
W ściśle chronionym ośrodku na przedmieściach Kairu rozpoczął się proces byłego prezydenta Egiptu Mumameda Mursiego. Wraz z czternastoma współpracownikami Bractwa Muzułmańskiego jest oskarżony o podżeganie do zabójstwa protestujących przed pałacem prezydenckim w 2012 roku. Zginęło wówczas 10 osób.
REKLAMA
Władze Egiptu, w obawie przed wielkimi protestami, w ostatniej chwili postanowiły przenieść miejsce rozprawy z ośrodka sądowego do akademii policyjnej. Mursi został tam przetransportowany helikopterem, zaś jego współpracownicy zostali przewiezieni wozami pancernymi. W tym samym miejscu sądzony jest jego poprzednik – Hosni Mubarak.
Proces zaczął się od dyskusji o... ubiorze byłego prezydenta. Mursi i jego współpracownicy nie założyli więziennych drelichów. W Egipcie, zgodnie z prawem, każdy oskarżony musi występować przed sądem w stroju więziennym. To spowodowało, że tuż po rozpoczęciu procesu sędzia musiał go przerwać, by skonsultować czy zezwolić na cywilne stroje.
Dla obalonego w lipcu byłego prezydenta jest to jego pierwsze publiczne wystąpienie od czasu utraty władzy. Mursi, który nie uznaje nowych rządów, postanowił nie skorzystać w sądzie z pomocy adwokata. Według niego taki ruch posłużyłby za legitymizację nielegalnego - jego zdaniem - procesu.
Mursi i jego współpracownicy są oskarżeni o podżeganie do zabicia ludzi, którzy w grudniu ubiegłego roku protestowali przed pałacem prezydenckim przeciwko nadużyciom władzy. Wydarzenia te doprowadziły do kolejnych fal przemocy, które zakończyły się zatrzymaniem byłego prezydenta i części jego ministrów 3 lipca br. Jeśli sąd udowodni ich winę, grozi im nawet kara śmierci.
Wielu zwolenników Bractwa Muzułmańskiego nie może się pogodzić z decyzją o postawieniu Mursiego przed sądem. W wyniku protestów przeciwko nowym władzom zginęło już ponad tysiąc sympatyków obalonego rządu. Z powodu rozpoczęcia procesu Bractwo Muzułmańskie zapowiedziało zorganizowanie kolejnych protestów w całym kraju.
