
Odnoszę wrażenie, że wystarczy usiąść i skroplić najciemniejsze emocje w treść reportażu, powieści, opowiadania w sposób poprawny gramatycznie, dodać ciut polotu, i już zyskać akceptację jurorów. Gwałcenie dzieci, kobiet, bicie i znęcanie się, grzebanie w najciemniejszych zakamarkach zboczeń i ludzkich dramatów ma moc poruszająca – i z tego żyją media.
Kalicińska napisała również, ze od kilku lat nagrody literackie są przyznawane wyłącznie za rzeczy mroczne, smutne i depresyjne, w których bohaterzy są ułomnie, albo "zgnojeni tak, że nic tylko wyć". – Po takich lekturach to właśnie nic tylko iść do pobliskiego GS-u, kupić sznur i obwiesić się skoro to życie jest takie zasrane! – czytamy we wpisie. – Dzisiaj jestem dojrzałą chryzantemą (azjatyckie określenie dojrzałych kobiet, które jeszcze żyją pełnia życia) i wiem jak bardzo wielobarwne jest życie i jak wiele z jego barw zależy od nas samych – pisze Kalicińska.
Pisarka stwierdza, że jurorzy przypominają dementorów z "Harry'ego Pottera": każdy promień słońca, dobra, piękna ich razi. Zaryzykuję tezę, że jurorów porażają inne rzeczy. Nieudolność warsztatowa, brak kompozycji i pomysłu fabularnego, schematyczność, lenistwo intelektualne, stek banałów i klisz, psychologia sprowadzona do poziomu poradnika i tak dalej, i tak dalej.
– Kalicińska, narzekając na jurorów, nie przyjmuje do wiadomości smutnej prawdy: nie mówi nam nic prawdziwego, zamiast tego dostajemy pęczek porad, banałów i stereotypów, które zasługują na kosz nie dlatego, powtarzam, że nie wpisują się w aktualną "modę", lecz dlatego, że są puściutkie i błahe – pisze Karpowicz.
Ja, w odróżnieniu od Pana, kocham życie, śmiech, piękno mimo, iż obok istnieje zło, smutek i łzy. Ja to wiem. I wie Pan co? „La Vita e Bella” to nie infantylizm, do tego trzeba dorosnąć. Pozdrawiam Pana podpisując protokół rozbieżności brak mi piękna i dobra w literaturze nagradzanej.
Na tym – na chwilę obecną – dyskusja się zakończyła.