Wniosek Antoniego Macierewicza o ściganie internautów jest bezzasadny.
Wniosek Antoniego Macierewicza o ściganie internautów jest bezzasadny. Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Reklama.
"Po strzale w stopę Antoni Macierewicz strzela sobie w kolano, a to nie koniec" – komentują niektórzy po groteskowym posiedzeniu zespołu parlamentarnego badającego katastrofę smoleńską. Uczestnicy konferencji pokazali zupełną indolencję, jeśli chodzi o obsługę komputerów, a jej organizatorzy zupełny brak przygotowania.
Poseł PiS zamiast wskazać winnych i przeprosić, mówi o zorganizowanej akcji hakerów. Maks Kraczkowski sugerował w rozmowie z naTemat, że to zorganizowana akcja jednej z partyjnych młodzieżówek. Macierewicz doniósł na internautów do Prokuratury Generalnej. – Sejm musi być bezpieczny. Wczoraj zabezpieczenia państwowe zawiodły. Chodzi o to, żeby takie ataki się nie powtarzały –mówił poseł.
– Dzień dobry. Chciałem zgłosić nękanie w internecie – mówię oficerowi dyżurnemu na komisariacie w warszawskim metrze. Wydaje się nieco zdziwiony, ale pyta o co dokładnie chodzi. – Rozmawiałem ze znajomymi przez Skype'a i nagle zaczęło dzwonić kilkanaście osób. Nie mogliśmy kontynuować rozmowy – skarżę się.
Policjanci są dociekliwi. Pytają kiedy to miało miejsce, czy zdarzyło się tylko raz i czy mój login był ogólnie dostępny. – To było dwa dni temu – opowiadam. – Zdarzyło się tylko raz, trwało jakieś pół godziny. A login udostępnia się na przykład rejestrując się w różnych serwisach – opowiadam. Przyjmujący zgłoszenie zawołał na pomoc swojego przełożonego, a naszej rozmowie przysłuchiwali się jeszcze inni pracownicy komisariatu.
– Hmm, jeśli to było jednorazowe, to proszę się nie przejmować – obwieszczają wreszcie policjanci po kilku chwilach rozmowy. – Gdyby to się powtarzało, to proszę się zgłosić na komisariat… Gdzie pan mieszka? – pytają. Podaję adres. – Aha, to proszę się zgłosić na Malczewskiego. Ma pan blisko. A na razie proszę się nie przejmować – radzą.
I ja pewnie bym się nie przejął. Ale Antoni Macierewicz uznał inaczej. – Nie mamy jeszcze zawiadomienia, o którym pan Macierewicz mówił w mediach – wyjaśnia Mateusz Martyniuk, rzecznik Prokuratury Generalnej. – Jeśli dotrze, to trafi do odpowiedniej komórki, a następnie do prokuratury odpowiedniej ze względu na miejsce – dodaje. Tam los zawiadomienia będzie już zależał od prokuratora, któremu sprawa zostanie przydzielona.
– Jeżeli ktoś jest nękany, to są przepisy karne i przepisy prywatne, które pozwalają bronić swoich dóbr osobistych – mówi Piotr Waglowski, prawnik i autor serwisu prawo.vagla.pl. – Oczywiście nikt nie pójdzie za pokrzywdzonego do sądu, ale prawo daje możliwości bronienia się przed takimi atakami – wyjaśnia.
I podaje przykłady. – Warto tutaj przypomnieć o zadośćuczynieniu w wysokości 5 tys. zł, jakie sąd przyznał byłemu współpracownikowi firmy brokerskiej. Wysyłali mu różne motywujące SMS-y o 5 rano, późnym wieczorem i zachęcali do cięższej pracy. Nie mogli tego wyłączyć, więc wreszcie podał ich do sądu. I wygrał – relacjonuje prawnik. – Ale zapadały wyroki wskazujące, że osoby publiczne powinny mieć grubszą skórę – zaznacza.
– Nie jestem biegłym w sprawach internetu, ale wydaje mi się, że ten wniosek jest bezzasadny, po prostu bezsensowny – mówi Jerzy Kozdroń, wiceminister sprawiedliwości i poseł PO. – Jeśli ktoś udostępnia publicznie swój login, to nie powinien dziwić się, że ludzie do niego dzwonią. Poza tym musiałby udowodnić, że ci ludzie chcieli mu zaszkodzić, nękać go, a nie po prostu sobie porozmawiać – wyjaśnia były sędzia.
Ale wcale nie jest zdziwiony zachowaniem Antoniego Macierewicza. – Pan poseł zawsze, kiedy coś mu się nie podoba, idzie z tym do prokuratury. Na przykład kiedy mu się nie podoba jakiś wywiad, to zaraz mówi, że złoży zawiadomienie. I może nawet te zawiadomienia składa, ale później nic z tego nie wynika – mówi Kozdroń.
A na razie to sam Macierewicz może mieć kłopoty, bo niektórzy internauci wskazują, że złamał prawo – licencja darmowego Skype'a nie pozwala na prowadzenie publicznych transmisji. A Sejm to przecież miejsce publiczne. Jednak Antoni Macierewicz zapewne się tym nie przejmie. Albo zrzuci winę na innych, tak jak zrobił to w przypadku Skype'owej konferencji w Sejmie. Przecież to jego współpracownicy powinni byli zablokować możliwość przyjmowania połączeń od nieznajomych. Ale wiadomo – wina Tuska.