Beata Kempa podczas przemówienia w Sejmie o "tłustych kotach".
Beata Kempa podczas przemówienia w Sejmie o "tłustych kotach". Fot. Sławomir Kamiński / Agencja

Wyrażenia "syte kocury" i "tłuste koty" nie mogą kojarzyć się pozytywnie. Z kimś leniwym, czekającym, aż inni podadzą pod nos, a także niesympatycznym. Beata Kempa określiła dziś tak wszystkich, którzy zarabiają co miesiąc więcej niż 10 tysięcy złotych i uważa, że należy ich opodatkować i konfiskować im majątki. Bogaci jak zwykle winni.

REKLAMA
Nie wiedzieć czemu, wszyscy atakujący bogatych upodobali sobie porównywanie ich do kotów. Kocurów. Tłustych i sytych. Po usłyszeniu takich określeń przed oczami staje obraz grubego, rozlazłego kociaka, upasionego przez właścicieli.
Leniwego, zblazowanego, mającego wszystko gdzieś i tylko czekającego, aż inni podadzą mu jedzenie. Takie Garfieldy, tylko mało sympatyczne i bez poczucia humoru. Żydów, czarnoskórych i Azjatów obrażać nie można, ale bogatych - proszę bardzo, w końcu wszyscy na pewno się nakradli i żerują na swoich pracownikach.
Pierwotne znaczenie zatracone
Określenie "tłuste koty" zwyczajowo odnosiło się do najbogatszych osób z finansjery. Pierwszy raz prawdopodobnie użył go dziennikarz Frank Kent z "Baltimore Sun" w 1928 roku. Pisząc o bogatych, którzy przekazywali swoje pieniądze na kampanie polityków. Na czas Zimnej Wojny określenie to zniknęło, ale w latach '90 pojawiło się ponownie, w celu określania zamożnych szefów przedsiębiorstw. Wówczas jednak nie miało aż tak negatywnego wydźwięku.
O sytych kocurach przypomniano sobie w 2008 roku, kiedy światową gospodarkę opanował kryzys. Wtedy już o kotach mówiono negatywnie - jako osobach, które same się upasły, ale podejmowały fatalne decyzje. Przodował w tym brytyjski "Guardian", pisząc o "kocurach z City", które pogrążyły tamtejsze banki, a dostawały ogromne premie. I o te właśnie milionowe premie dziennikarze mieli pretensje, co zresztą specjalnie nie dziwi.
Bogaci nie bardzo się tym przejmują, chociaż jakiś czas temu postanowili odpowiedzieć krytykantom. Serwis Bloomberg zebrał w grudniu 2011 opinie bogaczy z Wall Street, w odpowiedzi na ataki Oburzonych.
- Jeśli tłusty kocur to synonim sukcesu to tak, jestem nim i się tego nie wstydzę - mówił w zimie Tom Golisano, twórca firmy Paychex i miliarder. - Jeśli jeszcze raz usłyszę, że politycy wspominają coś o sprawiedliwym podziale, to zwymiotuję.
Podobny ton przyjęła wówczas większość krezusów z Wall Street. Uważali oni, że mają to, na co zasłużyli, a o swoich problemach nie muszą opowiadać społeczeństwu.
Człowiek bogaty to człowiek zły. W Polsce
W Polsce pojęcie to odrobinę się zdewaluowało. Określa się tak wszystkich, którzy zarabiają chociaż trochę więcej niż średnią krajową albo są sławni.
"Sytym kocurem" nazwano nawet naczelnego naszej redakcji, Tomasza Machałę, na portalu wPolityce.pl. Chociaż mieszka on w starym bloku z lat '70, a pod pracę nie

Idzie o to, żeby polska prawica pozbawiła władzy Donalda Tuska, a nie walczyła ze sobą. CZYTAJ WIĘCEJ

