Leszek Miller już dzisiaj jest nazywany nieformalnym wicepremierem rządu Donalda Tuska, a po kolejnych wyborach to jego partia ma zapewnić PO większość rządową. – Nie jestem nieformalnym wicepremierem. Moje kontakty z panem premierem są więcej niż sporadyczne. To, co się na ten temat mówi to zwykła plotka – zapewnia Miller w "Bez autoryzacji".
Dzień dobry. Jeszcze "panie premierze Miller" czy już "panie wicepremierze Miller"?
Na razie proszę do mnie mówić "panie przewodniczący".
Chciałby pan, żeby jeszcze można było mówić do pana "wicepremierze"? A może znowu "premierze"?
Jak ktoś był premierem i słyszy "wicepremierze", to nie brzmi zbyt ekscytująco.
Ale nie zawsze okoliczności składają się tak, żeby można mówić "premierze" ze względu na obecnie sprawowaną funkcję.
Myślę, że rzeczywiście nie są. Ale chcę po prostu podkreślić, że jak ktoś był premierem, to nie wygląda funkcji wicepremiera.
Niektórzy mówią, że już pan jest nieformalnym wicepremierem. Czy pan często spotyka się z premierem, doradza mu? Donald Tusk takich rad potrzebuje?
Nie jestem nieformalnym wicepremierem. Moje kontakty z panem premierem są więcej niż sporadyczne. To, co się na ten temat mówi, to zwykła plotka.
Gowin był ostatnią przeszkodą w bliższej współpracy SLD i Platformy?
Nie sądzę, żeby pozycja Jarosława Gowina była taka, żeby on decydował o przyszłej czy obecnej polityce Platformy.
Dlaczego SLD ma tak niejasne stanowisko w sprawie referendum w stolicy? Warszawskie struktury odroczyły wydanie swojej rekomendacji, jeśli chodzi o głosowanie 13 października. Na co jeszcze czekacie? Czy Hanna Gronkiewicz-Waltz przez ten niecały miesiąc może się stać wspaniałą gospodynią albo przeciwnie – zepsuć coś tak, że opinia na jej temat zmieni się diametralnie?
Odroczyła, bo warszawskie SLD przeprowadziło badania sondażowe na temat szans referendum, szans potencjalnych kandydatów i chce z wynikami tego badania zapoznać wszystkich członków partii i spotkać się wtedy, kiedy będzie można podjąć decyzję, czyli na jakieś dwa tygodnie przed referendum.
Którą z opcji pan rekomendowałby w sprawie referendum?
Ja nic nie rekomenduję. Nie mogę uznać, że moi koledzy z Warszawy wiedzą mniej niż ja. Zapewne dostosuję się do wskazań, które warszawskie SLD zaproponuje.
Życzyłby pan sobie takiego przebiegu protestów, jaki obserwowaliśmy w ostatnich dniach? Podobno lepiej, żeby stawiali pomniki w pozie Lenina, niż palili kukły. Kiedy pan był premierem te demonstracje wyglądały znacznie ostrzej.
Nie, kiedy ja byłem premierem to tak ostre nie były. Najostrzejsze były w latach 90. Łącznie z tym, że w '97 r. "Solidarność" próbowała podpalić siedzibę SLD na Rozbrat, polali ją benzyną. Warszawa była pełna zdeterminowanych górników czy hutników, którzy zamieniali ulice Warszawy w pole bitwy. To, co związkowcy pokazali w ostatnich dniach to była bardzo pokojowa demonstracja, dobrze zorganizowana. Myślę, że wywołała duże wrażenie. Związki, te trzy centrale, na pewno mogą mówić o sukcesach.
O ile nie pochwalam metod stosowanych dawniej przez protestujących, to może jednak one były dowodem prawdziwej emocji, gniewu, niezadowolenia. A dzisiaj to manifestacja polityczna, dobrze zorganizowana, ale nie z inicjatywy związkowców tylko ich liderów.
To nie była manifestacja polityczna, bo większość haseł to hasła socjalne i społeczne. Zwłaszcza, jeśli chodzi o OPZZ. No "Solidarność" domaga się przyspieszonych wyborów, więc tu już mamy hasła polityczne. Tamte protesty też były organizowane odgórnie, bo nie można zrobić tak wielkich manifestacji na zasadzie spontaniczności. Natomiast wtedy likwidowano tak wielkie zakłady jak kopalnie czy huty, a dzisiaj już tego nie ma, bo kopalnie zostały zlikwidowane.
Nie wiem, czy to możliwe, natomiast pan profesor jest ekspertem Episkopatu i to wyjaśnia wiele. Jeśli on mówi, że dzieciom narodzonym dzięki in vitro grozi upośledzenie, to ten przykład dowodzi, że grozi przede wszystkim dzieciom poczętym po bożemu. To są brednie, bzdury, których nikt nie powinien traktować poważnie. A to, że pan profesor ma tytuł profesora, to tym gorzej dla polskiej nauki.