Z Jolantą Kwaśniewską spotykam się podczas konferencji poświęconej starości. Była Pierwsza Dama jest jedną z panelistek. Zanim uda jej się znaleźć dla mnie chwilę, najpierw rozmawia ze starszymi ludźmi – uśmiecha się, podaje ręce, słucha o problemach, gratuluje determinacji kobiecie, która opowiada, jak po stomii żołądka jeździ na łyżwach. Jak gdyby nigdy nie wyszła z roli. Dlaczego, mimo że już nie jest Pierwszą Damą, wciąż zajmuje się działalnością społeczną? I co sprawiło, że zaczęła upominać się o starszych ludzi? Pyta Anna Wittenberg.
Kiedy zakładała pani fundację, była pani Pierwszą Damą. To mieściło się w kanonie tej roli...
Niekoniecznie, ja po prostu wybrałam taką drogę.
Jeden z możliwych modeli. W każdym razie: to było dla pani niezwykle aktywnych 10 lat. Nie czuła pani pokusy, by przestać zajmować się fundacją po końcu drugiej kadencji małżonka?
W zeszłym roku obchodziliśmy 15-lecie istnienia fundacji „Porozumienie bez barier”. Razem z moim nowym, młodym zespołem, który nie działał ze mną przez dziesięć lat prezydentury, przeglądaliśmy pełną dokumentację działań. Kiedy spojrzałam na zdjęcia, programy, to dotarło do mnie, że jak na tak małą fundację, udało nam się zrobić szalenie dużo. Ma pani rację, w zasadzie można by powiedzieć, że czas spocząć na laurach. Ale ja nie wiem, co to znaczy.
Nie potrafię powiedzieć, co mnie tak napędza, co mnie tak goni do kolejnych wyzwań. Wystarczy, że biorę udział w jakimś spotkaniu, słyszę jakąś ideę... I potrafię ją przełożyć natychmiast na cele i działania. Ile ja razy mówiłam sobie: boże, tu jest gigantyczny ugór...
Na początku fundacja zajmowała się niepełnosprawnymi, później dochodziły kolejne obszary działalności. Dziś upomina się pani o osoby starsze.
Myślenie o osobach starszych tak naprawdę zajmowało nas od początku istnienia fundacji. Nazwa „Porozumienie bez barier” powstała w 1996 roku, przed międzynarodowymi dniami niepełnosprawnych. Miała zwrócić uwagę na potrzebę niwelowania barier, przez które niepełnosprawni nie mogą funkcjonować w społeczeństwie. Z jednej strony były to bariery architektoniczne, ale z drugiej także bariery mentalne, które są w naszych sercach, w naszych mózgach.
Potem przychodziło do mnie coraz więcej listów, odbywałam coraz więcej spotkań, spływało coraz więcej próśb, żeby zająć się kolejnymi problemami: dzieci chorych na choroby nowotworowe, nowotworami piersi, dziesiątkami rzeczy. Program naszej fundacji pisało więc życie. I tak jest do dziś - na spotkaniach, czy konferencjach, w których biorę udział, wiele osób podchodzi do mnie, prosi, żeby o pewnych kwestiach mówić głośno.
Tak, jak starsi państwo, którzy otoczyli panią przed naszą rozmową. Każdy miał do pani jakąś sprawę.
Właśnie w taki sposób doszliśmy do programu oswajania starości. Coraz więcej ludzi pisze: „Pani prezydentowo, fundacji działających na rzecz dzieci, młodzieży są dziesiątki. Kiedy mówimy o najmłodszych, zawsze mamy skurcz serca, więc zbieranie pieniędzy na ich leczenie przychodzi z większą łatwością. Mało kto upomina się jednak o ludzi starych”.
Myśmy tę starość, mam wrażenie, zamietli pod dywan. Młodzi myślą, że ich to nie będzie dotyczyć. „No, na pewno nie ja” - mówią. Starość kojarzy nam się z chorobami, z niepełnosprawnością, z problemami mentalnymi, z odchodzeniem. Dlatego staramy się to jak najbardziej od siebie odpychać. A tymczasem starość to jest największe osiągnięcie ostatnich kilkudziesięciu lat!
