– Nie wszyscy policjanci są nastawieni tak "anty" do tego filmiku. Kilku napisało do mnie, że pokazałem, jak to naprawdę wygląda, kilku chciało użyć filmu jako materiału na szkoleniach dla policjantów. Chociaż niektórzy oburzyli się, i to dość mocno. Dziwili się - jak można w ogóle żartować sobie z policji?! – twierdzi w rozmowie z naTemat stołeczny performer, Sylwester Wardęga.
Z SA Wardęgą (jak przedstawia się w sieci) oraz jego pomocnikiem Marcinem Grzywaczem rozmawialiśmy o słynnym już wideo, w którym obaj obnażają słabości polskiej policji. Mówiliśmy też o mobbingu w szkole policyjnej, która po publikacji spotkała Marcina, o pozwie sądowym, który wysłała Sylwkowi stołeczna policja. I przede wszystkim o dobrej zabawie. Bo, jak obaj przyznają, o nią chodzi w "miejskich performance'ach".
Bardzo trudno było Cię złapać. Na moje wiadomości odpisywałeś w środku nocy, z resztą w mediach też trudno Cię namierzyć.
Wiesz co, bo szczerze to trochę stronię od mediów. Wolę działać w internecie.
Ale to nie jest Twój pierwszy wywiad. Widziałem Cię w TVN24.
Tak, tak... Ale to nie była zbyt udana rozmowa.
Czemu?
Była trochę, jakby to określić, specyficzna. Wiesz, ja tam przyszedłem w stroju spidermana, chciałem podejść do tego bardziej humorystycznie, pożartować, a prezenter pytał mnie: skąd mam kostium, po co to w ogóle robię... Trochę bez sensu.
To ja też zacznę humorystycznie. Powinienem zwracać się do Ciebie "Sylwestrze W."?
Możesz tak do mnie mówić (śmiech). Skoro policja mnie tak ochrzciła, to niech tak już będzie.
No właśnie. Opowiedz, jak właściwie wyglądała ta sprawa z pozwem sądowym? O co oskarżyła Cię policja? Naprawdę dostałeś wezwanie do sądu?
Tak, tak, to wszystko na serio. Dostałem wezwanie za "trenera policji". Filmik został opublikowany dwa miesiące temu, przez ten czas pewnie zastanawiali się jak mnie ukarać, no i wymyślili. Jak w ogóle to jest sformułowane, pamiętasz?
Zanotowałem. Kto ze złośliwości lub swawoli, chcąc wywołać niepotrzebną czynność fałszywym alarmem, informacją lub innym sposobem, wprowadza w błąd instytucję użyteczności publicznej albo inny organ ochrony bezpieczeństwa, porządku publicznego lub zdrowia...
...podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny do 1500 złotych. Tak tak, już pamiętam. Artykuł 66 Kodeksu wykroczeń. Dostałem oficjalne pismo, składałem nawet zeznania, na komisariacie na Dzielnej. Pytali czy się przyznaję. No, przyznałem się, no bo faktycznie zrobiłem to z "własnej swawoli", przecież nie przypadkowo uciekłem policji. Jestem prowokatorem, ale nie kłamcą...
O, świetnie, że to mówisz. Nazywasz się prowokatorem, z kolei moja znajoma, nie znając Twoich wcześniejszych filmików, powiedziała, że jesteś performerem miejskim, artystą!
O, to na pewno, bo ja jestem artystą! Poważnie mówiąc, to zawsze się śmiałem, kiedy ktoś nazywał mnie performerem, nie wiem czy nim jestem... Chociaż? Opowiem Ci anegdotę: brałem kiedyś udział w dyskusji w Radiu Dla Ciebie. Posadzono obok mnie innego "performera", ponoć jakiegoś bardzo znanego. Mówił o moich akcjach, że mu się nie podobają, że to zwykłe głupoty. Poproszony przez prowadzącą opowiedział też swoich performance'ach. O tym, jak zaginał linię czasu wyrzucając przez okno zegarek… No to tak, przy nim to ja jednak jestem performerem pełną gębą (śmiech). Żadne tam wygłupy, performer brzmi naprawdę dumnie.
Ale jednak w "trenerze policji" jakaś "ideologia" gdzieś się tam pojawia. W cudzysłowie, ale jednak.
No jasne. Rozbawianie, rozśmieszanie. Ludziom też to daje radość, rozbawia ich to w internecie… Mnie się to po prostu podoba. Jest to jakiś sposób na fajną zabawę, na spędzenie wolnego czasu. No i ta adrenalina - jak podczas ucieczki przed policją. Czyli jakaś tam ideologia za tym stoi.
Opowiedz więc proszę o "kuluarach" Twojego najsłynniejszego filmiku.
