"Newsweek" dowiedział się, gdzie przebywa oskarżony o pedofilię ksiądz Wojciech Gil. Duchowny nie chce jednak rozmawiać z mediami. Nie zamierza też wracać do Dominikany, gdzie służył przez ostatnie lata. – Wolę zginąć za Jezusa niż za pomówienia – mówi. "Newsweek" dotarł za to do jego przyjaciół, którzy stoją za nim murem. I opowiadają o realiach, jakie panują w Dominikanie.
Ks. Wojciech jest jednym z dwóch polskich duchownych zamieszanych w skandal obyczajowy w Dominikanie. Wraz z papieskim nuncjuszem jest oskarżony o pedofilię. Aktualnie przebywa w Krakowie i czeka na rozwój wypadków. Jego powrót do Dominikany jest w zasadzie niemożliwy.
"Jeśli wróci, zabiją go"
Na łamach "Newsweeka" bronią go dwa przyjaciele - Oleg i Roman. Autor artykułu Wojciech Cieśla twierdzi, że rozmowę z nimi śmiało można nazwać linią obrony duchownego. "Mam wrażenie, że oni wiernie przekazują słowa księdza" - uważa Cieśla.
– Jeśli Wojtek wróci, to go tam zabiją – twierdzi Oleg. – To jest państwo w jakimś sensie totalitarne. Został wrobiony w prawdziwie dominikański sposób. Ten sposób to podstęp. Ktoś go wrabia w pedofilię. Kiedy wybuchła afera, dostał wiadomość od swojego adwokata z Dominikany – nie wracaj, bo cię zniszczą – dodaje.
I opowiada o zależnościach, jakie panują w Juncalito, miejscowości gdzie pełnił posługę polski duchowny. Jego zdaniem wsią rządzą dwie rodziny. Jednej z nich, Espinal, naraził się ksiądz Wojciech.
Rodziną, podobnie jak lokalną społecznością, rządzi trzech braci: Marino - lokalny burmistrz, Pep - szef straży miejskiej oraz Alonzo, dawny diler. Ks. Wojciech właśnie temu ostatniemu zalazł za skórę. Według przyjaciół księdza, Wojciech "zabierał" mu młodzież, walczył z narkotykami. Oskarżył też Pepo o molestowanie staruszek, wykluczył go z elitarnej miejskiej grupy ratowników.
"Wszedł w nie swoje buty"
– We wsi naprawdę był bogiem. Przywódcą. Zamiast siedzieć na dupie, odprawiać msze i jeździć do chorych, działał. Niestety wszedł w nie swoje buty. Póki im nie bruździł, nie było kłopotu - opowiadają przyjaciele.
Oleg twierdzi też, że oskarżenia, które przedstawili wobec księdza lokalni mieszkańcy, mogą być niewiele warte: – Wojtka oskarżyło trzech chłopców ze wsi. To nic nie znaczy. Ja tam byłem. Rzuci pan pięćdziesiąt peso i powiedzą wszystko o każdym. Że prokuratura ma ich obdukcje? Zrobili je miesiąc od wyjazdu Wojtka z wyspy. Uważam, że ktoś manipuluje tymi dziećmi.
Tę wersję potwierdza drugi z przyjaciół ks. Wojciecha, Roman: – U niego w domu przez rok spało czterech chłopców. We wsi jest żeński internat, więc spali na plebanii. On na piętrze, oni na parterze. Rok, rozumie pan? Żaden z tych chłopców nie zeznaje przeciwko niemu. Dzieci są tylko marionetkami. Ktoś w Juncalito bał się Wojtka.
Sam ks. Wojciech nie chce wypowiadać się w mediach. Boi się, że prokuratura może uznać, iż mataczy w swojej sprawie. Przekazał jedynie krótki komunikat, że wszystko, co się o nim pisze, jest nieprawdą.