Słucham?
Żyjemy coraz dłużej, średnia wieku rośnie. To bardzo pokrzepiające, ale niesie ze sobą pewne zagrożenia. Teraz najważniejsze jest to, żeby wejść w tą starość w odpowiedniej kondycji.
To znaczy?
Tego dotyczy program, który będziemy realizować w fundacji. Chcemy postawić na profilaktykę starzenia się, uświadamianie ludziom, abyśmy w każdym momencie życia dbali o siebie, przygotowywali się na tę starość. Bo to trzeba robić przez całe życie. Ważne jest, żeby nie przekarmiać dzieciaków, żeby w przyszłości to nie były osoby otyłe. Żeby nauczyć dzieci dbać o uzębienie, żeby na stare lata było chociaż na czym protezę zawiesić (bo do tego, by utrzymać własne zęby przez całe życie jeszcze nam daleko – wystarczy spojrzeć na liczby).
Ważna jest profilaktyka prozdrowotna. Nie mogę zrozumieć dlaczego nawet w Warszawie, kiedy wysyłamy zaproszenia na bezpłatne badania cytologiczne, badanie piersi, tylko 20 proc. warszawianek z nich korzysta. A potem, często u progu starości właśnie, dzieją się koszmarne rzeczy. Rocznie na raka szyjki macicy zapada 4 tys. kobiet, a połowa umiera. Dramat, ponieważ to jest w stu procentach wyleczalny nowotwór, o ile jest odpowiednio wcześnie wykryty! O to nam chodzi: żeby działać, a nie czekać aż nas dopadnie starość.
Dziś, kiedy nas dopada...
Jeśli nie mamy własnych pasji, jeśli zostajemy na stare lata bez partnera, czy dzieci, jeśli nie mamy hobby, jeśli nie mamy własnego grona przyjaciół, pomysłu na siebie, to starzejemy się w dramatycznie szybkim tempie.
A trzeba zdać sobie sprawę z tego, że sytuacja geriatryczna w Polsce wygląda fatalnie. Według unijnych analiz nawet Słowacja, nasz najbliższy sąsiad ma tę sytuację znacznie lepszą. W Polsce niestety brakuje rozwiązań systemowych. Przyglądając się temu, co się dzieje w temacie, mam wrażenie, że do tej pory używamy fajerwerków: odbywa się jakaś kampania, porozmawiamy, fajnie. Instytucja, czy firma odkreślają, że zrobione, ale nie ma realnej zmiany. Dlatego w fundacji ruszyliśmy ze stroną internetową „Oswajanie starości”, w której będziemy zbierać wszystkie dobre praktyki. Bardzo się ucieszyłam, bo TVP2 zaproponowała mi też program, w którym mogę mówić o ludziach starszych - pierwsza emisja była w czwartek o 9.45.
Dla telewizji grupa docelowa to zwykle 16-49. Jest najbardziej opłacalna, bo przyciąga reklamodawców.
Faktycznie, w bardzo wielu kwestiach jesteśmy poza nawiasem. Szczerze mówiąc myślę, że troszeczkę zwariowaliśmy na punkcie młodości - mówimy sobie: bądź piękna, bądź fit, zachwalamy jak wspaniale teraz kosmetologia pomaga w utrzymaniu dobrego wyglądu. Zapędzamy się, zapominamy, że każdy z nas będzie starszym człowiekiem.
Tymczasem, proszę mi wierzyć, żaden z moich programów nie miał takiego odzewu, jak ten. Ludzie zaczepiają mnie na ulicy i mówią: „pani Jolanto, super, ogromnie się cieszymy, że będzie pani mówiła teraz na temat starości”. To zresztą nie pierwszy raz, kiedy spotykam się z taką reakcją. Kiedy miałam pierwsze wykłady na uniwersytetach trzeciego wieku, to posypało się tyle zaproszeń, że mogłabym tylko tym się zajmować!
