
Policja zatrzymała w poniedziałek wieczorem jednego z uczestników Marszu Niepodległości, który jest podejrzewany o podpalenie tęczy na Placu Zbawiciela. W sumie zatrzymano 72 osoby, chociaż ta liczba rośnie. Prezydent przypomniał swój postulat zakazu zasłaniania twarzy podczas zgromadzeń. Polski ambasador w Rosji został wezwany do złożenia wyjaśnień w MSZ w Moskwie.
REKLAMA
Zatrzymano osobę, która najprawdopodobniej podpaliła tęczę na Placu Zbawiciela. Nie podano, czy mężczyzna przyznaje się do winy, ani kim jest. "W związku z dzisiejszymi wydarzeniami zatrzymano 54 osoby. Wśród nich jest osoba podejrzewana o podpalenie tęczy na placu Zbawiciela" – powiedział tylko telewizji TVN24 Mariusz Sokołowski, rzecznik Komendy Głównej Policji ok. godz. 21.
Jak podaje Polsat News do ok. godz. 7 rano zatrzymano 72 osoby. Bilans zamieszek to także 19 osób rannych, w tym 7 policjantów. W wyniku burd i braku kontroli organizatorów nad przebiegiem Marszu Niepodległości warszawski ratusz zdecydował się go rozwiązać.
Jedne z najbardziej dramatycznych zajść miały miejsce pod ambasadą Rosji. Spalono tam budkę wartowniczą i szturmowano bramę. W związku z tym polski ambasador w Moskwie został wezwany do złożenia wyjaśnień w tamtejszym Ministerstwie Spraw Zagranicznych.
Organizatorzy nie poczuwają się do odpowiedzialności za zamieszki i zniszczenia. Robert Winnicki, jeden z liderów Ruchu Narodowego mówił, że "spłonął symbol zarazy, lewackiej rewolucji". Witold Tumanowicz, szef stowarzyszenia organizującego Marsz stwierdził w Polsat News: "To dobrze, że taki obraz pójdzie w świat. To znak, że nie ma u nas zgody na jakiekolwiek związki homoseksualne".
W rozmowie z "Gazetą Wyborczą" prezydent Bronisław Komorowski wyraził nadzieję, że w przyszłości więcej osób zdecyduje się na taką formę świętowania, jaką on proponuje. – "Gdyby zamaskowane osoby nie były tak pewne bezkarności, to do takich burd by nie dochodziło" – dodał, przypominając swój postulat, aby w ustawie o zgromadzeniach publicznych zakazać zasłaniania twarzy.
