[url=http://shutr.bz/1bYM2nk]Poroniła, a lekarze potraktowali ją jak przedmiot. "Patrz, to już druga dzisiaj"[/url]
[url=http://shutr.bz/1bYM2nk]Poroniła, a lekarze potraktowali ją jak przedmiot. "Patrz, to już druga dzisiaj"[/url] Shutterstock.com

– Patrz, to już druga dziś z poronieniem – usłyszała nasza czytelniczka, gdy w ostatni poniedziałek wchodziła do szpital na zabieg. Potem będzie trzecia, czwarta, piąta... – każda kolejna osoba, która dla wielu lekarzy jest po prostu petentem. Anna opowiada nam o tym, jak lekarze traktowali ją i inne kobiety w ciąży. Opryskliwość, brak jakichkolwiek informacji to tylko początek długiej listy błędów.

REKLAMA
Naprawdę jest tak źle? Dlaczego chciałaś z nami porozmawiać?
Odezwałam się do was dlatego, że moim zdaniem lekarze mają zbyt mało zwykłej życzliwości w stosunku do pacjenta. Ja akurat spotkałam się z tym na ginekologii.
Już na samym początku ciąży, gdy byłam na badaniu USG usłyszałam: "Tak, widzę zarodek. Ale na razie nie wiadomo, czy on jest martwy, czy żywy". Bardzo mnie to uderzyło i dopiero po chwili dowiedziałam się, że jeszcze jest zbyt mały, aby to stwierdzić. To bardzo mocne stwierdzenie dla kobiety, która leży w tym momencie półnaga na leżance i jest w trakcie badania. To bardzo trudna chwila.
Oni składali przysięgę Hipokratesa, a często nie są w stanie dać z siebie nic, aby pomóc człowiekowi. Gdybym ja szła na medycynę, to właśnie przez chęć niesienia pomocy innym ludziom. Brakuje im swego rodzaju fachowości w podejściu do człowieka.
Masz na myśli profesjonalne podejście do pacjenta?
Myślę, że nie tylko. Jak komuś brakuje empatii, to nie będzie przykładał się do bycia fachowcem w pracy. Lekarze, którzy przyjmują w przychodniach i szpitalach mają bardzo często swoje prywatne praktyki. Nie neguję tego, ale jak już idziesz i płacisz to oczekujesz, że będą cię traktować nie tylko jak człowieka, ale podobnie jak gościa w hotelu.
A tak nie jest? Zazwyczaj jest tak, że prywatne wizyty są na lepszym poziomie, przynajmniej w kwestii opieki nad pacjentem.
Ja spotkałam się z czymś zupełnie innym. Poszłam do jednej z pań ginekolog, która prowadzi prywatny gabinet. Jest to osoba, która budzi we mnie respekt, a może nawet swego rodzaju lęk, który zniechęca do zadawania jakichkolwiek pytań. Jeśli pytanie to nie będzie w jej ocenie z puli tzw "mądrych", to pani doktor bardzo źle na nie zareaguje i potrafi powiedzieć "pani jest głupia". Tłumaczyła to swoją fachowością. Nie uważam, aby to było profesjonalne podejście, skoro pacjentka w ciąży chce się dowiedzieć, co dokładnie się z nią dzieje.
Jakie pytania masz na myśli?
Chodzi na przykład o to, co kobieta może robić, gdy dostaje leki podtrzymujące ciążę. Jak powinnam i mogę funkcjonować? Czy mam tylko leżeć w łóżku, czy mogę przejść się na spacer? Te wątpliwości wydają mi się normalne w stanie, w którym byłam...
Jeśli kobieta chce dotrzymać ciążę, musi wiedzieć co jej wolno, a czego nie. Tym bardziej, że występowały u mnie niepokojące objawy. Kobiety mają mnóstwo pytań i żadnego z nich nie uważam za głupie. Wiele kobiet chciałoby zapytać na przykład o seks w ciąży. Akurat w moim przypadku pani powiedziała bardzo dobitnie: Niech sobie panie nawet nie wyobraża! Rozumiem to, ale czy nie można powiedzieć, że nie może pani robić tego czy tamtego...
Rozumiem, że lekarze pracują od wielu lat w zawodzie i pewne rzeczy są dla nich oczywiste. Ale ja też wybrałam swój zawód, też wykonuję go kilkanaście lat i nie wyobrażam sobie, aby w ten sposób rozmawiać z drugim człowiekiem. Oczywiście nie wszyscy lekarze tacy są, ale jest ich wielu.
To skąd pacjentki biorą odpowiedzi na te pytania? Gdzie ty szukałaś odpowiedzi?
Oczywiście z forów internetowych... A wiadomo, że z tymi bywa różnie. Zwłaszcza jak zależy ci na tym, aby znaleźć odpowiedzi zgodne z nadzieją, że moje dziecko żyje...
Bardzo dużo kobiet mówi i pisze w internecie o tym, co działo się, gdy one były w ciąży. To jest okropne, że nie można znaleźć fachowej opinii i porady u lekarza, tylko trzeba iść do internetu, gdzie wiele osób piszących się myli.
Czyli największym problem jest brak informacji.
Ja miałam zabieg w poniedziałek i nie informowano mnie dosłownie o niczym. Nie powiedziano mi po co mam wkłucie wenflonem, co będzie się ze mną za chwilę działo. Tylko pani anestezjolog powiedziała mi o następstwach narkozy.