O czym pani opowiada?
Ludzie proszą o moje wspomnienia z okresu, kiedy byłam Pierwszą Damą. Chcą mówić na temat savoir vivre, etyki w biznesie, CSR, mentoringu. Z wielką radością uczestniczę w takich spotkaniach, ponieważ te osoby mnie napędzają. Spotykam fantastycznych ludzi, którzy byliby świetnym przykładem też w moich programach.
W „Pytaniu na śniadanie” zachęcam zresztą, by ludzie przysyłali nam krótkie filmiki, mówię: pokażcie swoich bohaterów. To mogą być babcie, dziadkowie, to mogą być sąsiedzi, to może być ktoś, kto żyje z pasją, kogo moglibyśmy pokazać u. Historie, które nas szczególnie zainteresują przeniesiemy też do mojego nowego programu, może wybierzemy seniora roku...
Chociaż z tym nazewnictwem też jest problem. Podczas spotkania rady fundacji, Krysia Kofta oburzyła się: „Nie, nie! Nie mówmy 'seniorzy', nienawidzę tego słowa, jest koszmarne”.
No tak... Ani Krystyny Kofty, ani na przykład Urszuli Dudziak nie nazwałabym seniorkami. Kiedy rozmawiałam z nią ostatnio, tryskała energią przez półtorej godziny spotkania.
Dlatego przyjdzie do mnie do programu, kiedy będziemy mówili na temat seksu osób starych. Bo to jest pewne tabu, jak gdybyśmy przestawali wtedy funkcjonować... Gdzie jest ta cezura? Jak mamy 40, 50 lat to mamy kłaść się do trumny i czekać na zgon?
Dlatego takie osoby są ogromną inspiracją, bo ludzie widzą je i myślą: jeśli oni mogą, to dlaczego ja miałabym nie móc?
„Miałabym”. A co z mężczyznami?
Przyznam się pani, że ja mam największy problem ze starszymi panami, bo kobiety są znacznie bardziej witalne, mają więcej pomysłów na siebie. Staram się szukać dobrych praktyk także na zajęcia dla mężczyzn, ale okazuje się, że naprawdę jest ich niewiele.
Widzę to po moich rodzicach. Mój ojciec ma skończoną siedemdziesiątkę.
I co robi?
No więc kupił sobie dłutka i czasem coś rzeźbi w drewnie. Chodzi też na spacery z psem.
I bardzo fajnie, to jest też pomysł. Każda aktywność, która daje nam przyjemność jest ważna. Przeczytałam ostatnio wywiad, którego bohater przyznał, że jego ojciec przez lata nie uprawiał żadnej aktywności fizycznej, a nagle stał się zapalonym chodziarzem. Podczas chodzenia poznał z kolei ludzi, którzy założyli zespół folkowy. I teraz jest zapalonym tancerzem. To jego pasja życia.
Ważne w tym wszystkim jest też to, żeby nie powstawały getta dla starszych ludzi. Bo jeśli tak będzie, to oni będą rozmawiać tylko o swoich chorobach. My chcemy, żeby przede wszystkim młodzi ludzie zechcieli czerpać z tego gigantycznego bagażu, dorobku...
Przestaliśmy to doceniać?
Zupełnie! A to jest doświadczenie życiowe, mądrość życiowa, to jest umiejętność pochylenia się nad drugim człowiekiem. To jest cierpliwość. Chciałabym, żeby młodzi ludzie nauczyli się ją wykazywać. Jeden z programów, który będę miała w telewizji śniadaniowej będzie dotyczył gadżetów, które mogłyby być bardzo pomocne dla osób starszych. Pod warunkiem, że młodzi poświęcą trochę czasu, by ich tego nauczyć. Bo to daje i poczucie wolności i możliwość kontaktu na znacznie większą skalę.