Miesięczne "wakacje" Banksy'ego w Nowym Jorku nie przestają dostarczać zaskoczeń. Gdy burmistrz Michael Bloomberg oskarża najsłynniejszego anonimowego Brytyjczyka o dewastowanie miasta i sianie moralnego zepsucia swymi wyjątkowymi graffiti, Banksy właśnie postanowił otworzyć w Nowym Jorku galerię. Dość specyficzną. Brytyjski artysta swoje dzieła zawiesił pod jednym z nowojorskich wiaduktów kolejowych.
Jednocześnie postanowił mocno ograniczyć swobodny dostęp do nich. Za 50 tys. dolarów Banksy wynajął teren pod wiaduktem i zatrudnił umundurowanych strażników dbających o to, by obrazy przez określony czas mogły podziwiać tylko małe grupy zwiedzających.
- To prywatna wystawa. Panuje tutaj zero tolerancji - takie ostrzeżenie usłyszeli od strażników dział Banksy'ego dziennikarze "The New York Post". - Proszę wchodzić w małych grupach. Macie pięć minut, a później jest zmiana. Wszyscy mają równe szanse, by tu wejść i zobaczyć dzieło. Żadnego alkoholu, żadnych psów i proszę się zachowywać - grzmiał strażnik pracujący dla brytyjskiego artysty ulicznego.
"Czy należycie do tych osób, które lubią chodzić do galerii, ale chcielibyście, by było tam więcej żwiru? W takim razie ta czasowa wystawa jest dla was" - napisał Banksy na swojej stronie internetowej dając znać, że strzeżona wystawa nie jest chyba oznaką, iż po prostu uderzyła mu do głowy popularność.
Podczas pobytu w Nowym Jorku Banksy na każdym kroku igra z Amerykanami. W centrum miasta postawił między innymi wielką ciężarówkę do przewozu zwierząt, z której wystają głowy pluszowych maskotek, ale jednocześnie z wnętrza dochodzą dźwięki cierpiących zwierząt.
Nowojorskie ulice przyozdobił też licznymi graffiti, które nie przypadły do gustu władzom. - Niszczenie czyjegoś mienia nie jest według niego definicją sztuki - oburzał się burmistrz Bloomberg.