Po sprawie Lecha Wałęsy, który został źle potraktowany przez obsługę brytyjskiego lotniska, rozpętała się na ten temat burza. Europoseł SLD i nasz bloger Wojciech Olejniczak słusznie zauważył, że problem jest jednak szerszy, bo dotyczy nie tylko uprzywilejowanego Wałęsy, ale też wielu normalnych Polaków, którzy traktowani są gorzej niż obywatele innych krajów. Kajdanki, cele, brak kontaktu z rodziną – to tylko część przypadków.
Lech Wałęsa wybrał się do Londynu na premierę filmu o samym sobie. Gdy wrócił, opowiedział mediom jak został "sponiewierany przez obsługę lotniska" przy odprawie. Jego doniesienia od razu wywołały sporo dyskusji, ale głównie skupionych wokół byłego prezydenta. Przecież nie godzi się tak traktować laureata nagrody Nobla. A nikt nie potraktowałby w ten sposób byłego prezydenta USA czy innego kraju.
Wojciech Olejniczak słusznie jednak zauważył w swoim wpisie na blogu, że dyskutujący skupili się na Wałęsie, podczas gdy problem jest szerszy i o wiele poważniejszy.
Areszt w USA - bez jedzenia i picia
Tak jak w przypadku Andrzeja Folka, polskiego biznesmena z Gliwic. Folek leciał do USA na zaproszenie swojego pracodawcy – firmy informatycznej, dla której pracował jako szef działu właśnie w Gliwicach. Od firmy otrzymał specjalny list polecający, w którym wyjaśniano dokładnie cel jego wizyty. Z listem udał się do ambasady, tam otrzymał wizę. Nic nie zapowiadało, że na lotnisku zostanie potraktowany jak pospolity bandyta.
Gdy jednak na lotnisku w Filadelfii wysiadł z samolotu linii US Airways zaczęły się problemy. – Urzędnik ds. ochrony granic zaczął mnie szczegółowo wypytywać o cel przyjazdu, o spotkanie w Miami. W pewnym momencie powiedział, że moich wyjaśnień nie "kupuje" i poinformował o tym swoją szefową. No i zaczęło się – opowiadał Andrzej Folek "Nowemu Dziennikowi", który opisał jego historię.
Biznesmen wykorzystał chwilę zamieszania przy szukaniu bagażu, by zadzwonić do firmy i poprosić o pomoc. I chociaż pracodawca od razu powiadomił konsulat, a konsul interweniował na lotnisku, to Folek nie uniknął dalszych "przygód". Był m.in. przesłuchiwany przez wiele godzin, a do tego nie przysługiwały mu żadne prawa.
Później było niewiele lepiej: kajdanki, kolejne pomieszczenia. Stos papierów do podpisania, w których Andrzej Folek znalazł błędy – nawet w swoich danych, przepisywanych z paszportu. Papierów nie mógł podpisać, więc urzędnicy wściekli się jeszcze bardziej.
Ostatecznie odesłano go samolotem do Paryża, ale bez bagażu. Ten miał znaleźć się dopiero w Gliwicach – choć Folek dostał od urzędników bilety tylko do Francji. Lot do Krakowa załatwił mu pracownik linii US Airways.
Więzienie dla babci
Niestety, to nie jedyny przypadek takiego traktowania na amerykańskich lotniskach. Serwis tanie-loty.com pisał chociażby o starszych kobietach, 60-80-letnich, które zakuwano w USA w kajdanki. Tak było z panią Ireną, 73-latką, która kiedyś nielegalnie przedłużyła pobyt w Stanach. Urzędnicy stwierdzili, że to wystarczający powód do tego, by zakuć ją w kajdanki, zabrać do więzienia, a dopiero potem wysłać z powrotem do Polski.
To oczywiście skrajne przypadki, ale na forach o lataniu aż roi się od wpisów, w których podróżnicy opowiadają o swoich "przygodach" na lotniskach w Stanach. Standardem jest, że urzędnicy i celnicy kwestionują prawdomówność Polaków, głównie jeśli chodzi o cel przyjazdu lub jego długość.