Chciałem zachęcić policjantów do biegania. Trzymałem piwo w ręce w miejscu publicznym, a gdy prosili mnie o dokument, zaczynałem uciekać. No i o dziwo mało kto ruszał za mną w pościg. Chyba dwa razy w siedmiu przypadkach. Reszta odpuściła. Chyba nie powinni tak robić. Nie wiadomo przecież, dlaczego uciekam. Czemu gość miałby odkładać piwo i uciekać? Aż tak się przestraszył? Raczej niemożliwe. Policjanci powinni się zastanowić. Może ma przy sobie narkotyki? Może jeszcze coś innego?
Wiesz, żartujemy, ale oni są jednak byśmy czuli się bezpiecznie. Gdybym miał przy sobie jakąś broń, byłbym poszukiwany? No, powinni mnie ścigać…
Bardzo interesująca jest też rola Twojego kolegi, który wszystko filmował.
Marcin (Marcin Grzywacz, przysłuchuje się całej rozmowie - dop. PW) chciał dostać się do policji, był już nawet w szkole policyjnej, ale musiał zrezygnować.
Marcin: Żarty żartami, ale to był typowy mobbing. Wszystko było w porządku dopóki wykładowcy nie dowiedzieli się, że to ja jestem "ten od prowokatora".
Sylwester: Performera.
Marcin: Tak, performera, przepraszam (śmiech). A przecież jak szedłem na wstępną selekcję wspominałem o tym wideo. Nikt nie miał wtedy żadnych zastrzeżeń. Dopiero po czasie, jak filmik zrobił się popularny, uznali, że jestem persona non grata. Oczywiście nikt wprost mi tego nie powiedział, że będę miał przez to jakieś nieprzyjemności, ale były sytuacje, że wszyscy uczestnicy szkoły w Legionowie byli nastawiani przeciwko mnie. Ja byłem normalnym intruzem. Podam przykład: po tej całej akcji każda grupa musiała ciężej ćwiczyć na zajęciach. Zamiast trzech kółek, robili dziesięć. A wykładowcy mówili wprost: to za to, że macie tu w szkole takiego gościa, nie będę mówił którego, ale wy wiecie na pewno. I to na zajęciach grupy, do której nie należałem!
I kiedy oni wychodzili z tych zajęć i patrzyli na mnie… Jeszcze pewnie z tydzień, dwa bym tam został, to dostałbym od nich… ostry łomot.
Czyli musiałeś zrezygnować.
Marcin: Tak. Miałem dość głupich podtekstów w stylu: czy mamy w jednostce dobra kamerę full HD? Skoro już mamy być gwiazdami YouTube'a, to w dobrej rozdzielczości. Lub gdy chodziłem na jakieś zaliczenia, wykładowcy mówili: "witamy prowokatora"… I to mówiły głównie osoby z wyższym stopniem, którzy byli moimi przełożonymi. Jak wychodziłem na korytarz to cichły rozmowy, bo myśleli, że ja wszystko nagrywam.
Czyli są jakieś straty po opublikowaniu wideo!
Marcin: Skoro nie chcieli mieć mnie po swojej stronie, to będą mieć po przeciwnej (śmiech).
Sylwester, powiedz. Czy to całe zamieszanie z policją jakoś ostudziło Twój zapał do kręcenie kolejnych filmików?
Chyba wzmożyło (śmiech). Na poważnie - nie wszyscy policjanci są nastawieni tak "anty" do tego filmiku. Kilku napisało do mnie na Facebooku, że w końcu ktoś pokazał, jak to naprawdę wygląda, kilku chciało użyć tych materiałów na szkoleniach w szkółce policyjnej. Nawet komendant główny w radiu mówił, że to była naprawdę fajna akcja.
Chociaż niektórzy oburzyli się, i to dość mocno. Dziwili się - jak można w ogóle żartować sobie z policji?!
Masz coś nowego w planach?
Tak, jasne. Na jesieni zamierzam trochę postraszyć ludzi w parku, ale jeszcze wcześniej wystąpię jako venom, czyli czarny charakter, przeciwnik spidermana. Taki, "dokuczacz". Na razie od policji muszę odpocząć… Tu ukarzą mnie jakąś grzywną, tam dołożą mandat i okaże się, że zbankrutuję.
Widziałem na Facebooku, że ludzie chcieli się zrzucać na Twoja grzywnę!
Wątpię, by sąd nałożył na mnie maksymalną karę (2500 zł - przyp. PW). Jestem studentem, pewnie weźmie to pod uwagę i da mi dwieście, może trzysta złotych kary? Na to liczę. Wiesz, przyznałem się, więc będę na pewno ukarany. Pytanie tylko, jak.
Ale to chyba bardzo sympatyczne, że ludzie chcieli Ci pomóc.
Tak, to naprawdę bardzo fajne. Dużo osób do mnie pisze, bym podał swój numer konta, ale ja też nie mogę tego zrobić. Chyba nie wolno się zrzucać na czyjąś karę? Myślę, że dam radę sam. Ważne, żeby oglądali dalej moje filmiki, wchodzili na mój kanał na YouTube. A ja sobie poradzę. Mam swój honor (śmiech)!