
Warszawska restauracja Blue Cactus nie wpuściła niewidomego Sebastiana Grzywacza, bo ten chciał wejść razem ze swoim psem przewodnikiem. Kiedy sprawę opisała Gazeta.pl internauci zaczęli wyrażać swoją dezaprobatę dla polityki restauracji na jej profilu na Facebooku. Sytuację pogorszyło jeszcze oświadczenie zarządu, który zarzucił jednostronne przedstawienie sprawy.
REKLAMA
Menadżerowie warszawskiej restauracji Blue Cactus przechodzą właśnie przyspieszony kurs działania antykryzysowego w internecie. Wszystko po tym, jak Gazeta.pl opisała przykre zajście z udziałem niewidomego Sebastiana Grzywacza. Mężczyzna chciał wejść do lokalu ze swoim psem przewodnikiem, ale łamiąc prawo nie wpuszczono go do środka.
Na Facebookowym profilu restauracji rozpętała prawdziwa burza. Klienci na Facebooku udostępniają artykuł z portalu i krytycznie komentują zachowanie pracowników Blue Cactusa. Domagają się wyjaśnień, krytykują zachowanie menadżerów, wprost nazywające je "głupotą" i domagają się zwolnienia pracowników, którzy są odpowiedzialni za takie potraktowanie Sebastiana Grzywacza. Deklarują też, że ich noga w Blue Cactusie więcej nie postanie.
Jak na razie zarząd spółki, która prowadzi restaurację, nie zdaje wspomnianego na początku egzaminu z zarządzania kryzysowego. Po godz. 20 opublikował komunikat, w którym zarzuca jednostronne przedstawienie sprawy i prosi o wstrzymanie się z komentarzami. Wydaje się jednak, że to podziałało tylko jak płachta na byka, bo to właśnie pod tym oświadczeniem jest najwięcej negatywnych komentarzy.
