Są już wyniki analizy płynu, którym został oblany Kuba Wojewódzki. Na koszulce, którą dziennikarz przekazał policjantom do zbadania, nie stwierdzono obecności żadnych substancji zagrażających zdrowiu lub życiu - informuje Komenda Stołeczna.
O wynikach badań laboratoryjnych poinformował media Mariusz Mrozek, rzecznik prasowy Komendy Stołecznej Policji. Według jego relacji na koszulce Kuby Wojewódzkiego wykryto ślady różnych substancji, ale żadna z nich nie zagrażała życiu lub zdrowiu człowieka. Rzecznik nie zdradza, co w takim razie wchodziło w skład płynu, którym oblano dziennikarza.
Policja nadal poszukuje mężczyzny, który we wtorkowy poranek napadł Kubę Wojewódzkiego pod siedzibą Eski Rock. W wyniku zajścia dziennikarz miał trafić do szpitala, z którego następnie sam się wypisał. Następnie około godziny czternastej napadnięty poinformował o ataku stołeczną policję. Zgłosił, że zamaskowany mężczyzna ochlapał go nieznaną substancją.
Jarosław Kuźniar z TVN24 cytował wiadomość, którą otrzymał od Kuby Wojewódzkiego po ataku: "Dziś rano pod radiem Eska Rock elegancko zamaskowany i ewidentnie pozbawiony poczucia humoru mężczyzna zaatakował mnie niezidentyfikowanym płynem żrącym o brunatnej barwie, co jest dosyć symptomatyczne".
Prezenter miał także napisać, że jego napastnik "nie chciał umotywować swego czynu; to co wykrzywiał, na razie zachowam dla siebie, bo prawa strona ma już dziś wystarczająco dużo kłopotów. Może odnajdę się z nim na Skype'ie, ulubionym ostatnio komunikatorze ludzi o wyrazistych poglądach na nie. Poważnie rzecz biorąc, czuję się doceniony jako dziennikarz. Doceniam też fakt, do jakiego momentu doszedł dyskurs polsko-polski. Brunatnym terrorystom gratuluję, że zrobili ze mnie męczennika".
Wydarzenie odbiło się szerokim echem w polskich mediach. Większość artykułów publikowanych na ten temat miała jednak charakter spekulacji. Jeszcze wczoraj portal Fronda.pl donosił, że Kuba Wojewódzki został oblany nie żrącą substancją, ale Coca-Colą. Wiadomość została szybko zdementowana, kiedy okazało się, że pochodziła z fikcyjnego konta celebryty na Twitterze. Może jednak żart internauty okaże się prawdą?