"Na biednych nie trafiło" - myśli wielu z nas, gdy słyszy o kolejnych kradzieżach infrastruktury kolejowej, telekomunikacyjnej i energetycznej. Tymczasem każdego roku polskie firmy tracą przez złodziei miliony złotych, a głupota złomiarzy wystawia każdego z nas na niebezpieczeństwo. Wielogodzinne spóźnienia pociągów, odcięcie od świata, niedziałające telefony alarmowe - to wszystko sprawki "drobnych" złodziejaszków, którzy w sądach często odpowiadają jedynie za... wykroczenie.
Miliony złotych strat i niewiarygodne niebezpieczeństwo. To rzeczywiste skutki tego, co często wciąż uważamy w Polsce za rodzaj prowincjonalnego folkloru i co najwyżej drobny występek. Tak przecież złodziei trakcji kolejowej, czy infrastruktury energetycznej i telekomunikacyjnej widzi nie tylko przeciętny Polak, ale nawet sądy. Złodzieje czyhający na łatwy łup z cennych surowców, którego pełno dokoła, trafiając przed sąd nieraz słyszą jedyne zarzuty... z kodeksu wykroczeń. Dopóki przez ich głupotę nie wydarzy się żadna tragedia, wymiar sprawiedliwości bierze jedynie pod uwagę wartość tego, co ukradli.
Bogatego nie żal
Zwykle to druty i elementy stalowe za maksymalnie kilka tysięcy złotych. Często łup wydaje się wart kilkaset złotych i wtedy zwykle kończy się na orzeczeniu znikomej szkodliwości społecznej czynu. Naprawdę?! Zupełnie innego zdania są ci, których non-stop się w ten sposób okrada. Przed rokiem Urząd Komunikacji Elektronicznej, Urząd Regulacji Energetyki i Urząd Transportu Kolejowego postanowiły połączyć siły przeciwko przestępcom i zaczęto od podliczenia rzeczywistych kosztów, z którymi wiąże się nawet drobna kradzież elementów infrastruktury.
Bo gdy sądy orzekały o niskiej szkodliwości społecznej czynów "drobnych" złodziejaszków, okradane przedsiębiorstwa musiały słono za to płacić. Firmy telekomunikacyjne głupota złodziei kosztowała tylko w minionym roku prawie 40 mln zł. Koncerny energetyczne za kradzieże musiały zapłacić ponad 16 mln zł, a na kolei koszty tego typu wyniosły niecałe 8 mln zł. Bo nawet metr skradzionego kabla, czy trakcji to ogromny wydatek związany z przywróceniem instalacji do właściwego działania. Kradzież sprzętu wartego teoretycznie kilkaset złotych zwykle wiąże się z inwestycją za miliony.
Okradają każdego z nas
Trafiło na bogatych, więc cóż to za problem? Przecież złomiarze w desperacji okradają bajecznie bogate koncerny i nikt przez to nie cierpi... Nic bardziej mylnego. Skutki kradzieży na kolei trudno sobie wyobrazić dopóki nasz pociąg się nie wykolei. Albo nie stanie na godziny w szczerym polu, bo nagle kończy się trakcja. Gdy PKP zliczyło wszystkie opóźnienia pociągów pasażerskich spowodowane kradzieżą lub dewastacją infrastruktury w 2010 roku, okazało się, że przez złodziei pociągi spóźniły się w sumie o... 75 dni. W 2011 opóźnienia z tego powodu to tymczasem łącznie 122 dni.
Nadal jednak wielu z nas oglądając w wiadomościach doniesienia o kradzieży infrastruktury bagatelizuje problem. Do czasu, aż telewizor i komputer nie zgasną, bo... właśnie w okolicy ktoś połasił się na kilka metrów drutu. W roku 2011 złodzieje na wiele godzin odcięli od świata w ten sposób aż 600 tys. polskich domów. Kradzieże sieci telekomunikacyjnej i energetycznej w prawie trzech tysiącach przypadków uderzały natomiast w służby ratunkowe. Przyzwolenie na tego typu złodziejski proceder powoduje, że nagle możemy nie mieć szans na wykonanie telefonu na pogotowie, straż, czy policję. Albo to służby nie będą miały szans wezwania odebrać.
Znikoma szkodliwość
– A w tej sprawie wciąż panuje praktycznie cisza – ubolewa w rozmowie z naTemat były minister transportu Jerzy Polaczek. – Milczy się szczególnie wokół orzecznictwa w tej sprawie, które jest wyjątkowo łagodne. Tymczasem w przypadku sieciowych kradzieży to zawsze sprowadzenie realnego zagrożenia dla ludzkiego zdrowia i życia – podkreśla. Polityk przypomina, że zaledwie kilka tygodni temu "drobna" kradzież na kolei spowodowała poważny paraliż połączeń właściwie w całym kraju.
