"Zmień swoje zdjęcie profilowe na Facebooku na postać Twojego patrona lub ulubionego patrona. Wpisz w komentarzu krótką notę o tym, kim on był" – takie dwa kroki z okazji zbliżającego się święta zmarłych polecają organizatorzy akcji "Obchodzę Wszystkich Świętych, nie Halloween". Dołączyło do niej już kilkanaście tysięcy osób, głównie młodych katolików, którzy nie chcą, by 1 listopada kojarzył się z dyniowo-pogańskim szaleństwem. – Trzeba je odbić – przekonuje jeden z nich.
Jeśli zauważyliście, że na miejscu zdjęć profilowych waszych znajomych na Facebooku lub Twitterze widnieją wizerunki świętych, jesteście świadkami zorganizowanej formy protestu przeciwko "zagrożeniom płynącym z popkulturowego podejścia do wigilii Wszystkich Świętych". Takie właśnie, zdaniem księdza Rafała Starkowicza z "Gościa Niedzielnego", jest przesłanie internetowej akcji, za pomocą której młodzi walczą z Halloween.
– Nie tyle próbują odbić światu to święto, ale po prostu przywrócić właściwe miejsce i sposób przeżywania dnia Wszystkich Świętych – podkreśla duchowny w rozmowie z naTemat.
Święty zamiast dyni
Na pomysł podmiany zamieszczanych w sieci zdjęć wpadł ojciec Elzear Nowak, polski franciszkanin pracujący we Włoszech. Początki były skromne, ale teraz, na co wskazuje popularność wydarzenia, które założył na Facebooku "Gość Niedzielny", już kilkanaście tysięcy osób ma na profilowym wizerunek patrona lub świętego.
– Od kilku lat miałam się wrażenie, że mówienie o zwyczajach związanych z Halloween wypierało tradycję Wszystkich Świętych. Fakt, że facebookowa akcja to nic wielkiego, ale zawsze coś. Chociażby przez to możemy pokazać, że jest spora grupa osób, które nie godzą się na pogańskie Halloween w Polsce – tłumaczy mi Justyna, znajoma studentka z Rzeszowa, która na miejscu zdjęcia ma obraz przedstawiający Świętą Justynę z Padwy.
Z kolei Wyborcza.pl cytuje poznańskiego radnego z PO, Marka Sternalskiego. On także uczestniczy w akcji. "W naszym kraju te dni kojarzą mi się z dniem Wszystkich Świętych. Dla niektórych to święto religijne, a dla innych jedynie tradycja. Każdy ma prawo świętować, co chce, ale Halloween w Polsce mi nie pasuje" – podkreśla.
Facebook zamiast ambony
Przyznać trzeba, że to bardziej atrakcyjna forma niż coroczne pohukiwania z ambony, które preferują niektórzy księżą, a nawet kościelni hierarchowie. Metropolita szczecińsko-kamieński abp Andrzej Dzięga napisał ostatnio o Halloween w liście do wiernych: "Pod niewinną nazwą psikusów wobec tych, którzy odmawiają współudziału, mogą się umacniać postawy szkodzenia drugiemu człowiekowi. Te złośliwości i perspektywę bezkarnego szkodzenia można już interpretować wprost jako oznakę postaw diabolicznych".
W ubiegłym roku, kiedy o sprawę pytaliśmy biskupa Tadeusza Pieronka, uderzał w podobne tony. – Halloween ma różne oblicza. Na pewno zabawy, ale i inne, z wykorzystaniem dziecięcych zabaw, mających inny cel, niż aspekt rozrywki. Wszystkiego po trochu: zabawa w śmierć, ekscesy satanistów, widziałem takie przypadki – opowiadał.
Czy za internetową akcją stoją podobne przekonania: na przykład takie, że uczestnictwo w Halloween to prosta droga do opętania? – To wszystko, co dzieje się podczas halloweenowych zabaw, jest swego rodzaju promocją okultyzmu. Można powiedzieć, że to wynik zetknięcia nauki Kościoła z pogańskimi prądami latynoamerykańskimi, które z racji tego, że są rozrywkowe, zyskały miejsce w popkulturze – odpowiada ks. Rafał Starkowicz.
– Nie mam wątpliwości, że zabawy takie niosą za sobą zagrożenie dla wiary. Nie tylko takie, które płynie z trywializacji Uroczystości Wszystkich Świętych, ale też duchowe, związane z tym, że po prostu otwierają człowieka na działanie "złego". To nie jest tylko niewinna zabawa, ale to jest wprowadzenie zwłaszcza młodych ludzi do pewnego kultu magii, czasem nawet obrzydliwości – zaznacza.
A może to tylko zabawa?
W samym Kościele na temat Halloween pojawiają się też sporadycznie inne głosy. – Dla większości uczestników to jest zwykła zabawa i urozmaicenie codzienności. Przynosi coś porywającego i zabawnego w te szare dni. Oczywiście, zdarzają się różne przypadki. Podczas imprez po pierwszych komuniach bywa, że goście się tak pochleją i pobiją, że trzeba wzywać karetkę. Ale nikt z tego powodu nie twierdzi, że przyjęcia po pierwszej komunii są złe. Tak samo jest z baśniami braci Grimm. Czy w związku z tym, że są brutalne, należy wpisać je do indeksu i zakazać czytania? – pytał ksiądz Wojciech Lemański.