Idziemy za ciosem. Okazuje się, że nie tylko my uważamy, że prace domowe, jakie nauczyciele zadają uczniom, to głupota. Po stronie naTemat staje nauczyciel roku oraz była minister edukacji narodowej. Czekamy na stanowisko MEN w tej sprawie. Bzdurne prace domowe niszczą dzieciństwo, powodują że młodzi ludzie pracują dłużej niż górnik w kopalni.
Nasz niedawny artykuł wzywający do zrezygnowania z prac domowych, wywołał sporą burzę. Dyskusja toczy się w środowisku nauczycieli, pedagogów, ale przede wszystkim rodziców. To oni nocami robią z dziećmi i dla dzieci prace domowe. Pytają - po co? Czy tak musi być? Twierdzimy że nie. Nie tylko my tak uważamy.
– Wyścig szczurów nie jest dla dzieci. Uczymy je, by pracowały przez 24 godziny na dobę. Wracają po szkole do domu i do nocy siedzą nad książkami. To szaleństwo. Jeśli nie pokażemy im, że warto wypoczywać i mieć swoje zainteresowania, to jest to prosta droga do tego, by w dorosłym życiu „jechały” na Prozacu – mówi Marcin Zaród mianowany niedawno nauczycielem roku.
W naszym tekście napisaliśmy wprost: całkowicie zrezygnujmy z prac domowych. Dzieci z podstawówek i gimnazjów są nimi przygniecione. Nie warto obarczać ich ćwiczeniami, które służą tylko zapełnieniu stron w zeszycie. Nauka sprawia większą przyjemność i jest bardziej efektywna, gdy jest dobrowolna i wynika z wewnętrznej potrzeby ucznia, który chce zgłębiać te tematy interesujące go na lekcjach najbardziej.
Wizja to niemal utopijna i nierealna, ale nie niewykonalna. A z pewnością zmuszająca do refleksji i warta debatowania - widzimy to po liczbie komentarzy i wiadomości, które otrzymaliśmy od naszych czytelników.
Korepetycje to dziś obowiązek
Skontaktowała się z nami pani Joanna, mama Zosi, która we wrześniu poszła do piątej klasy szkoły podstawowej. Przyznała, że kwestia prac domowych, które nauczyciele zadają uczniom w szkole jej córki to temat-rzeka. Temat, o którym między rodzicami mówi się bez przerwy.
– Czasem mam wrażenie, że nauczyciele w szkole mojej córki są tylko po, by wskazać rodzicom nad czym mają pracować z dzieckiem w domu. Nie ma bowiem wieczoru, podczas którego nie nadrabiamy materiału, z którym nauczyciel nie wyrobił się na lekcji – tłumaczy. Twierdzi także, że nigdy nie zostawia córki samej z lekcjami. – O pewnej godzinie jest już tak zmęczona, że bez mojego wsparcia po prostu zasnęłaby nad książkami. Nadrabiamy więc zaległości we dwie – dodaje.
Jaki sens ma ślęczenie nad podręcznikami tylko po to, by nauczyciel wyrobił się z programem, a z głowy dziecka "wiedza" wyparowała na drugi dzień po kartkówce lub sprawdzianie? Chora sytuacja prowadzi do wielu absurdów.
Jednym z nich jest kwestia korepetycji. – One dziś są właściwie obowiązkiem – tłumaczy pani Joanna. – Kiedyś brali je uczniowie, którzy nie radzili sobie z jakimś przedmiotem, albo chcieli mieć ponadprogramową wiedzę. Dziś bez korepetycji nie jesteśmy w stanie nadgonić za panią nauczycielką – mówi nasza rozmówczyni.
– Nasza córka nie ma nawet czasu chorować. Kiedy nie ma jej dzień-dwa w szkole, bo np. przeziębiła się, jeżdżę do jej koleżanek po zeszyty, a nazajutrz przed lekcjami oddaję je z powrotem. Zosia zamiast odpocząć, wykurować się, uzupełnia notatki – dodaje mama Zosi.
Dzieci pracują na pełen etat
– To zwykłe szaleństwo – mówi krótko Marcin Zaród, nauczyciel języka angielskiego w V LO w Tarnowie. Zaród przed kilkoma dniami, w konkursie zorganizowanym przez MEN i "Głos Nauczyciela", został wybrany Nauczycielem Roku. W rozmowie z naTemat przyznaje, że jest przeciwnikiem zadawania prac domowych, które dla uczniów są często pracą ponad miarę.
– Zgadzam się z tą tezą – powinniśmy dać uczniom więcej czasu na realizację swojej pasji. Policzmy – dziennie dzieci spędzają w szkole około sześciu godzin. Potem dwie godziny w świetlicy, a w domu jeszcze dwie-trzy godziny nad lekcjami. Przecież to już jest praca na pełen etat! – twierdzi.
Zaród jest także zdania, że szkoła w dzisiejszych czasach niemal nie dostarcza wiedzy praktycznej. – Niech mi pan wytłumaczy – pyta – po co nastolatkowi z liceum wiedza, jak przebiega proces legislacyjny w Polsce? A tego uczą nauczyciele na przykład Podstaw Przedsiębiorczości. Szaleństwo. Wyścig szczurów nie jest dla dzieci. Uczymy je, by pracowały przez 24 godziny na dobę. Jeśli nie pokażemy im, że warto wypoczywać i mieć swoje zainteresowania, to jest to droga donikąd. A raczej prosta droga do tego, by w dorosłym życiu „jechały” na Prozacu. To może dobre dla koncernów farmaceutycznych, ale z pewnością nie dla naszych dzieci – kończy.
