Kombinat Górniczo-Hutniczy Miedzi to nie od dziś bezpieczna przystań dla członków rodzin i znajomych czołowych polityków. Zanim firmę obsiedli platformersi, dorabiali tam m.in. syn Leszka Millera, rodzina Ryszarda Zbrzyznego z SLD, żona rzecznika PiS Adama Hofmana oraz Maciej Łopiński, bliski współpracownik prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Niechlubna seria politycznych rozdań w KGHM, którą opisuje "Gazeta Wyborcza", rozpoczęła się w 1997 roku. To wtedy późniejszy premier i szef SLD Leszek Miller stał na czele Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, a jego syn podpisał umowę o pracę z należącą do kombinatu spółką córką DSI KGHM. Miał niewiele ponad 20 lat, a jego pensja wynosiła 5 tys. zł, czyli pięć razy więcej niż ówczesna średnia krajowa.
Potem nastały rządy AWS i KGHM zalała kolejna fala pracowników z politycznego klucza. Członkiem rady nadzorczej został Maciej Łopiński, dziś poseł PiS, a przez lata człowiek z najbliższego otoczenia Lecha Kaczyńskiego. Jak wskazał opublikowany za rządów SLD raport, to były czasy, kiedy nawet sekretarki i kierowcy w KGHM zarabiali 20-30 tys. zł.
Lewica pod tym względem nie była lepsza. Na początku XXI wieku do firmy trafili ludzie ściśle związani z Sojuszem: Bohdan Kaczmarek, Witold Koziński, Jerzy Markowski (senator) oraz prof. Jerzy Rymarczyk (radny SLD na Dolnym Śląsku). Królował zaś poseł SLD Ryszard Zbrzyzny, który stał na czele Związku Zawodowego Pracowników Przemysłu Miedziowego. Jeden z jego synów awansował wówczas ze stanowiska palacza na dyrektora w zależnej od KGHM spółki Energetyka.
Wyjątkiem nie było również PiS. Za czasów koalicji partii Kaczyńskiego z LPR i Samoobroną, prezesem KGHM został Krzysztof Skóra, czynny członek tego ugrupowania, któremu nie udało się dostać do Sejmu. W radzie nadzorczej kombinatu znalazł się członek PiS z Gorzowa, a powiązane z KGHM spółki wzięli inni lokalni działacze.