Jak opisywała na jednym z forów pani Kamila, w ambasadzie napisała, że będzie w USA na miesiąc. Celnikom powiedziała jednak, że w międzyczasie dostała dłuższy urlop i zostanie prawie na pół roku. Dla nich był to wystarczający powód, by zmęczoną pasażerkę przesłuchiwać godzinami, choć nawet nie mówiła po angielsku. Dramat pani Kamili był tym większy, że obok amerykańskiej celniczki siedziała inna urzędniczka, mówiąca po polsku – ale nawet ona nie chciała pomóc. Ostatecznie panią Kamilę, po wielu problemach, odesłano do Polski i... zakazano jej wjazdów do USA.
Nie taka Kanada piękna
O ile jednak bzik Amerykanów na punkcie terrorystów i bezpieczeństwa jest powszechnie znany, to już podobne traktowanie w Kanadzie... co najmniej dziwi. Jest to jeden z najlepiej rozwiniętych krajów na świecie i bardzo zazdrośnie broni swojego terytorium. Przynajmniej przed Polakami – bo historii o złym traktowaniu na lotnisku w Kanadzie jest zdecydowanie więcej niż tych o Stanach Zjednoczonych.
Pan Chabowski przyleciał na lotnisko Pearsona w Toronto w marcu 2010 roku. W bagażu miał... wiertła. Celnicy od razu zakwestionowali, że przyjechał do rodziny – i myśleli, że chce nielegalnie pracować. I o ile przywożenie ze sobą wierteł może nie jest najmądrzejsze, to na pewno pan Chabowski nie zasłużył na traktowanie, które go tam spotkało.
Jak opisywał prawnik Chabowskiego, mężczyzna był trzymany w areszcie przez dziewięć godzin po podróży – bez jedzenia i picia. W środku nocy przewieziono go do więzienia. Dalej była jeszcze większa farsa – adwokat wynajęty przez Polaka dostał akt oskarżenia... na rozprawie. Mecenas Benedykt Gontek zdołał jednak przekonać sędziego, że popełniono błąd – i ostatecznie pan Chabowski mógł cieszyć się spotkaniem z rodziną. Niemniej, horror 9-godzinnego zamknięcia bez jedzenia i picia zapadł mu w pamięć.
Do pracy? To do więzienia
Jeszcze mniej szczęścia miał Paweł March, który także przyjechał do Kanady do rodziny. Na lotnisku w Vancouver czekali na niego bliscy, ale niestety – urzędnicy nie pozwolili Marchowi do nich dotrzeć. Tak jak w przypadku Chabowskiego, tak i tutaj obsługa lotniska stwierdziła, że Polak przyjechał do nielegalnej pracy.
Straż graniczna zatrzymała naszego rodaka, który nie miał jak skontaktować się z rodziną. Co najgorsze, urzędnicy nie poinformowali bliskich o tym, że March został zatrzymany. Ba, rodzinie powiedziano, że... w ogóle nie doleciał do Kanady. Żonę poinformowano o przylocie męża dopiero następnego dnia. Z pomocą polskiego konsulatu udało się zażegnać tę przykrą sytuację.
Niestety, w relacjach Polaków wyjeżdżających do USA i Kanady opowieści o nadgorliwych urzędnikach są standardem. I tak dobrze, jeśli jesteśmy przetrzymywani do dwóch godzin – bo tak jak pan Chabowski albo March, możemy trafić do "aresztu" na dłużej, bez kontaktu z rodziną, bez jedzenia, picia, czy jakiegokolwiek wsparcia.
W Wielkiej Brytanii – gdzie ofiarą obsługi padł Lech Wałęsa – jest zdecydowanie lepiej. Głównie dlatego, że jest to członek Unii Europejskiej, który na dodatek nie jest aż tak wyczulony na kwestie nielegalnej imigracji, jak Kanada czy USA. Tam, jak wynika z dyskusji internautów, można być "tylko"... niegrzecznie potraktowanym.
Z racji obowiązków służbowych dużo podróżuje. Obserwuję jak Polacy traktowani są podczas kontroli bezpieczeństwa. I ze smutkiem stwierdzam, że nie jesteśmy traktowani na równi z obywatelami innych państw obszaru Schengen. I to jest realny problem, który zatruwa życie wielu podróżującym Polakom.
Polscy obywatele na amerykańskich lotniskach nadal traktowani są jak dzieci gorszego Boga. CZYTAJ WIĘCEJ
Andrzej Folek
Wypowiedź dla "Nowego Dziennika"
Przyszedł jeden z karabinem, aby mnie pilnować. Jeden zniszczył mój bilet na samolot do Miami. Potem dwóch oficerów zawiozło mnie do więzienia w Montgomery.