Irlandzki dziennik „The Irish Independent” dotarł do informacji, że irlandzcy biznesmeni kupują dzieci na aukcjach w słynnej bombajskiej dzielnicy czerwonych latarni. W taki sposób ratują je przed stręczycielami, którzy czerpią zyski zmuszając je do prostytucji. Dopiero wtedy dzieci mogą poczuć wolność. Wcześniej przeżywają horror. Niektóre z nich nie mają nawet ukończonego roku, wszystkie ukryte przed światem trzymane są w klatkach. Wychodzą tylko po to, by spotkać się z oprawcą.
Młody irlandzki menedżer sieci "Hard Rock Cafe" Marc Carey walczy o to, by uwolnić dzieci zmuszane do nierządu. Niektóre spośród nich mają dopiero dziewięć miesięcy. Zdaniem Irlandczyka te „ciemne, okrutne i nieludzkie” warunki w jakich są te dzieci przetrzymywane trzeba pokazać światu. Dzięki temu da się zrozumieć horror, jakie te maluchy przeżywają.
W ubiegłym tygodniu Carey wystąpił przed brytyjską Izbą Gmin. Sam współpracuje z różnymi organizacjami charytatywnymi, których celem jest uwolnienie ofiar stręczycieli i umieszczenie ich w domach, gdzie na nowo ułożą sobie życie. Irlandczyk poinformował, że wielu jego zamożnych rodaków wydało olbrzymie kwoty pieniędzy na uwolnienie indyjskich dzieci od prostytucji. Jeden z wymienionych przez Careya przedsiębiorców przeznaczył aż 20 tysięcy funtów na maluchy.
Irlandczyk opisuje warunki w jakich przetrzymywane są wspomniane ofiary. W rozmowie z "Sunday Independent" powiedział, że w klatkach trzymane są dzieci, które mają nie więcej niż kilka miesięcy do dziewczynek w wieku jedenastu lat. Klatki te są małe i ciemne. Zamykane są z zewnątrz i pilnowane przez uzbrojonych gangsterów.
– Aby dostać się do nich musisz przejść przez różne włazy i sekretne drzwi. Dzieci są złamane na duchu, a ich usługi są wyceniane na mniej niż 5 euro. Dziewice są sprzedawane na aukcji temu, kto najwięcej zapłaci. Te dzieci są zabierane od swoich rodzin w bardzo młodym wieku i nawet nie potrafią mówić. Nie posiadają wykształcenia i nawet nie znają znaczenia słowa „ucieczka”. Kiedy są starsze są wypuszczane do pracy, bo stręczyciele wiedzą, że powrócą do nich, gdyż nie potrafią samodzielnie żyć – opowiada Carey.
Irlandczyk apeluje, by wszyscy stali się "cyfrowymi" aktywistami. Wraz z fotoreporterką Hazel Thompson stworzył stronę takenebook.com. Za pomocą tej strony można podpisać e-petycję, czy kupić e-booka. Jakakolwiek informacja o tej formie stręczycielstwa w jakiś sposób ją zwalcza, gdyż zwraca uwagę na ten element przestępczości. Carey twierdzi, że każdy z nas może pomóc, nie ważne w jakiej formie, najważniejsze by o tym mówić.