W najnowszym wydaniu tygodnika "Gazeta Polska" znalazło się 10 "faktów" na temat katastrofy smoleńskiej, które mają potwierdzać tezę, że nie był to zwykły wypadek lotniczy. Problem w tym, że w tych 10 miejscach dziennikarze "GP" kompletnie minęli się z prawdą. Udowadnia to zespół Macieja Laska.
Agnieszka Kublik z "Gazety Wyborczej" poprosiła członków zespołu Laska, by odpowiedzieli na tekst "GP" i skonfrontowali swoje ustalenia z zaprezentowanymi na łamach tygodnika "dowodami na zamach".
Jednym z nich ma być fakt, że w prezydenckim tupolewie już na wysokości 15 metrów nad ziemią zanikło zasilanie głównego komputera pokładowego i rejestratorów lotu. "Zapis rejestratorów rozmów oraz ostatnie zapisane współrzędne w urządzeniu FMS potwierdzają, że zasilanie elektryczne zanikło w momencie uderzenia samolotu o ziemię" – odpowiada zespół Laska.
Kolejna teza dotyczy wyników sekcji zwłok ofiar katastrofy, które według "GP" zostały sfałszowane. Eksperci Laska przypominają przy tej okazji, że członkowie Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych mieli dostęp do dokumentacji medycznej udostępnionej przez prokuraturę. Wynika z niej, że zgon 96 osób nastąpił z powodu "ciężkich wewnętrznych obrażeń wielonarządowych powstałych w wyniku działania przeciążeń przy zderzeniu samolotu z ziemią".
Fałszywe mają być też doniesienia, jakoby załoga prezydenckiego samolotu otrzymała od Rosjan karty podejścia zawierające błędne dane, m.in. złe współrzędne pasa startowego. Zespół Laska już wcześniej informował, że współrzędne na karcie były takie same jak 7 kwietnia, kiedy w Smoleńsku lądował premier Donald Tusk.
Dla "GP" mocnym dowodem na zamach jest również "niespotykane rozerwanie kadłuba maszyny i jego charakterystyczne uszkodzenia, a także brak eksplozji paliwa". Tutaj także potwierdzenia nie ma: szczątki tupolewa nie noszą śladów eksplozji, nie zarejestrowano dźwięku wybuchu, a rejestrator parametrów lotu nie odnotował zmiany ciśnienia wewnątrz kabiny (musiałaby nastąpić przy eksplozji).
Inne smoleńskie kłamstwa "GP" dotyczą m.in.: niszczenia wraku już kilkanaście godzin po katastrofie (10 kwietnia byli tam polscy eksperci, niczego takiego nie zauważyli), zderzenia samolotu z brzozą (ślady wskazują, że została zlamana w wyniku kolizji z samolotem) czy akcji ratunkowej na miejscu tragedii (nie ma żadnego związku z przyczynami wypadku).