Rzecznik rządu przekonuje, że to związkowcy są winni zerwania rozmów z rządem. Przekaz, jaki płynie ze strony związkowych liderów podczas wielkiej akcji protestacyjnej Paweł Graś ocenia jako przewidywalny. Jego zdaniem Piotr Duda stał się zakładnikiem swoich ambicji politycznych, dlatego zamiast rozmawiać, woli wyprowadzać ludzi na ulice.
Paweł Graś zapewnia, że sytuacja rządu i jego partii nie jest tak zła, jak opisują to media czy protestujący związkowcy. – Nie czuję się jak na Titanicu. Wszystko jest w porządku – zapewnił, pytany przez Bogdana Rymanowskiego. – Niczego innego po Piotrze Dudzie, zadeklarowanym przeciwniku rządu, nie można się spodziewać – dodał.
W ocenie rzecznika rządu lider "Solidarności" przeszedł w ostatnich latach głęboką przemianę. – Myślę, że ktoś zrobił Piotrowi Dudzie krzywdę. Kiedyś był innym człowiekiem, bardzo otwartym. Bardzo lubiłem z nim rozmawiać, wymieniać się poglądami. Wiem, że pan premier również. Ale coś się stało, jak zaczęli w nim widzieć nowego Wałęsę – diagnozował Graś w TVN24. – Piotr Duda poza epitetami nie ma do powiedzenia nic, co mogłoby porwać związkowców – dodał.
Polityk PO przekonuje, że wysoki poziom poparcia dla postulatów protestujących to nic dziwnego. – Tak już jest, że naturalnym odruchem jest poparcie dla związkowców, nawet jak się jest pokrzywdzonym przez protesty – stwierdził. – Nie lekceważymy protestów, proponowaliśmy powrót do rozmów w komisji trójstronnej – ocenił. Zaznaczył jednak, że nie ma co liczyć na spełnienie postulatów związkowców. – Mało przychylni rządowi dziennikarze z "Rzeczpospolitej" wyliczyli skutki spełnienia postulatów związkowców. To setki tysięcy dla budżetu i strata 300 tysięcy miejsc pracy. Na to nie pozwolimy – zapewnił.
Wciąż jednak nieznana jest data zapowiadanej od dawna rekonstrukcji rządu. – Ewentualna zmiana będzie po półmetku kadencji. Pan premier usiądzie ze swoimi ministrami, podsumuje realizacje pierwszego i drugiego expose, spyta o plany na drugą połowę kadencji i wtedy ewentualne zostaną podjęte decyzje personalne – opisywał rzecznik rządu.
Graś protestował przeciwko przedstawianiu działań Donalda Tuska jako prób zmarginalizowania Grzegorza Schetyny. Przypomniał, że to pierwszy wiceprzewodniczący PO. Jego zdaniem próbą osłabienia wpływów Schetyny nie jest start Jacka Protasiewicza w wyborach na szefa dolnośląskiej PO.
– Bardzo się ciesze, że politycy w regionach mają ambicje. Na pewno Donald Tusk nie poprosił Protasiewicza, aby wystartował przeciwko Schetynie, takie pomysły rodzą się w regionach. To waleczność, bo nie jest łatwo wystartować przeciwko Grzegorzowi, on nie lubi konkurencji – stwierdził jeden z najbliższych współpracowników Donalda Tuska.