To nie będzie historia osób, które rzuciły znienawidzoną korporację. Arek, Wojtek i Radek kochali swoją pracę i nigdy nie sądzili, że kiedykolwiek zmienią zawód. Jak mówią, ktoś zadecydował za nich. I choć w Polsce mamy 40 milionów fotografów, oni wybrali inną drogę. To będzie więc opowieść o tym, że można na nowo odnaleźć się na rynku pracy, nawet w dojrzałym już wieku.
Gdy wracałem do redakcji ze spotkania z bohaterami tego artykułu, w mojej głowie było jedno słowo: kompromitacja. Amatorskie zdjęcia, które im zrobiłem, wywołają w najlepszym wypadku uśmiech na ich twarzach. Z drugiej strony pomyślałem, że zdjęcia wykonane przez takiego fotograficznego żółtodzioba jak ja, idealnie pasują do historii o trzech profesjonalistach, którzy odeszli z zawodu.
Dlaczego to zrobili? Trochę nie mieli wyjścia. Zostali postawieni pod ścianą przez swoich pracodawców, którzy pomimo wielu lat współpracy, z większym sentymentem zaczęli spoglądać na słupki w Excelu, niż na warsztat i doświadczenie swoich pracowników. Ci stwierdzili zatem, że muszą na nowo odnaleźć się na rynku, niekoniecznie fotograficznym.
A miało być tak pięknie...
Arek Ścichocki mieszka w podwarszawskiej Falenicy. Jako fotograf pracował w Agorze. Droga do jego domu w niczym nie przypomina miejskiego zgiełku w którym pracował przez ostatnie 20 lat. Jak mówi, fotografią zajmował się od zawsze. – Była to jednocześnie pasja i praca – stwierdza bez wahania. I choć w tym zawodzie nigdy nie było łatwo i każdy musi powalczyć o swoje miejsce w branży, Arek ponad rok temu powiedział "stop".
Wojtek Surdziel pracował w tej samej firmie co Arek. Nadal utrzymują kontakt, choć nie widują się już tak często. Od czasu do czasu podsyłają sobie zlecenia, gdy zadzwoni klient z prośbą o zrobienie zdjęć. Jednak dziś fotografia jest dla nich jedynie dodatkowym zajęciem i hobby, a nie źródłem utrzymania. – Robię zdjęcia dla przyjemności, a nie dla pieniędzy – mówi Wojtek.
Radek Pasterski, były fotograf "Rzeczpospolitej", pracował w zawodzie znacznie krócej, niż Wojtek i Arek. Cztery lata to nie jest długi staż w branży. Jednak jak przekonuje, jeszcze niedawno wydawało mu się, że będzie wykonywał ten zawód przez całe życie. Tym większe było jego zdziwienie, gdy na dzień przed świętami Bożego Narodzenia otrzymał wymówienie.
Społecznie użyteczny
Fotografia od zawsze była wielką pasją Arka, lecz nie jedyną. Jeszcze pracując w medialnej korporacji, bardzo interesował się stolarką. – To jeden z najstarszych zawodów, który jest naprawdę pasjonujący – mówi podczas rozmowy w warsztacie. To właśnie stolarka stała się dziś jego głównym zawodem. – Jak jeździłem na plenery fotograficzne to zerkałem na fajne domy, ładne drzwi, obróbki stolarskie – wspomina. Skąd ma wiedzę na temat stolarki? Między innymi z ukończonych kursów, internetu i literatury.
– Kiedyś jeszcze pracowało się w ciemni, a teraz siedzi się tylko przed komputerem i klika myszką. Brakowało mi pracowni, w której mógłbym się schować, postukać raz czy dwa razy w tygodniu. Czasem człowiek po prostu potrzebuje zamknąć się ze swoimi materiałami i popracować manualnie. A obrabianie fotografii przed komputerem chyba nie jest naturalnym sposobem na spędzanie życia – mówi Arek.
Gdy odwiedziliśmy Arka w jego warsztacie, pracował akurat nad barierką. Od czasu do czasu naprawia też stoły, krzesła i realizuje nietypowe, bardzo indywidualne zamówienia, których nie można kupić w sklepie. – Będąc reporterem można się kręcić trzy dni i niczego fajnego nie zrobić. Jak człowiek jest trochę starszy, to rozumie, że nie ma już tego czasu nie wiadomo ile – mówi.
Dzięki nowemu zajęciu Arek czuje, że robi coś pożytecznego. – Zawód który teraz wykonuję jest na pewno bardziej użyteczny i mniej koniunkturalny. Stolarz zawsze będzie potrzebny... A fotograf? Może tak, a może nie – stwierdza.
130 powodów zmiany zawodu
– W tym kraju jest 40 milionów fotografów. Każdy ma smartfona i łatwość fotografowania jest w tej chwili nieprawdopodobna – słyszę od Wojtka Surdziela, którego odwiedziłem w sklepie z winami. Były fotoreporter prowadzi go dopiero od czerwca, ale jak przekonuje, nie boi się o jego powodzenie. – Włożyłem w to tyle pracy, energii i pieniędzy, że nie wyobrażam sobie sytuacji, że mogłoby mi się nie udać – mówi zdecydowanym głosem.