podjeżdża najnowszym mercedesem. W zasadzie w ogóle nie widziałem go w samochodzie. Nie chodzi też obwieszony metkami. I nie, nie bronimy go - po prostu pokazujemy, że niektórych pojęć się u nas nadużywa.
Jeszcze dalej poszła posłanka Kempa. W czasie trwającej właśnie debaty stwierdziła, że "tłuste koty" to wszyscy, którzy zarabiają powyżej 10 tysięcy złotych, również posłowie. Należałoby ich, zdaniem parlamentarzystki, opodatkować i skonfiskować im majątki. a część tych osób nazwała "przestępcami".
Kogo można obrażać, a kogo nie
Redaktora naczelnego serwisu Forbes.pl Adama Rafalskiego specjalnie nie dziwią słowa Beaty Kempy. - Chwyty wpisane w partię polityczną. To kompromitujące, jeśli PIT jest dla tej Pani wyznacznikiem uczciwości i człowieczeństwa - komentuje Rafalski.
Łagodniej do słów posłanki podchodzi profesor Witold Orłowski. - Nieszczęśliwy zbitek słów, wątpię, by intencją posłanki było nazywanie ludzi bogatych przestępcami. A nawet jeśli, to co to ma wspólnego emeryturami? - pyta retorycznie ekonomista. Dodaje jednak, że warto żeby parlamentarzystka wyjaśniła swoją wypowiedź.
O wiele bardziej radykalnie przemówienie Kempy ocenia dr hab. Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. - Posłanka Kempa sieje nienawiść - uważa przedsiębiorca. - Pani minister Kozłowska-Rajewicz mówiła ostatnio, że mowa nienawiści ma być karana. Niech więc będzie karana, nie tylko kiedy tyczy się homoseksualistów lub Żydów - wskazuje ekonomista. Jego zdaniem, takie wypowiedzi "zachęcają biedniejszych do rabowania".
- Najtłustszym kotem, i do tego wrednym, jest państwo - wskazuje ekspert z Centrum Adama Smitha.
- Ono i tak konfiskuje majątki, tylko nazywa to opodatkowaniem. Dziś pracujemy dla państwa więcej niż chłopi pańszczyźniani. Podnoszenie bolszewickich haseł, kiedy ludzie zarabiają uczciwą pracą, do niczego nie prowadzi.
Gwiazdowski przypomina, że "komunizm już był i się nie sprawdził."
Chude koty też oszukują
Nasi pozostali rozmówcy wypowiadają się w podobnym tonie. Według nich, zabieranie bogatym i taka retoryka polityczna niczego nie rozwiązuje.
- Ludzie nie byli, nie są i nie będą równi - dowodzi dr Gwiazdowski. - Ci bardziej pracowici zarabiają więcej niż leniwi, a bardziej inteligentni i pracowici mają więcej niż ci tylko pracowici i tyle, ma w tym nic dziwnego.

Co na to kot Jarosława Kaczyńskiego? CZYTAJ WIĘCEJ

- Jestem pewien, że koledzy Pani Kempy jak szli do Sejmu, to chcieli zarabiać 30 razy mniej, ale Sejm ich zmusił do brania tych wysokich pensji - ironizuje Adam Rafalski z Forbes.pl. I zaraz poważnieje.
- Jeśli kogoś stać na utrzymanie rodziny, dom, samochód i zarobił na to ciężką pracą, to chwałą mu za to.
Profesor Orłowski potwierdza: zabieranie "kocurom" nie poprawi słabej kondycji gospodarczej, a już na pewno nie przysłuży się sprawom emerytur. Według niego, "mówienie, że za problemy finansowe odpowiadają tłuste koty to kłamliwe przedstawianie sytuacji".
- Większość naszego starzejącego się społeczeństwa to "chude koty" i opodatkowanie bogatych tego nie zmieni, dlatego podnosi się wiek emerytalny - wyjaśnia ekonomista. - Poza tym, państwo oszukują nie tylko tłuści, ale i chudzi. Ci drudzy może nawet więcej, bo pracujących na czarno i unikających płacenia podatków jest o wiele więcej, niż zamożnych biznesmenów. Szara strefa generuje ogromne straty - przypomina profesor.
W Chinach wiedzieli o tym już 30 lat temu
- Dobry kot to taki, który łapie myszy - mówi z uśmiechem Orłowski. Nawiązuje tym samym do Deng Xiaopinga, legendarnego przywódcy Chin. To właśnie on otworzył Chińską Republikę Ludową na świat i zreformował tamtejszą gospodarkę, dzięki czemu kraj ten nabrał rozpędu. Xiaoping zwykł mawiać, że "nieważne czy kot jest czarny czy biały, ważne, żeby łapał myszy". Jak dużo racji było w jego słowach, można zauważyć przy okazji czytania każdego newsa o rosnącej potędze Państwa Środka.
Może więc należy zostawić tłuste kocury w spokoju i pozwolić im zarabiać? Polscy milionerzy udowadniają bowiem, że wypasiony kot wcale nie oznacza leniwca, wręcz przeciwnie. Przedsiębiorcy w kraju nie zwalniają tempa. Nawet ci najbogatsi, inwestując miliony złotych. I wszyscy chcą tylko jednego: żeby państwo nie przeszkadzało im w spokojnym zarabianiu pieniędzy.