
Według jednych celowo budzi kontrowersje, obraża i depcze tradycyjne wartości. Dla innych jest symbolem przemiany i budowanej na nowo tożsamości. Sztuka współczesna nadal walczy o swoje miejsce w polskiej świadomości, ale coś się zmienia. - Jeszcze kilka lat temu musieliśmy bez przerwy odpowiadać na pytania i zarzuty: moje 5-letnie dziecko też tak potrafi, a wy płacicie za to miliony. Dziś padają już rzadziej - mówi w rozmowie z naTemat Joanna Mytkowska, dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Pytamy, dlaczego sztuka współczesna jest tak droga i dlaczego jej rozwój hamuje "lud smoleński".
Ile osób obejrzało wystawę "W sercu kraju”?
Do niedawna mogliśmy tylko pomarzyć o zagranicznych dziełach sztuki współczesnej.
Państwu się jakoś udaje. Dzięki środkom z Funduszu Promocji Kultury Muzeum dostało 2,5 mln zł na rozbudowę kolekcji.
Ile kosztowały te trzy dzieła?
Chyba nie raz pani słyszała zarzut: "kilkaset tysięcy za parę kresek”.
Sceptycy sztuki współczesnej po prostu się jej boją?
Za tą pierwszą falą poszło zainteresowanie źródłami polskiej sztuki współczesnej. Mieliśmy bardzo mocną tradycję awangardową w międzywojniu, a później tzw. neoawangardę w latach 60. i 70. Ci artyści też weszli to kanonu sztuki współczesnej. To jest na pewno Edward Krasiński, Alina Szapocznikow, później Zofia Kulik, ale to zainteresowanie nadal rośnie, coraz bardziej budzą je prace Natalii LL, Ewy Partum, Akademii Ruchu i wielu innych. To kanon, przez który Polska jest widziana na świecie. To fenomen, bo nie każdy tak mały kraj ma tak silną reprezentację, która ma wpływ na światową sztukę.
Ile rocznie kosztuje utrzymanie Muzeum Sztuki Nowoczesnej?
Bez tych dotacji...
I jak odpowie pani na pytanie, dlaczego 5-letnie dziecko nie stworzy dzieła sztuki?
Joanna Mytkowska, rocznik 1970. Dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie, krytyk i kurator sztuki, autorka kilku wystaw i artykułów poświęconych sztuce, była kuratorka w Centrum Pompidou w Paryżu. Jest współzałożycielką Fundacji Galerii Foksal.
