Ile kartonów z niepotrzebnymi gratami z przeszłości trzymacie w swoich piwnicach, na strychach, czy wepchniętych za szafę? Pewnie domyślacie się, że skrywają mnóstwo tajemnic, skarbów, historii do opowiedzenia, bądź nie... Może warto sobie je przypomnieć? Podzielić się nimi, choćby jedną? Do tego Was zachęcam. I by dać przykład sam zaglądam na swój "śmietnik historii".
By odnaleźć swoje kartony ze starociami zszedłem do piwnicy. Pomiędzy rowerami, częściami mebli, zimowymi oponami i Bóg wie czym jeszcze odgrzebałem kilka pudełek. Jedno z nich, dość skromne gabarytowo (nigdy nie lubiłem zbierać swoich rzeczy, teraz nieco żałuję), podpisane było jako "rzeczy zbędne". Nie mogłem doczekać się zawartości, rozpieczętowałem je jeszcze w piwnicy. I odkryłem istne skarby. Jak mogłem podpisać je jako "zbędne"?!
1. Pierwsze rękawice bramkarskie
Biję się w pierś już na samym początku tego tekstu. Tak naprawdę nie są to moje pierwsze rękawice bramkarskie. Pierwszymi były rękawice robocze mojego ojca, to w nich najpierw stałem na podwórkowej bramce. Jako ośmio- dziewięciolatek. Ale - siłą rzeczy - nie uchowały się.
Te są kolejne. Kolorowe, z wyraźnym numerem "1". Takie jak chciałem. Prezent od rodziców. Pojechały ze mną na mój pierwszy obóz sportowy, w 1998 roku. Mazury, środek lata... Miałem wtedy 10 lat. Ledwie zapisałem się do klubu ("Salos Ursynów"), a już czekał mnie wyjazd treningowy. Nie znałem trenera, nie znałem jeszcze kolegów z piłki, wszystko było dla mnie nowe.
W szybszej adaptacji i pełnej akceptacji ze strony grupy pomogły mi... rękawice. Broniłem w nich podczas obozowego meczu, to był któryś z pierwszych dni wyjazdu. Jakże prestiżowego meczu! Warszawa kontra Łódź... Ale do przerwy nie było nam za wesoło - dostawaliśmy 0:5 "w plecy". Dramat. Chłopaki załamane, trener wściekły, dziewczyny na prowizorycznych trybunach (ławki przyniesione ze stołówki) już się z nas podśmiewają.
To nie może tak się skończyć - byliśmy co do tego zgodni. W drugiej części wzięliśmy się do roboty. Strzelaliśmy bez opamiętania, udało się wyrównać na 5:5. O zwycięstwie decydowały więc rzuty karne. Ja w bramce. Pełna koncentracja. Latałem między słupkami, nie strzelili mi nawet jednego. Wygraliśmy! Nie muszę dodawać, że od tego moment byłem już w drużynie "swój chłopak"!
2. Kasety
W czasach, gdy wszystkie nasze ulubione utwory nie mieściły się jeszcze w pendrive'ie wielkości pudełka od zapałek (tak, były takie), muzyka odtwarzana była z kaset. A te zajmowały całe półki pokoi nastolatków.
Jeśli jakiś artysta oczarował nas, np. podczas słuchania listy "30 ton" bądź podczas oglądania teledysków na MTV, szukaliśmy jego twórczości w sklepach muzycznych. Najbliższy wówczas dla mnie mieścił się na okolicznym bazarku. Prowadził go zakręcony na punkcie muzyki młody chłopak. Można było u niego kupić dosłownie wszystko - od Jona i Vangelisa przez Kelly Family po Mettalicę i Iron Maiden.
Ja - choć pierwsze pieniądze zarobiłem dopiero dobrych parę lat później - jako świeżo upieczony nastolatek byłem tam częstym gościem. Oglądałem okładki, podpytywałem, słuchałem. I od czasu do czasu wpadałem tam z mamą. I naciągałem ją na kasetę.
Na początku słuchałem tego, co mój tata - Budki Suflera, Marka Knopflera... Ale ileż można być zapatrzonym w ojca! Później kręciły mnie brzmienia ostrzejsze i bardziej młodzieżowe - najpierw Metallica, potem rap - Liroy, Stare Miasto.
Kiedy "wydoroślałem", wszystko odrzuciłem w kąt. Jak wpadali do mnie znajomi, kasety chowałem głęboko w kąt. Na czasie były już płyty, modniejsze były inne brzmienia. Na zdjęciu - część zachowanego zbioru. Chyba czas sobie trochę do odświeżyć.
3. Koszulka
Historia koszulki z Argentyną i "dychą" na plecach będzie najkrótsza. Dlaczego? Zwyczajnie jej nie pamiętam. Kiedy biegałem w niej po podwórku byłem kajtkiem, kilkuletnim szkrabem. Jest to zapewne odręczne dzieło mojej mamy, choć wówczas święcie wierzyłem w opowieść mojego wujka, który twierdził, że wręczył mu ją podczas mundialu sam Diego Armando Maradona.
Trzymając ją w ręku nie dowierzam, że mogłem się w nią mieścić.
Zachęcam!
Zachęcam, byście i Wy, drodzy Czytelnicy, włączyli się do skromnej "akcyjki". Nie musicie przesyłać - jeśli nie chcecie - swoich najbardziej intymnych historii. Niech po prostu będą, Waszym zdaniem, wyjątkowe. Może to w formie zdjęcia, może w formie krótkiej historii tegoż. Może wspólnie uda nam się skompletować wielkie pudło przedmiotów, którego nie podpiszemy już jako "zbędne"?