Politycy Prawa i Sprawiedliwości organizują ogromną kampanię wzywającą do udziału w referendum w Warszawie. I dobrze, bo obywatele powinni decydować przy urnach. Ale powinni być w tym konsekwencji. Tymczasem w Wadowicach działacze PiS wzywają do pozostania w domach, by obronić popieraną przez lokalny układ burmistrz Ewę Filipiak. Jarosław Kaczyński nie zareagował na doniesienia o takim postępowaniu.
"Mamy obowiązek pójść na to referendum! To znaczy być warszawiakiem i obywatelem" – apelował Jarosław Kaczyński na konwencji Prawa i Sprawiedliwości przed referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. On i jego współpracownicy mocno angażują się w zwiększenie frekwencji na głosowaniu, które ma szansę odsunąć od władzy wiceprzewodniczącą PO.
I wszystko ubierają w hasła wypełniania obywatelskiego obowiązku, aktywności obywatelskiej. – Chcemy zaprosić warszawiaków do referendum, przekonać, by brali sprawy w swoje ręce – mówił Michałowi Falowi Artur Górski z PiS. Ale punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Zupełnie inaczej aktywność PiS wygląda 350 kilometrów na południowy zachód.
W Wadowicach także mieszkańcy organizują referendum. Chcą odwołania rządzącej od 1994 roku burmistrz Ewy Filipiak oraz Rady Miasta, zdominowanej przez jej zwolenników. Jednym z organizatorów referendum jest Mateusz Klinowski, działacz Inicjatywy Wolne Wadowice i bloger naTemat.
O ile Platforma Obywatelska pokazała już wyraźnie, że "obywatelska" to mało znaczący przymiotnik w jej nazwie, PiS staje w rozkroku. Tam, gdzie jest im to na rękę wzywają do głosowania (Warszawa), a kiedy trzeba bronić lokalnego układu, nawołują do zostania w domach. Lokalni działacze ignorują nawet w tej sprawie dość niemrawe oświadczenie władz okręgu nr 12, do którego należą też Wadowice.
Szef Rady Miejskiej z ramienia PiS o decyzji przełożonych nie wiedział. Ale kiedy streściłem mu jej treść zapowiedział, że się jej nie podporządkuje. – To referendum to polityczna hucpa – przekonuje Zdzisław Szczur. – I chociaż siedziałem za demokrację, nie wybieram się na głosowanie. Wybory są za rok. Po co więc odwoływać władze? To po co w ogóle je powoływać? Referenda powinny być organizowane w konkretnych kwestiach – przekonuje.
Władzom okręgu zarzuca brak znajomości lokalnych realiów. – Nie wiedzą, jak tutaj wygląda sytuacja, skoro piszą takie głupoty. Nie podporządkuję się temu i poniosę konsekwencję. Trudno – mówi przewodniczący Rady w Wadowicach. Nie chce komentować referendalnej aktywności PiS w Warszawie, gdzie partia opowiada się za tym, co właśnie skrytykował. – Nie jestem prezesem Kaczyńskim, więc nie wypowiadam się o Warszawie. Każdy ma swój rozum i może zdecydować – dodaje.
Ale jak przekonują przeciwnicy polityczni radnego Szczura, jest inaczej. – Urzędująca burmistrz zawłaszczyła lokalne struktury zarówno PO, jak i PiS – członkowie tych partii to albo jej rodzina, albo przyjaciele, albo współpracownicy – relacjonuje Mateusz Klinowski. – Pomimo stanowiska władz okręgu lokalni działacze PiS namawiają do niebrania udziału w referendum. Powiesili w centrum baner "Precz z polityką lewicy i Inicjatywy Wolne Wadowice" – relacjonuje.
Politycy obu partii nie reagowali na ostrzegawcze apele lokalnych działaczy. – Informowaliśmy wiceprezes Szydło i prezesa Kaczyńskiego z PiS oraz przewodniczącego Rasia z PO, ale zupełnie ich to nie obchodzi. Ta współpraca PiS-u i PO w Wadowicach jest im na rękę – ocenia Klinowski. – Pani burmistrz sprywatyzowała struktury obu partii i wykorzystuje je do walki z referendum – dodaje.
Działacze Inicjatywy Wolne Wadowice informowali o takich działaniach Beatę Szydło, przewodniczącą okręgu i Jarosława Kaczyńskiego. Nie dostali żadnej odpowiedzi. Jeszcze przed wydaniem oświadczenia przez władze PiS w Chrzanowie, do bojkotu wzywał ich członek – wadowicki radny Krzysztof Salachna.
Ale nie tylko w Wadowicach te dwie partie dają popis hipokryzji. Tego samego dnia co w Wadowicach odbędzie się referendum w sprawie odwołania prezydenta Słupska. Organizuje je lokalna Platforma Obywatelska i… wzywa do "Zmienienia Słupska".
Dwie największe partie, w imię partykularnych interesów, igrają z tak ważną sprawą, jaką jest frekwencja. Tak często słyszymy, że jest za niska, bo nie ufamy politykom. Patrząc na manewry wokół referendów w Warszawie, Wadowicach i Słupsku, widać już dlaczego.
Układ zbudowany wokół burmistrz Ewy Filipiak i jej "rzecznika" Stanisława Kotarby rządzi Wadowicami od 20 lat, umiejętnie podszywając się pod spuściznę po Janie Pawle II i kolejne partie polityczne. (…) Do chóru głosów potępienia sypiących się im na głowę ze strony polityków dołączył właśnie Ireneusz Raś, szef Małopolskiej PO. CZYTAJ WIĘCEJ
Krzysztof Salachna
radny Wadowic, członek władz okręgu PiS
Dlatego też spokojny jestem o wynik referendum, bo wiem, że ludzie dla których głównym zadaniem samorządowców jest odpowiedzialność za gminę a nie wyłącznie polityczna hućpa, wygłupy z taczkami śmieci czy autopromocja z tubą – zbojkotują to referendum i nie wezmą w nim udziału CZYTAJ WIĘCEJ