Jerzy Polaczek przyznaje, że niezrozumiałe jest dla niego, iż o stratach biznesu sięgających dziesiątek milionów złotych wciąż myśli się mając przed oczami biednych, zdesperowanych złomiarzy. – Sądy w ogóle chyba nie analizują, jakie tego typu zdarzenia wywołują dodatkowe szkody. Dlaczego zapomina się o ogromnych stratach i zagrożeniu dla bezpieczeństwa? – pyta były minister.
Niektórzy postulują, by Sejm odebrał więc sądom nieco uznaniowości w tej kwestii i stworzył surowe przepisy dotyczące stricte tego rodzaju przestępstw. Jerzy Polaczek jest jednak przekonany, że wystarczy, by respektowane było istniejące już prawo. W tym szczególnie art. 254a Kodeku Karnego, który mówi:
Biznes nie jedno ma imię
Dlaczego prokuratura i sądy o nim zapominają? – Dziś można trafić do aresztu za kradzież wafelka za 99 groszy i nieopłacenie grzywny, gdy ktoś na nią po prostu nie ma pieniędzy. A w takich przypadkach w ogóle nie bierze się pod uwagę strat gospodarczych ważnych z punktu widzenia całego kraju. Sądy interesuje bowiem tylko, ile wart był skradziony kabel. To rodzi poważne obawy o funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości i organów ścigania – stwierdza poseł.
W ocenie Jerzego Polaczka, pokazuje to w bardzo wyraźny sposób efekty tego, w jakim kierunku reformowano w ostatnich latach organy ścigania i prokuraturę, od której zależą przecież zarzuty, które słyszą oskarżeni w sądzie. Polityk przyznaje też, że warto zastanowić się, czy za kradzieże infrastruktury odpowiedzialni są tylko i wyłączne biedni złomiarze. – Istnieją różne typy przestępczości zorganizowanej – przypomina poseł. Być może takie kradzieże są więc dobrym interesem, w którym złomiarze są tylko pionkami, a to ich wpływowi klienci stoją za pobłażliwością państwa wobec złodziei.
– Ten typ przestępczości wymaga tymczasem stawiania bardzo mocnych aktów oskarżenia. Bo każdy taki czyn bardzo silnie uderza gospodarkę i wystawia na niebezpieczeństwo obywateli - stwierdza Polaczek.
Twarde prawo, słaby kraj
W dużej mierze zgadza się z nim prof. Zbigniew Ćwiąkalski. Były szef resortu sprawiedliwości nie ma jednak wątpliwości, że problem pobłażliwości wobec przestępców generujących milionowe straty wynika ze słabości polskich sądów. – Nie jest przecież powiedziane w prawie, że szkoda to tylko wartość skradzionego kabla. To oczywiście także wartość kosztów, których wymaga przywrócenie do stanu poprzedniego – wyjaśnia.
Profesor przekonuje, że zupełnie bezpodstawne jest też twierdzenie, iż państwo przymyka oko na to, gdy okradani są najbogatsi. – Zamożność poszkodowanego nie ma znaczenia. Liczy się jednak sytuacja materialna oskarżonego. Nie można wymierzyć mu kary, która będzie nierealna do wykonania. Dlatego sąd nie może nakazać mu zapłacenia np. 500 tys. za kradzież kabla. Kodeks karny nakazuje brać pod uwagę jego sytuację materialną i to, czy jest możliwe zapłacenie danej kwoty – tłumaczy były minister.
Prof. Ćwiąkalski przyznaje, że mafia złomiarska w naszym kraju istnieje, ale na pewno nie jest tak potężna, by to ona stała za przyzwoleniem na drobne kradzieże na kolei, w energetyce i telekomunikacji. – Sądy po prostu czasem nie doceniają strat, które ze złomiarskim procederem się wiążą. Czy zatem zmieniać prawo? Nie. Zmiana tego stanu rzeczy to zadanie dla Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury oraz szkoleń dla sędziów. I oczywiście Sądu Najwyższego, który poprzez swoje orzecznictwo powinien właśnie zwrócić uwagę, że trzeba zmienić orzecznicze nawyki – podsumowuje prawnik.
Kto zabiera, niszczy, uszkadza lub czyni niezdatnym do użytku element wchodzący w skład sieci wodociągowej, kanalizacyjnej, ciepłowniczej, elektroenergetycznej, gazowej, telekomunikacyjnej albo linii kolejowej, tramwajowej, trolejbusowej lub linii metra, powodując przez to zakłócenie działania całości lub części sieci albo linii, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.