Co tak bardzo rozbawiło premiera Donalda Tuska na miejscu katastrofy smoleńskiej? Na to pytanie łatwo mógłby dać odpowiedź autor kontrowersyjnego zdjęcia, które opublikowało pismo "wSieci". Ten nie chce się jednak ujawnić, a bracia Karnowscy odmawiają podania informacji na temat wykonania i autorstwa fotografii. Czy rację mają zatem ci, którzy dopatrują się w niej fotomontażu? A może mała manipulacja posłużyła po prostu do zwykłej zemsty?
Zdjęcie uśmiechniętego premiera Donalda Tuska na miejscu katastrofy smoleńskiej nie przestaje rozgrzewać emocji. Okładka pisma "wSieci" dla wielu jest ostatecznym dowodem na to, że 10 kwietnia 2010 roku nad Smoleńskiem doszło do zamachu. A jego zleceniodawcami byli widoczni na fotografii Donald Tusk i Władimir Putin. Dla tych, którzy nadal w zamach nie wierzą zdjęcie jest jednak również bulwersujące. Kłamstwem okazują się bowiem wszystkie relacje, według których premier był w Smoleńsku zdruzgotany i nie mógł opanować rozpaczy. Tak naprawdę dowcipkował z premierem Rosji.
Dowód... na co?
Kto i w jakich okolicznościach wykonał to kontrowersyjne zdjęcie postanowił więc dokładnie przeanalizować "Newsweek". Wojciech Cieśla zadał sobie trud sprawdzenia ilu było fotoreporterów na miejscu katastrofy i po uchwyconym kadrze zawęził grono potencjalnych autorów. Ten, kto sfotografował rzekomo uśmiechniętego premiera mógłby potwierdzić przecież, czy to dziwnie uchwycony grymas rozpaczy, czy też naprawdę radość ze śmierci niewygodnego przeciwnika.
Dziennikarz "Newsweeka" moment zrobienia zdjęcia z okładki "wSieci" ocenił po analizie wydarzeń z 10 kwietnia. Sprawdził, kiedy Donald Tusk przyleciał do Rosji i co robił na miejscu tragedii. Na miejsce katastrofy wejście miało tylko kilku polskich i rosyjskich dziennikarzy. Po sprawdzeniu innych opublikowanych dotąd kadrów odrzucił nazwiska tych, którzy nie mogli sfotografować Tuska i Putina w takich pozach.
To ciężka praca, którą można byłoby wykonać o wiele łatwiej po prostu zerkając do danych EXIF, które posiada każde cyfrowe zdjęcie. Jest w nich zawarta dokładna data wykonania i parametry, a pliki z aparatów profesjonalistów zwykle zawierają również imię i nazwisko autora. Najlepszy sprzęt fotograficzny dodaje nawet współrzędne GPS. Jedno kliknięcie we właściwości pliku ze zdjęciem rozwiałoby wiele wątpliwości. Jednak redakcja "wSieci" nie chce podzielić się kompromitującym premiera plikiem. Mimo iż wiele osób podejrzewa braci Karnowskich nawet o fotomontaż.
Kiedy premier się uśmiechał
Zobacz nagranie ze spotkania Tuska i Putina na miejscu katastrofy smoelńskiej
Fotograf anonim
Takie podejrzenia łatwo mógłby rozwiać autor kadru, ale ten woli się dziś ukrywać. Sama fotografia się jednak nie zrobiła... Wygląda na typowe, profesjonalne zdjęcie agencyjne. Trudno podejrzewać o jego wykonanie kogoś spoza wąskiego grona fotoreporterów obecnych na miejscu. W rozmowie z "Newsweekiem" wszyscy stanowczo zaprzeczają jednak, by byli autorami tego kadru. Wielu rozmówców Wojciecha Cieśli podkreśla, że w żadnym momencie uśmiechniętego premiera nie widzieli. Potwierdzają dotychczasowe relacje.
Zdaniem dziennikarza "Newsweeka", z analizy innych fotografii z tamtych chwil wynika, że taki kadr mogły zrobić jednak tylko dwie osoby. Jeden z fotografów Polskiej Agencji Prasowej lub... osobisty fotograf premiera. Teoretycznie wszystkie jego zdjęcia są własnością Kancelarii Premiera, ale Grzegorz Rogiński jakiś czas temu został z niej zwolniony. Właściwie tuż przed emeryturą. Rogiński stanowczo odmawiał jednak "Newsweekowi" skomentowania okładki "wSieci". - Bo nie - to jego odpowiedź na pytanie o przyczyny odmowy.
Tymczasem żadnego problemu z komentowanie zdjęcia i wspominaniem 10 kwietnia nie ma właściwie żaden z pozostałych fotoreporterów. O przeżywaniu przez Donalda Tuska i Władimira tragedii chętnie rozmawiają zarówno Polacy, jak i Rosjanie. Nieuchwytny jest Władysław Resiak, był operator Lecha Kaczyńskiego. Jego materiały pojawiają się jednak we wszystkich krytycznych wobec oficjalnych ustaleń produkcjach, więc wątpliwe, by takie zdjęcie trzymał w archiwum tak długo.
Jakie to wszystko ma znaczenie, skoro każdy widzi, że premier tryska humorem na miejscu wielkiej tragedii? - Ciekawe, jak wyglądają klatki przed i po. Gdy zrobi się komuś zdjęcie znienacka, to nawet w czasie zwykłego jedzenia zupy każdy może wypaść jak idiota - mówi "Newsweekowi" jedne z fotoreporterów, który dokumentował tamto spotkanie Donalda Tuska z Władimirem Putinem.