwin-Piotrowskiej pod adresem serialu to zdecydowanie za mało.
Rzecz MOCARNA. Marcela z koszmarnym seplenem nie będzie ani Jandą ani nawet Kasią Cichopek ani tym bardziej Edytą Herbuś. Jej siostra, co przyjeżdża z małego miasta- podobnie. Chudość nie oznacza talentu aktorskiego. Sorry. Pani, która była z wargami sromowymi na imprezie promocyjnej, mało mówi, a jak coś powie, to granica wytrzymałości estetycznej odbiorcy przesuwa się niebezpiecznie daleko....Jest jeszcze pani z wytrzeszczem, która udaje chyba stylistkę. Dialogi oparte na słowach-kluczach czyli : "noooo...", "ok", "tak?'. Fabuła- brak słów. Bogactwo jest ale rodem z bazaru w stylu jak sobie mały Jasio wyobraża "Holyłód w Polandzie". Ale- co ciekawe- mogą to niektórzy oglądać, bo to miejskie "Pamiętniki z wakacji"/ "Dlaczego ja?". I ja się nie zdziwię, jeśli będą kolejne serie, bo nigdy za dużo miastowej miazgi.
Słowa Karoliny Korwin-Piotrowskiej to jednak za mało, by w pełni zrozumieć jak zła jest "Miłość na bogato".
Na dzień dobry bowiem jedna z bohaterek mówi drugiej (kuzynka z małej wsi, która przyjechała w stolicy szukać szczęścia i pieniędzy w modelingu), że "życie w Warszawie jest łatwiejsze", bo jest więcej możliwości. Oczywiście, to prawda, ale tylko połowiczna. Bo niestety, ale na te same możliwości poluje o wiele więcej osób i tylko niewielu z nich naprawdę się udaje. A życie wszystkich kosztuje tak samo drogo.
Luksusu, przyznam szczerze, nie widziałem też w ujęciach Warszawy. A przecież miejsc, w których można by zrobić świetne kadry, nie brakuje. Tymczasem serwuje się standard: kawałek Nowego Światu, jakieś tam witryny sklepów z ciuchami, i w sumie... to tyle. Akcja dzieje się jeszcze w bloku (apartamentowcu?) i "jednym z najlepszych klubów w Warszawie". Rzeczywiście, złoto prawie kapie z sufitów. Prawie.
O fabule tego serialu można powiedzieć tyle, że jest. Niedawno mój kolega redakcyjny Michał Mańkowski pisał o serialach dla kobiet, których cała fabuła kręci się wokół kwestii: on kocha ją, ona innego, a tamten inny jeszcze inną. Tutaj mamy podobnie. Bieg zdarzeń jest tak samo przewidywalny, co los polskich drużyn w Lidze Mistrzów.
Najzabawniejsze w tym serialu jednak jest to, że niestety, ale kompletnie nie pokazuje on jak wygląda życie w Warszawie "na bogato". Rzadko kiedy bowiem pije się tu szampana w środku dnia, a kabriolety i apartamenty tak naprawdę większość ludzi kupuje na kredyt – a potem zjada z nerwów paznokcie, jak się okazuje, że nie ma z czego spłacać. Takich naprawdę bogatych jest garstka i raczej nie chwalą się oni kasą na prawo i lewo.
Podobnie jest z imprezami. Jeśli ktokolwiek sądzi, że weekendowa impreza w klubie – a w tym konkretnym, przedstawionym w serialu miałem (nie)przyjemność być kilka razy – wygląda tak, jak w serialu, to grubo się myli.