W części sklepu w której rozmawiamy słychać echo. Na razie znajduje się w nim 130 rodzajów wina, lecz docelowo będzie ich ponad 350. Rozmawiając z Wojtkiem nie mam obaw, czy jego nowa droga życiowa okaże się sukcesem. W jego głosie słyszę bowiem to samo, co kilka godzin wcześniej zauważyłem u Arka. Mam na myśli pasję. – Wino było nią od zawsze, ale szczególnie mocno nabrała znaczenia około trzech lat temu. Pojechałem z przyjaciółmi do Bordeaux i otworzyły mi się oczy – mówi początkujący przedsiębiorca.
Wojtek rozstał się z firmą półtora roku temu. – Wylądowałem na bruku po 19 latach pracy – mówi. Jak twierdzi, dziś jednak nie myśli o przeszłości, bo przede wszystkim nie ma na to czasu. Własny biznes skupia dziś praktycznie całą jego uwagę. – Jeśli miałem jakieś złości i frustracje, to są one dawno za mną – zapewnia.
Pewnego Razu...
Radek pracował jako fotoreporter znacznie krócej niż pozostali bohaterowie artykułu. Nie oznacza to jednak, że rozstanie z zawodem było dla niego łatwe. Podobnie jak Arek i Wojtek wydawało mu się, że będzie robił zdjęcia do końca życia. – Możesz być fotoreporterem, ale musisz też z czegoś żyć. Być może niektórym fotoreporterom nadal żyje się dobrze, ale u mnie to się skończyło – mówi w remontowanym przez siebie lokalu. Nie ma w nim jeszcze farby na ścianach, ale jest już nazwa - "Pewnego razu".
Radek zaczyna nową drogę. – Od zawsze marzyłem o tym, aby prowadzić kawiarnię, gościć ludzi, karmić ich i gotować – mówi. I choć w przyszłej knajpie na razie nie ma gości, a jedynie robotnicy, były fotoreporter już dziś opowiada o atmosferze, jaka będzie panowała w lokalu, który będzie prowadził wraz z przyjaciółmi - Zuzą i Maćkiem.
– To jest ryzyko, które ja podejmuję – mówi. – Kiedyś kręciło mnie to, że uczę się fotografii i poznaję coś nowego. Dziś uczę się kawy i to mnie kręci – słyszę od Radka.
Po zwolnieniu z pracy Radek próbował robić zdjęcia na zlecenie, ale to wszystko było jakby na pół gwizdka. – Czekałem na telefon, byłem na czyjejś łasce, to nie były stałe pieniądze. Rynek się zmienił, a ja nie chciałem wstawiać zdjęć w komis i robić je po to, aby robić – mówi.
Nie ma powrotu
Każdy z byłych już fotoreporterów wybrał inną branżę. Jednak podczas rozmów okazało się, że naprawdę wiele ich łączy. Chodzi nie tylko pasję do fotografii, której żaden z nich nie rzucił w kąt. Arek od zawsze pasjonował się stolarką. Wojtek kochał wino, lecz dopiero po latach odkrył, że może odegrać w jego życiu większą rolę. Radek marzył o tym, aby kiedyś założyć własną knajpę. Zwolnienia, które dotknęły całą branżę, paradoksalnie pozwoliły im odkryć nowe drogi. Jak mówią zgodnie, drogi w jedną stronę.
– Kiedy trafiłem do firmy, w której pracowałem 20 lat, wydawało mi się że to najlepsze miejsce, w jakim mogłem się znaleźć. Odtrącenie odbija się pewną awersją, czy też dystansem do zawodu. Nie wiem, może niektórzy wrócą. Ja do reporterki na pewno nie wrócę – mówi stolarz Arek Ścichocki.
– Dziwię się kolegom, którzy uważają, że wrócą dobre czasy – dodaje Wojciech Surdziel. – Rynek jest tak zepsuty, że nie chce mi się wierzyć, że wróci świadomość wartości dobrego zdjęcia. Myślę że jest to zaklinanie rzeczywistości przez ludzi, którzy jeszcze ten zawód wykonują. Nie wyobrażam sobie powrotu do zawodu – mówi stanowczo właściciel sklepu z winami.
O możliwość powrotu do zawodu zapytałem również Radka. – A co powiedzieli chłopaki? Bo ja nie wrócę na pewno – usłyszałem. Jestem świadomy tego, jakie są zmiany na rynku. To tak, jakbyś produkował zielone łopaty, a nagle wszyscy chcą kupować czerwone. Nie ma sensu, abyś dalej ciągnął to co robisz. Albo robisz czerwone, albo co innego. Ja wybrałem co innego – mówi współwłaściciel knajpy, której otwarcie planowane jest już za miesiąc.