
Trudno w to uwierzyć, ale Stanom Zjednoczonym kończy się gotówka. Jeśli Kongres nie wyrazi zgody na zwiększenie zadłużenia kraju, to już 17 października USA może nie być w stanie spłacać swoich rachunków. Sekretarz Skarbu Stanów Jack Lew ostrzega: jeśli do tego dojdzie, skutki będą katastrofalne. A wszystko podlane jest politycznymi rozgrywkami niczym z serialu "House of Cards".
Jeśli rząd ostatecznie stanie się niezdolny do płacenia wszystkich swoich rachunków, rezultaty będą katastrofalne.
Byłby to pierwszy raz w historii, kiedy USA nie byłyby wypłacalne. Niektórzy przecierają oczy ze zdumienia i pytają, jak w ogóle do tego mogło dojść. To akurat nie jest żadna skomplikowana sprawa – po prostu Stany wydają więcej, niż zarabiają. Oczywiście, tak jest w większości państw, które pokrywają nadmierne wydatki pożyczając pieniądze. Tyle, że USA nie może więcej pożyczać, bo zadłużenie kraju wynosi już 16,4 biliona dolarów – a ustawowy limit zadłużenia tego państwa wynosi 16,7 bln dolarów.
Myślę, że mamy fałszywe poczucie bezpieczeństwa. To pierwszy raz, kiedy wilk naprawdę może stać w drzwiach.
Podnieść limit – i tym samym zażegnać problem przynajmniej na jakiś czas – może Kongres, ale administracja Obamy napotyka tutaj duży problem: w Izbie Reprezentantów większość mają Republikanie, a nie Demokraci. Republikanie zaś nawet w tak dramatycznej sytuacji – kiedy na szali stoi gospodarka całego kraju – chcą ugrać coś dla siebie. I chcą stawiać warunki: podwyższenie limitu w zamian za ustępstwa polityczne.
Michał Kolanko, dziennikarz serwisu 300polityka i specjalista ds. USA przypomina, że Barack Obama zapowiedział: żadnych negocjacji. Tak radykalne stanowisko to odpowiedź właśnie na postępowanie Republikanów, którzy nawet w tak trudnej sytuacji chcą pogrywać politycznie. Najbardziej zależy im na opóźnieniu flagowego projektu Obamy – ustawy Obamacare, reformującej system zdrowia. Obamacare ma między innymi wprowadzać powszechność ubezpieczeń – obecnie bowiem bez żadnego ubezpieczenia pozostaje aż 11 proc. Amerykanów.
Co by się jednak stało, gdyby limitu nie podniesiono? Wówczas na pewno znacznie spadłaby wiarygodność finansowa USA w oczach rynków. Prawdopodobnie Stany znowu wpadłyby w recesję, a na światowych rynkach finansowych doszłoby do małego (albo dużego) trzęsienia ziemi.
Prezydent wciąż chce negocjować nad przyszłym kierunkiem polityki fiskalnej, ale nie będzie negocjował nad tym, czy USA zapłaci swoje rachunki.
Jednak zdaniem dr. Przemysława Kwietnia, głównego analityka domu maklerskiego XTB Brokers, przewidywanie skutków niewypłacalności USA to prognozowanie w stylu "sztuka dla sztuki". – Do takiej sytuacji na pewno nie dojdzie, nie ma takiej możliwości – zapewnia nasz rozmówca. Jego zdaniem, to tylko kwestia tego, kiedy i w jaki sposób zostanie podniesiony limit.
O ile bowiem 17 października jest deadline'm absolutnym, to po drodze jest jeszcze data 30 września – wtedy mija termin, w którym Kongres musi przyjąć nową ustawę budżetową. Tutaj też Republikanie próbują ugrać, ile mogą – i mając większość w niższej Izbie Kongresu, proponują budżet, który obcina środki właśnie na Obamacare. Tyle, że są to starania bezskuteczne, bo Izba wyższa, czyli Senat, odrzuca takie projekty – i koło się zamyka.
Wątpliwe jednak, by Republikanie do tego doprowadzili, bo takie postępowanie wizerunkowo nie działa na ich korzyść – mogliby wówczas zostać uznani za "psujących" działanie państwa. Dlatego należy spodziewać się, że do 30 września obie partie dogadają się w sprawie budżetu. Dr Kwiecień wątpi jednak, by tego dnia zaprezentowane zostało też ostateczne rozwiązanie problemu niewypłacalności.
Republikanie to ludzie, którzy wierzą, że legalna i poprawna jest taktyka, by wysadzić cały kraj w powietrze tylko po to, by osiągnąć cel jakim jest pozbycie się Obamacare. To dosyć dzikie zachowanie.
Gospodarka - zakładnik polityki
Sytuacja jest więc nieco patowa, ale wiadomo, że Republikanie nie mogą pozwolić sobie na niewypłacalność USA – bo wówczas Amerykę czekałaby gospodarcza i wzierunkowa katastrofa. Może się wydawać, że postawa Republikanów – którzy chcą w tak poważnej kwestii jeszcze pogrywać politycznie – jest po prostu brutalna i niezbyt chwalebna, ale dr Kwiecień przypomina, że nie jest to nic nowego.

