
"Niech żywi nie tracą nadziei" – chciałoby się powtórzyć za Słowackim po meczu Polska – Czarnogóra. Nasza reprezentacja zremisowała na Stadionie Narodowym 1:1. Teoretycznie mamy jeszcze szanse na awans, ale kluczowe jest tutaj słowo "teoretycznie". Musielibyśmy pokonać nie tylko Ukrainę, ale i Anglię na Wembley. Ale jest też pozytyw – gra w wykonaniu Polaków wyglądała naprawdę dobrze.
REKLAMA
Pilska reprezentacja musiała wygrać na Stadionie Narodowym z Czarnogórą, aby mieć realne szanse na awans do piłkarskich mistrzostwa świata w Brazylii. Szanse nadal ma, ale już czysto matematyczne. Musielibyśmy wygrać nie tylko z San Marino (to spotkanie już 10 września), ale także z Ukrainą i Wielką Brytanią (gramy na Wembley, nie u siebie). Tymczasem mecz z Czarnogórą skończył się wynikiem 1:1, a pierwszego od ponad 14,5 godz. gola dla Polski strzelił Robert Lewandowski.
Przed skrytykowaniem naszej kadry trzeba pamiętać, że Czarnogóra to znacznie silniejszy zespół. Ten niewielki kraj jest w rankingu FIFA na 28 miejscu, my aż 50 pozycji za nią. Dlatego należy być zadowolonym z poziomu gry, jaki zaprezentowali polscy piłkarze. Mieliśmy nawet szansę na wygraną, ale holenderski sędzia nie uznał gola Błaszczykowskiego w ostatniej akcji meczu. Stwierdził, że był spalony.
Dlatego rozgoryczeni utratą szans na awans komentatorzy piszą już o dymisji Waldemara Fornalika. Ale na pomeczowej konferencji trener zapowiedział, że nie zerwie kontraktu i nadal będzie prowadził kadrę.
