
Reklama.
Pod koniec października na jaw wyszły nagrania rozmów, podczas których stronnicy Jacka Protasiewicza, w tym posłowie Norbert Wojnarowski oraz Michał Jaros, namawiali delegatów do głosowania na ich kolegę. W zamian oferowali lukratywne posady. O sprawie zrobiło się głośno, więc Zarząd Krajowy PO ukarał bohaterów nagrań zawieszeniem oraz oddelegowaniem przed oblicze sądu koleżeńskiego.
Kiedy wydawało się, że sprawa dolnośląskich wyborów przycichła, "Wprost" opublikował na swojej stronie internetowej artykuł o wdzięcznym tytule "Schetyna: z d... wyszedłeś i do d... wrócisz!". O co chodzi? O donosy, jakie trafiły od partyjnych sympatyków Protasiewicza na biurko Donalda Tuska.
W jednym z listów, którego treść premier miał nawet zacytować Schetynie, pracujący w Świnoujściu delegat napisał o kolacji, jaką na dwa tygodnie przed dolnośląskim zjazdem skonsumował w towarzystwie wysłannika Schetyny. Przedstawiciel byłego marszałka Sejmu namawiał do oddania głosu właśnie na niego, ale delegat nie przystał na te namowy.
Przedstawiciele Schetyny nie złożyli jednak broni. Kilka dni przed głosowaniem do delegata zadzwonił Jarosław Charłampowicz, przedstawiając zaproszenie na spotkanie ze swoim mocodawcą. Schetyna chciał porozmawiać "na temat pracy dla niego w dolnośląskim uzdrowisku podlegającym marszałkowi województwa". Propozycja była kusząca, ponieważ delegat szukał akurat posady na Dolnym Śląsku. Z oferty jednak nie skorzystał.
Do spotkania ze Schetyną doszło dopiero w trakcie zjazdu, już po wygranym przez Protasiewicza głosowaniu. Wówczas były wicepremier miał podejść do delegata i wypowiedzieć tytułowe słowa: "Z d**y wyszedłeś i do d**y wrócisz, a nie do Wrocławia!”. Sam Schetyna zapewnił "Wprost", że niczego takiego nie powiedział.
źródło: "Wprost"