Na drugi dzień musiałam zgłosić się do szpitala po wypis. Nie dostałam ani jednej wskazówki odnośnie tego, jak powinnam się zachowywać, aby być zdrowa po zabiegu. Powiedziano mi tylko jedno: "Nie wolno pani uprawiać seksu przez dziesięć dni".
Nie dostałam żadnych antybiotyków, a na forach przeczytałam, że zazwyczaj kobiety je brały. Koleżanka, która miała taki zabieg za sobą powiedziała, że powinnam dwa dni leżeć, nie dźwigać itd. Gdy czekałam na wypis, pielęgniarki rozmawiały: "O Ela, zobacz. To już druga dziś z poronieniem".
Czy znasz więcej przypadków podobnego traktowania? Z pewnością nie wszyscy mieli równie złe doświadczenia...
Słyszałam wiele innych historii na temat podobnych "specjalistów". Moja mama też chodziła do tej samej lekarki co ja. I tak jak ja poroniła. Ginekolog zasugerowała jej wówczas, że moja mama specjalnie chciała poronić. Uważam, że lekarz nie ma prawa wysuwać takich oskarżeń, nawet nie próbując wczuć się w historię pacjentki. Lekarze zapominają, że nie są alfą i omegą. Powinni próbować dowiedzieć się czegoś o pacjentce. Formułowanie takich oskarżeń jest bardzo raniące dla każdego pacjenta.
Skoro twoja mama miała już przykre doświadczenia z tą ginekolożką, dlaczego nie poszłaś do innej?
Dopiero później dowiedziałam się od mamy, jak ją potraktowała. Przypomniała sobie, gdy powiedziałam nazwisko lekarki. Poza tym, w moim mieście nie ma aż tak wielu ginekologów... Mówiło się, że ta jest najlepsza.
Straszna historia przydarzyła się także mojej bliskiej przyjaciółce. Była w ciąży, a lekarz powiedział jej, że "spasła się jak świnia i nigdy nie schudnie". Jak w ogóle można w ten sposób odezwać się do kobiety i to jeszcze będąc lekarzem. Ten sam lekarz przy porodzie dał jej dawkę oksytocyny nie informując jej o tym. Miała przez to okropne bóle. A gdy zaczęła krzyczeć stwierdził: "Co tak wyjesz, przestań wreszcie". Nie wyobrażam sobie, jak tak można.
Bo trudno sobie coś takiego wyobrazić. Jak to w ogóle jest możliwe?
Wyjaśniła jej to pielęgniarka, która podeszła i powiedziała: "wie pani, bo lekarzowi to trzeba trochę zapłacić, wtedy jest zupełnie inny". Ja się z taką rzeczywistością nie godzę.
Moim zdaniem dzieje się tak również dlatego, że "państwo ze służby zdrowia" mają po prostu poczucie, że mogą tak postępować. Dużo pacjentów nie zrobi nic w tym kierunku, bo się boją mówić. Mogą później być źle traktowani na porodówkach itd. W tej chwili nie wybiera się szpitala pod względem fachowości, ale przede wszystkim tego, jak człowiek będzie traktowany.
Ja byłam na początku ciąży ale nasłuchałam się sporo na ten temat. Wiele osób pytało mnie, gdzie zamierzam rodzić. Koleżanki mówiły: "nie idź tu i tu, bo spotkało mnie to". Gdy miałam krwawienie, to koleżanka powiedziała, abym przypadkiem nie jechała na ostry dyżur. Powiedziała: "jedź wtedy, gdy masz umówioną wizytę, bo na ostrym dyżurze dadzą ci coś, czego w ogóle nie powinnaś przyjmować. Nikt nie zadba o to, że jesteś w ciąży". Nie pojmuję tego...
I pojechałaś?
Pojechałam do szpitala i dostałam lek, którego jak się okazało, nie mogą przyjmować kobiety we wczesnej ciąży. Nikt się nawet na ten temat nie zająknął. Jak usłyszał o tym mój lekarz prowadzący, kazał to natychmiast odstawić. To było po weekendzie i też nie wiadomo tak naprawdę, czy i ten lek nie przyczynił się do tego, że moja ciążą obumarła...
Czego oczekiwałaś od lekarzy?
Przede wszystkim tego, aby mnie informowano o tym, co dzieje się ze mną i moim ciałem. W mojej głowie było jedno, czyli emocje związane ze stratą dziecka. Nie chciałam, aby ktokolwiek przyszedł mnie niańczyć, bo pacjentów jest wielu. Ale każda wizyta łączyła się z niepokojem. Nawet po wyrwaniu zęba dentysta mówi, jak długo nie jeść i czego nie robić. Ja jak już wspomniałam, dowiedziałam się tylko że przez dziesięć dni mam nie uprawiać seksu...!
Jest w tobie gniew?
Ja nawet trochę rozumiem, że oni mogą tak podchodzić do pacjentów. Ale powinni chociaż trochę kryć swoje znudzenie. Nie wiedziałam, czy będę mogła pójść po zakupy, zajść w kolejną ciążę, kiedy będę mogła się znowu starać o dziecko. Nie wiem co mam robić, gdy dostanę krwotoku. Za te informacje będę musiała najprawdopodobniej zapłacić, gdy pójdę jeszcze raz do ginekologa, tylko prywatnie. Lekarz nie ma czasu, aby porozmawiać z pacjentką, uspokoić ją. Uważam, że to jest niedopuszczalne.