"System do wymiany"
– Jeśli edukacja dziecka trwa przez dwanaście godzin każdego dnia, to ja się nie dziwię, że to dziecko jest zniechęcone. Jest problem – zauważa w rozmowie z naTemat były minister edukacji Krystyna Łybacka. – Co jest bardziej istotne? Czy to, by nauczyciel wyrobił się z programem, czy to, by uczeń choć trochę zrozumiał materiał? Później dochodzi do efektu "śnieżnej kuli". Dziecko ma już takie zaległości, że traci w ogóle motywację i chęć do nauki – tłumaczy.
Pani minister skomentowała dla nas także wypowiedź nauczycielki, która twierdzi, że praca domowa to "mus", i że dzieci przytłoczone są komputerem i innymi gadżetami, a nie nauką. Jeśli po lekcjach nie będą się uczyć, zmarnują czas na Facebooka. – Dramatyczna – powiedziała krótki minister Łybacka. – Jeśli rolę nauczyciela przejmuje rodzic, to znaczy, że jest bardzo źle! Oczywiście, sporadycznie powinni pomagać swoich dzieciom, ale sytuacja, w które wieczór w wieczór siedzą z nimi nad książkami jest niedopuszczalna. Nie, po prostu nie! – wyjaśnia.
Jej zdaniem powinniśmy pomyśleć nad systemem niemieckim, gdzie dzieci nie zmusza się do nauki, a pobudza ich emocje, wyobraźnię. – I one się do tej nauki garną – tłumaczy. Jakie warunki musiałyby zostać spełnione byśmy mogli myśleć o zmianie systemu? – Musielibyśmy zmniejszyć klasy. O połowę. Przy grupie 30 dzieci trudno zapanować nad czymkolwiek. Do zmiany też są do przebywania w szkole po lekcjach, świetlica to zwykle "przechowalnia" dzieci, w szkołach nie ma miejsca, w których można byłoby w ciszy popracować nad lekcjami – dodaje Krystyna Łybacka.
Na koniec była minister zachęca, by w sytuacji, w której nauczyciel nagminnie obciąża ucznia pracą domową ponad miarę, pójść z dzieckiem do szkoły, porozmawiać z nauczycielem, dyrektorem. Może wtedy okazać się, że nie jesteśmy z tym problemem sami.
Jak powinna więc wyglądać "idealna" praca domowa? To chyba taka, która zajmie dziecku po kilka minut z każdego przedmiotu, pozwoli utrwalić materiał, przypomnieć sobie coś z lekcji. Niestety - uzupełnianie tabelek, wypełnianie całych stron ćwiczeń nie dość, że nie jest efektywne, to jeszcze może być dla dziecko mordęgą. I karą.
komentarz pod artykułem "Zrezygnujmy z prac domowych"
Największy problem polega na tym, że szkoły są nieefektywne. 5-7 godzin lekcji plus te kilka dodatkowych w świetlicy to mnóstwo czasu na zdobycie dużej ilości wiedzy. Niestety, bardzo często jest tak, że te pół dnia spędzone w szkole jest stratą czasu, a popołudnie i wieczór nad książkami w domu mają to zrekompensować CZYTAJ WIĘCEJ
Radek
komentarz pod artykułem "Zrezygnujmy z prac domowych"
Jestem ojcem 10 latka, który rozpoczął naukę w klasie IV, i mam dosyć. Oboje z żoną pracujemy do późna i naprawdę ciężko nam wygospodarować czas żeby młodemu pomóc w lekcjach. Nauka w szkole została scedowana na rodziców - jeśli rodzice "nie odrobią" pracy domowej uczeń dostaje słabe oceny. Przykład? Praca domowa dlaczego gnomon razem z zegarkiem nie pokazuje kierunku tak jak kompas. Takim pytaniem zaskoczył mnie młody o 21.30 po przyjściu z pracy. więc google i nic. Niestety nie odkryłem tajemnicy a młody dostał jedynkę. CZYTAJ WIĘCEJ
Magda
Komentarz pod artykułem "Zrezygnujmy z prac domowych"
Skończmy z zadawaniem do domu. To jest dla dzieci mordercze. Uczmy w szkole. Szkoła, jak sama nazwa wskazuje ma szkolić, a nie zadawać, przepytywać i oceniać ucznia. A uczyć tylko na korkach CZYTAJ WIĘCEJ
Anna
Komentarz pod artykułem "Zrezygnujmy z prac domowych"
Mam dwie córki w wieku szkolnym - 3 i 6 klasa SP. Są dni, kiedy nie wyrabiają się z pracą domową, siedzą do 21, młodszej zdarzyło się płakać ze zmęczenia - bo kończyła lekcje o 17.10 (!) a nauczycielka zadała do przerobienia 3 rozdziały z książki. Bo "opóźnienie" Zwalanie rodzicom na głowę ponad połowy szkolnego materiału jest skandaliczne. CZYTAJ WIĘCEJ
Michał
Komentarz pod artykułem "Zrezygnujmy z prac domowych"
Zadania domowe od małego uczą, że nadgodziny są czymś dobrym i wskazanym i inaczej się nie da. Czas wolny? Po co to komu? CZYTAJ WIĘCEJ