
Karpiniarz, Zecer, Ludwisarz, Konwisarz, Modystka, Płatnerz – współcześnie nazwy te brzmią jak nazwiska i chociaż nazwiskami rzeczywiście mogłyby być, są to przede wszystkim zawody. Zawody ginące, bo jeszcze 50 lat temu na rynku pracy roiło się od tego typu profesjonalistów. Wyparci zostali przez rozwój nowoczesnych technologii, zmianę profilu konsumpcji i zapotrzebowania konsumenckie.Ci, którzy pozostali, mówią, że nie mają komu swojego fachu przekazywać, a sami stają się atrakcją turystyczną i wspomnieniem „starych, dobrych czasów”.
REKLAMA
Pamiętam jak w zerówce, na lekcji angielskiego wybieraliśmy fiszki z zawodami. Mieliśmy wybrać taki, który kiedyś wybierzemy. Ja wybrałam ogrodniczkę (nie mylić z kwiaciarką) i wszyscy, włącznie z Panią Od Angielskiego, zaczęli się śmiać. Pani zaczęła mi tłumaczyć, że takiego zawodu już nie ma i że na pewno nie zostanę ogrodniczką. Jakie zawody zatem są, a jakich nie ma? Kim można i opłaca się zostać? Które zawody przetrwają każdą burzę jak Beata Kozidrak, a które zostaną opowieścią dla chętnych?
Zecer był wysoko wykwalifikowanym pracownikiem zecerni, którego praca polegała na składzie ręcznym na potrzeby druku typograficznego. Zawód ten wymagał ogromnej wiedzy i doświadczenia. Zecer musiał opanować biegle czytanie tekstu jednocześnie do góry nogami i w odbiciu lustrzanym. Zecerzy bardzo często chorowali na saturnizm, często też tracili słuch od ogromnego hałasu panującego w zecerni. Dziś druk kojarzymy wyłącznie z drukiem cyfrowym i DTP, czyli publikowaniem zza biurka, który wyparł zecerstwo w latach 80 XX wieku. Zawodem, który również został wyparty przez rozwój technologii jest ludwisarz, który zajmował się odlewaniem posągów, świeczników i dzwonów. Zawód ten powstał w XIII wieku, a swoją karierę zakończył w wieku XIX wraz z rozwojem przemysłu metalurgicznego. Jak zauważa Dominika Bara, wspólną cechą tych a także innych zawodów takich jak krzykacz miejski (coś w rodzaju TVN24 naprawdę na żywo, na ulicy) jest to, że produkt pozostał, zmieniły się natomiast narzędzia je wyrabiające – człowieka zastąpiła maszyna.
Wyrabianiem damskich kapeluszy, woalek pogrzebowych i ślubnych, wianków i sukienek do pierwszej komunii zajmowała się modystka. Narzędzia, którymi się posługiwała były bardzo złożone i tym samym wymagały od rzemieślnika dużej wiedzy. Modystki posługiwały się palnikami spirytusowymi, parownicami i imadłami. Mimo, że zawód odchodzi w zapomnienie, znajdziemy parę modystek nie tylko na warszawskim Powiślu, ale i w internecie. Jedną z nich jest Małgorzata Wybrańska, która fachu uczyła się Katty Janneh i Rosy Cory – modystki królowej Elżbiety II. Właśnie wyrób dóbr ekstremalnie luksusowych, dla majętnych konsumentów, jest czynnikiem, który sprawia, że na przykład zakład szewski Jana Kielmana istniejący od 1883 nadal istnieje na ulicy Chmielnej w Warszawie, gdzie czynsz za wynajęcie lokalu kosztuje 17 tysięcy złotych. Firma została zamieszczona w angielskim almanachu pt. Europe's Elite 1000, mieszczącym historię tysiąca najbardziej ekskluzywnych miejsc w Europie. Jednak, kiedy modystki nie szkoliła protegowana Elżbiety II, zaczyna się robić ciężko, tak jak w wypadku Pani Czesławy Derdy, która przyznaje, że jej zakład ratują tylko zamówienia na czapki od harcerzy.
Zawody znikają. Jest to nieodłączny element postępu technologicznego. Brak popytu na ręcznie wyrabiane przedmioty wiąże się również z napływem ogromnej ilości rzeczy produkowanych masowo. Konsekwencją zanikania zawodów jest pojawianie się nowych takich jak „social media geek”, psi treser czy „coolhunter”.
Michał Kaźmierczak i Agnieszka Kaczmarczyk to autorzy fantastycznego projektu „Ginące zawody”, którego celem, jak sami mówią, jest zwrócenie uwagi na nieuchronne przemiany spowodowane rosnącą globalizacją handlu i produkcji. Projekt ten skupia się na przedstawieniu sytuacji dzisiejszych mistrzów, którzy nie spełnią najważniejszej powinności mistrza – wykształcenia ucznia (dla przykładu obecnie na terenie całej Polski działa zaledwie 92 garncarzy, wśród nich tylko 15% to osoby w wieku do 45 lat, zaś przeważającą większość (85%) stanowią twórcy starsi jak podaje tiberia24.pl). Autorzy projektu wierzą, że świat, mimo rosnącej zamożności i dostępności dóbr, za kilkadziesiąt lat będzie biedny - biedny, ponieważ zabraknie rzeczy tworzonych z duszą. Wspaniałe zdjęcia i opowieści głównych bohaterów: kowala, rusznikarza, snycerza i innych znajdziecie pod tym adresem.
Dziś tradycyjnych rzemieślników możemy znaleźć „idąc” Szlakiem Rękodzieła Ludowego w Białymstoku, Szlakiem Ginących Zawodów, czy wielokrotnie nagradzanym trzydziestokilometrowym rowerowy „Szlak Garncarski” w Medyni Głogowskiej. Ciekawym miejscem jest też Centrum Edukacji Regionalnej i Przyrodniczej w Mniszkach w gminie Międzychód, który promuje nowe, lokalne postawy wśród młodych mieszkańców, zachęcając ich do podjęcia pracy w zawodzie pszczelarza, bednarza czy szewca. Również w Pawłowie na Lubelszczyźnie od tego roku słynny Jarmark Pawłowski zmienił swoją dotychczasową formułę na rzecz promocji rodzimych produktów i ekologicznej żywności. Warszawiacy, chcący poznać bliżej specyfikę ginących zawodów, mogą uczestniczyć w warsztatach na których uczestnicy poznają tajniki pracy bursztyniarza, kołodzieja, kowala, pszczelarza, tkaczki i stolarza – cieśli (informacje znajdziecie pod tym adresem ), a wrocławianie zaangażować się w działalność fundacji Dom Pokoju, który w tym roku zorganizowali projekt „Ginące zawody Śródmieścia”.
Jakie są zawody, które za 30 lat znajdziemy wyłącznie na Wikipedii? Mimo, że Polska jest wciąż najmniej zrobotyzowanym krajem w Unii Europejskiej, niektóre zawody staną się niszowe w bardzo szybkim czasie. Być może będzie to pracownik zakładu fotograficznego, pracownik na kasie w supermarkecie, ochroniarz czy pracownik domu kultury. A może się mylę? Może wśród was są przedstawiciele zawodów, które są nieśmiertelne albo tych, które nigdy nie były obecne w wyszukiwarce portalu pracuj.pl? Czekam na Wasze komentarze w sprawie.
