Wynajmij mnie! Zostańmy przyjaciółmi za pieniądze
Wynajmij mnie! Zostańmy przyjaciółmi za pieniądze fot. Shutterstock, screeny z portalu EllitePortal

- Ile zapłaciłabyś za idealną sukienkę na wesele? - zapytał Maciek, mój nowy znajomy. Odpowiedziałam, że nie mam pojęcia. Wszystko zależy od tego, czy nada się też na inne okazje, jakiej będzie firmy, czyje to wesele, i tak dalej. Ostatecznie, po kolejnej prośbie o odpowiedź, zaproponowałam dość wysoką sumę, którą Maciej przyjął z lekką konsternacją. - To widocznie za mało się cenię, bo idealny partner na wesele jest wart tyle, co idealna sukienka, a ja biorę za wieczór tylko pięćset złotych...

REKLAMA
- Wynajmujesz się jako partner na wesela?! - już o tym kilka razy czytałam, lecz nigdy nie spotkałam takiej osoby i do tego momentu były dla mnie jedynie jakimiś wirtualnymi bohaterami artykułów, którym zresztą Maciek za chwile się stanie. Nie wiedział, dlaczego się dziwię. Dla niego to absolutnie normalna rzecz.
Dla mnie niekoniecznie. Dziwi mnie zarówno pewna forma sprzedaży siebie, jak i to, że istnieją kobiety aż tak zdesperowane, że są gotowe wydać pięćset złotych za jeden wieczór weselnej „asysty”. Wolałabym już pójść sama. A jeżeli one naprawdę nie mogą pokazać się samotnie, w obawie przed dziwnymi spojrzeniami babć i wujków, to jakim cudem nie są w stanie znaleźć sobie chociaż kolegi, który chyba chętnie pobawi się i naje za darmo? Widocznie nie jest to wcale takie łatwe.
Towar luksusowy
- Biorę 500 zł za dzień. Wziąłem udział w czterech weselach, za które mi płacono, w tym jedno było dwudniowe – mówił mi Maciek. Kiedy zapytałam jak to jest spędzać wieczór z zupełnie obcą osobą, odpowiedział, że przecież zwykle kiedy idzie się na wesele, to może i towarzyszy się komuś znajomemu, ale i tak jest się w przestrzeni wypełnionej setką nieznajomych.
- Musiałeś kiedyś udawać, że jesteś czyimś chłopakiem? - zapytałam. - Sprawdzam zawsze, czy dana osoba tego oczekuje, ale tylko raz mnie o to poproszono – odpowiedział. Zapytany dlaczego według niego kobiety to robią, wyraził opinię o dziwo bardzo podobną do mojej. Kompletnie nie rozumie desperackiego dążenia kobiet do tego, żeby nie pójść na wesele samotnie i faktu, że są w stanie zabrać kogoś z ogłoszenia i jeszcze mu za to zapłacić. W dodatku twierdzi, iż osoby, które się do niego zwracały, w żadnym wypadku nie były nieatrakcyjne, co sprawiło, że naprawdę przestał mieć pomysły na odpowiedź na pytanie dlaczego „one to robią”.
Idealny partner
Poza tym, Maciek oferuje dość ekskluzywną usługę. Normalnie można „wynająć” chłopaka już za pięćdziesiąt złotych, a najczęściej za sto. Mój kolega liczy sobie pięć razy tyle. Dlaczego? - Jestem idealnym partnerem – odpowiada - sumiennym, bardzo elastycznym, obowiązkowym, świetnie tańczę, dobrze dogaduje się z ludźmi i mogę prowadzić konwersację na każdy temat, zarówno o filozofii, jak i o serialach.
Czy to nie jest po prostu nieco inna forma sprzedawania siebie? - zapytałam. Maciek twierdzi, że tak. - To jest sprzedawanie siebie i bardzo uprzedmiotawiające doświadczenie, ale nie czuję się z tym źle. Potraktowanie swojej osoby jako ekskluzywnego produktu daje człowiekowi dystans i lepsze zrozumienie siebie. Dla mnie to hobby – dodaje ze śmiechem Maciek.
Czy stało się coś fajnego? Czy został pokochany przez jakąś ciotkę i wszedł do rodziny? - Zdarzyło mi się sporo ciekawych rzeczy, ale o żadnej nie mogę Ci opowiedzieć, bo zobowiązuję się do dyskrecji – odpowiedział Maciej. Trudno, jakoś przeżyję bez tych szczegółów i pikantnych historii. Spróbuję sama.
