- Tak samo głupio zachowują się wycieczki z Polski, Niemiec, czy Izraela - mówią w krakowskim muzeum Fabryka Schindlera, gdzie zwiedzający potrafią robić sobie "sweet focię" pod flagami ze swastyką. Błahostka? Przeciwnego zdania jest historyk prof. Antoni Dudek. - Stacza się pewna obyczajowa lawina. To rodzi bunt, by demokrację, w której wszystko wolno wyśmiać zastąpić jakąś dyktaturą - ostrzega.
Krakowskie muzeum w Fabryce Schindlera w weekendowe popołudnie. Większość zwiedzających z powagą przygląda się eksponatom przypominającym o czasach, gdy pod Wawelem okrutnie rządzili naziści, a ludzie codziennie w strasznych okolicznościach ginęli w getcie. Grupka turystów przyszła się tu jednak i trochę zapomniała, co ogląda. Szczególną uciechę mają pod flagami III Rzeszy, na których widnieją wielkie swastyki. Robią sobie pod nimi klasyczne "sweet focie" i pewnie zaraz wrzucą je na Facebooka. Taki obrazek mocno zszokował czytelniczkę naTemat, która musiała się temu przyglądać. I patrzeć na zupełny brak reakcji ze strony obsługi muzeum.
Jeden głupiec to nie problem?
"Dla mnie to bulwersujące" - napisała od nas z prośbą o sprawdzenie, czy tego typu zachowanie jest w muzeach przypominających trudną historię II wojny światowej uważane za normę. W Fabryce Schindlera w Krakowie przyznają, że nie brakuje ludzi, którzy rzeczywiście zachowują się w ten sposób. - To w większości ludzie młodzi. Potrafią śmiać się ze wszystkiego. Tak samo głupio zachowują się wycieczki z Polski, Niemiec, czy Izraela. Mam wrażenie, że to jednak wciąż zaledwie drobny ułamek z tych setek tysięcy, które odwiedzają naszą placówki - mówi Wojciech Górny z Muzeum Historycznego Miasta Krakowa.
Jak bardzo młodzi ludzie nie szanują nawet najtrudniejszej historii świetnie przekonali się niedawno przecież także muzealnicy z obozu na Majdanku. Pewna nastolatka postanowiła, że najlepszą pamiątką z tego miejsca będzie... zdjęcie, na którym siedzi w środku pieca krematoryjnego. Na dziewczynie chyba żadnego wrażenia nie zrobiło to, że w tym właśnie miejscu palono ciała wielu z 80 tys. ofiar zamordowanych na Majdanku przez hitlerowców. Uroczą fotką postanowiła pochwalić się na swoim blogu.
Granice wolności, granice przyzwoitości...
Gdzieś na Facebooku znaleźć można pewnie też uśmiechniętych turystów pod wielką swastyką z muzeum w Fabryce Schindlera. Ich zachowanie dziwi tym bardziej, że nie byli to gimnazjaliści, a całkiem dojrzali ludzie. - Mogę tylko zapewnić, że staramy się reagować na każde takie niewłaściwe zachowanie. Tego incydentu mogliśmy po prostu nie zauważyć. Był na pewno karygodny, ale mnie nie jest do końca przykro. Bo to, co robimy, się chyba jednak udaje. Mam wrażenie, że 99,9 proc. odwiedzających świetnie rozumie, o co chodzi w tym miejscu i zachowuje się godnie - przekonuje Górny.
Prof. Antoni Dudek, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej obawia się jednak, że wkrótce ten odsetek ludzi świadomych historii i zachowujących się w jej obliczu z godnością będzie tylko dramatycznie malał. - Postawiliśmy dawno temu na to, że to szkoła wychowuje młodych ludzi. I oni uczą się w niej wiele na temat średniowiecza i renesansu, ale historia współczesna zostaje gdzieś na szybki koniec nauki. Rodzice zresztą też rzadko mają odpowiednie przygotowanie do tłumaczenia historii. Mamy zatem tego efekty - ocenia.
Historyka nie dziwi też, że tak zachowują się ludzie dojrzali. - Oni przecież też jakieś szkoły skończyli. Problem trwa od dawna. Poza tym doprowadziliśmy ostatnio do sytuacji, w której każdemu wolno wyśmiać, wydrwić absolutnie wszystko. I nie ma co ukrywać, że to jest głównie wina mediów. Dzięki nim można dziś już wyśmiewać się i z Holokaustu - mówi prof. Dudek. Jego zdaniem, takie jednostkowe w teorii przypadki składają się w wielką całość, która opowiada o sporze na temat tego, co wolno w demokracji.
Obyczajowa lawina ku dyktaturze
- Wielu twierdzi, że w liberalnej demokracji można robić naprawdę wszystko. No moim zdaniem, jednak nie można. Ci, którzy mówią, że nie ma granic, kopią po prostu grób demokracji! To rodzi bunt w postaci reakcji, które mówią, że zdegenerowany jest zatem cały system. I tę demokrację, w której wolno wszystko, trzeba zamienić na jakąś dyktaturę. Taką, która powie co i gdzie wolno. Dlatego trzeba szukać tego, co jest pośrodku tych skrajności - przekonuje historyk.
- Tymczasem dziś jesteśmy na bardzo ostrym kursie, by wolno było robić absolutnie wszystko. Także z historią, pamięcią. I to nie skończy się tylko na głupich wybrykach w Fabryce Schindlera, czy na Majdanku, a o wiele gorzej. Stacza się na nas pewna obyczajowa lawina. Ona się coraz mocnej napędza i naprawdę trudno ocenić, co wydarzy się, gdy jej nie zatrzymamy - ostrzega Antoni Dudek.