Płatna przyjaźń, zakupy i kolacje
Pod koniec rozmowy, Maciek podał mi dwie strony przeznaczone specjalnie do tego typu ogłoszeń. Można znaleźć ich pełno na Gumtree i Allegro, lecz te, które on wymienił skupiają tylko płatnych "przyjaciół". Postanowiłam sama się zarejestrować. Obie witryny stanowiły swoiste eldorado dla osób, które szukają towarzystwa. Można na nich zaoferować i wynająć właściwie każdy poziom "relacji". Między innymi: partnera do tańca, towarzystwo na siłowni, zakupach, imprezie (weselu, studniówce i w zwykłym clubbingu), wspólne spacery, zapoznanie z ciekawymi osobami w nowym mieście, obiady, śniadania i kolacje, oraz intrygującą opcję „przyjaciel na telefon”. Możliwości jest jeszcze więcej. Zaznaczyłam właściwie wszystkie oprócz stałego związku (!) i wyjazdu we dwoje, który mocno mi się skojarzył z działalnością Wojciecha Fibaka. Wolałam nie ryzykować.
Jako że chciałam sprawdzić jedynie reakcje na moje ogłoszenie, podałam fałszywe imię i nazwisko, ale prawdziwy opis i prawdziwe zdjęcie sprzed kilku lat, z czasów kiedy jeszcze byłam ruda. Nie miałam ochoty kraść czyjegoś wizerunku, ale jednocześnie nie chciałabym być szybko rozpoznana. Założyłam profil i czekałam.
Pierwszą odpowiedź dostałam następnego dnia. Dziewczyna z Warszawy chciała ze mną pójść na zakupy. Twierdziła, że wszystkie koleżanki z zazdrości źle jej doradzają i może jako obca osoba będę mogła spojrzeć na nią obiektywnie. Jeszcze jej nie odpisałam. Ktoś skorzystał także z oferty „przyjaciel na telefon”, chcąc do mnie zadzwonić i po prostu porozmawiać o życiu. Czemu nie – pomyślałam. W tym przypadku niewiele tracę, raczej nikt mnie nie skrzywdzi, ani nie zabierze to dużo czasu, więc przystałam na tę propozycję.
Cześć, mam problem
Zadzwonił do mnie mężczyzna o niskim głosie i przedstawił się jako Piotrek. Co tam u Ciebie, Piotrek? - zapytałam. - No słuchaj, właśnie słabo, dlatego muszę z kimś o tym porozmawiać – odpowiedział. - Nie masz żadnych kumpli, ani zaufanych ludzi? Na pewno chcesz gadać z obcą osobą? - zaczęłam drążyć temat. Piotrek stwierdził, że nie ma żadnych bliskich kolegów, a fakt, że mnie nie zna, sprawi, iż to będzie dla niego trochę jak rozmowa z psychologiem. I tak właśnie, na dwadzieścia minut stałam się jego powierniczką. Pokusiłam się nawet o dobrą poradę na sam koniec. - Tego mi było trzeba, dzięki, naprawdę. Możesz do mnie zadzwonić pojutrze? - zapytał Piotrek. Odpowiedziałam, że się zastanowię. Nie, nie mogę. Zabawa w psychologa chyba nie jest tym, w co chcę się bawić.
Mimo że już zdarzyło mi się żalić na brak znajomych, którzy w czasie wakacji rozjechali się po całej Polsce, co do dziś wypomina mi grupa hejterów, to chyba nigdy jeszcze nie byłam aż tak samotna, żeby płacić komuś za towarzystwo. Dlaczego ktoś daje się „wynajmować”? Dla pieniędzy. Ale czemu takie usługi stały się potrzebne? Po co komuś przyjaciel za pieniądze?
Tu już trudniej znaleźć mi odpowiedź. Z jednej strony wiadomo, że wiele rzeczy lepiej wykonywać wspólnie, nie w pojedynkę. Dużo fajniej jest pójść na zakupy lub na siłownię z osobą towarzyszącą, bo to łączenie przyjemnego z pożytecznym - zawsze jakaś okazja do rozmów i wspólnych żartów. Z drugiej strony, szczególnie w przypadku imprez, chodzi o presję środowiska, głównie rodziny, która widząc kobietę samotną na weselu, ochrzci ją starą panną na wieki. Jednak fakt, że zamiast zabrać ze sobą kolegę aby temu zapobiec, trzeba "wynajmować" kogoś obcego i jeszcze mu za to płacić sprawia, że coraz bardziej jestem przerażona relacjami w świecie 2.0.