Cannes, Floryda, Meksyk, Dubaj – tam Lech Wałęsa towarzyszył przedstawicielom firmy Sunreef Yachts wspierając swoim wizerunkiem ich markę oraz promując polski przemysł jachtowy. Choć oficjalnie nie był przez firmę zatrudniony, nasi rozmówcy sugerują, że takim działaniem mocno osłabił swój wizerunek. A jak o wpływy, pieniądze i sławę zabiegają inni byli mężowie stanu?
– Pan prezydent nigdy nie pracował, ani nie pracuje dla Sunreef Yachts – zastrzegała w rozmowie z portalem Trojmiasto.pl przedstawicielka firmy Anna Filipiak, zapytana o udział Lecha Wałęsy w jej ostatnich marketingowych działaniach. Nie zmienia to jednak faktu, że były prezydent i przywódca “Solidarności” od jakiegoś czasu związany jest z Sunreef Yachts jako jej zagraniczny “ambasador” i swoisty wabik na klientów oraz dziennikarzy.
Filipiak tłumaczyła, że “w zależności od swoich planów, pan prezydent czasami przyjmuje zaproszenia i uczestniczy w wydarzeniach organizowanych przez naszą firmę jako gość honorowy, podobnie jak ambasadorowie czy konsulowie”, dodając, że to po prostu inicjatywa wspierająca wizerunek polskiego przemysłu na świecie. Tak czy inaczej szybko pojawiły się głosy, że byłemu prezydentowi takie działanie nie przystoi. Słusznie?
Od przemówień do książek
Dziennikarz serwisu 300polityka.pl Michał Kolanko zauważa, że choć np. w USA związki byłych prezydentów z biznesem nie są niczym zaskakującym, prawdopodobnie żaden ex-przywódca nie poszedłby w ślady Wałęsy: – Warto zwrócić uwagę, że Bush czy Clinton nigdy nie byli tak bezpośrednio zaangażowani w promocję jakiejś marki. Obaj zdają sobie sprawę, że takie postępowanie byłoby szkodliwe dla ich prestiżu – ocenia Kolanko.
– Jest przecież wiele lepszych sposobów, by po zakończeniu politycznej kariery zarabiać pieniądze. Można pisać książki, wygłaszać przemówienia, czy zająć się własnym biznesem – ocenia Tomasz Skupieński, nasz bloger i ekspert zajmujący się marketingiem politycznym. Również jego zdaniem użyczanie przez byłego polityka swojej twarzy firmom czy produktom jest ryzykownym posunięciem. Okazuje się jednak, że w praktyce czasem właśnie tak się dzieje.
Michaił Gorbaczow, którego nazwisko na całym świecie kojarzy się z pieriestrojką i upadkiem ZSRR, po zakończeniu kariery kilkukrotnie brał udział w reklamach, m.in. marek Louis Vuitton i Pizza Hut. Warto jednak dodać, że w Rosji spadła na niego za to fala krytyki. Być może dlatego właśnie większość byłych polityków szuka sobie innych sposobów zarobkowania.
Michał Kolanko zwraca uwagę, że w USA politycy po zakończeniu kariery zarabiają m.in. wygłaszając przemówienia, prowadząc firmy consultingowe lub zajmując się lobbingiem. To właśnie w tej dziedzinie swoje miejsce znajduje na politycznej emeryturze wielu mniej znacznych kongresmenów.
Nie każdemu politykowi znalezienie sobie zajęcia przychodziło równie łatwo. Prezydent Harry Truman po odejściu z urzędu niemal przymierał głodem. Nie pomogło mu nawet wydanie swoich pamiętników – ostatecznie jego trudny los stał się przyczynkiem do przyjęcia przez Kongres ustawy dotyczącej byłych prezydentów, gwarantującej im państwową “emeryturę” i opiekę medyczną.
Wyjątkowo płodnym autorem książek był inny amerykański prezydent – Jimmy Carter, który spisał nie tylko wspomnienia, ale i stworzył książkę dla dzieci, tomik poezji, a nawet powieść historyczną.
Niezwykle przedsiębiorczy okazał się też Tony Blair, który nie tylko sprzedał za grubą sumę prawa do niespisanych jeszcze wspomnień, ale szybko przyjął też stanowisko doradcy ds. klimatycznych w Zurich Insurance, doradcy w JPMorgan, a także ruszył w świat z cyklem przemówień. Wedle brytyjskich mediów jego działalność w samym 2012 roku przyniosła mu ponad 20 mln funtów. Z kolei CNN wyliczył, że George W. Bush po odejściu ze stanowiska na samych przemówieniach zarobił ok. 15 mln. dolarów.
Niestety, polscy politycy tak świetlanych perspektyw na zarobek na ogół nie mają – stąd może muszą imać się zajęć, które w opinii wielu wzbudzać muszą kontrowersje.
Ale oskarżenia w związku ze sposobem zarobkowania byłych polityków nie są w żadnym razie tylko domeną Polski. Gerhard Schroeder dostał się pod ostrzał opinii publicznej, gdy wkrótce po odejściu z urzędu przyjął posadę w radzie nadzorczej spółki Nord Stream AG. Problem w tym, że w czasach swojego kanclerstwa był gorącym zwolennikiem jej sztandarowego projektu – gazociągu Nord Stream. Wielu uznało, że w tym przypadku można mówić co najmniej o konflikcie interesów.
Jak zatem na tle swoich zagranicznych kolegów wypada Lech Wałęsa, który promuje polską firmę produkującą jachty? Choć przykład Schroedera pokazuje dobitnie, że mogłoby być gorzej, Tomasz Skupieński zwraca uwagę, że każdy flirt z biznesem powinien być dokładnie przemyślany pod względem wizerunkowym.
– Byli politycy angażują się w różne projekty: czasem widać na pierwszy rzut oka, że chodzi o reklamę, czasem jednak może to być np. sponsorowany przez jakąś firmę wykład na uczelni czy konferencji naukowej. Różnica jest duża, a stawką jest prestiż i wiarygodność danej osoby – mówi Skupieński.
Jako ludzie zajmujący się przez wiele lat polityką mają oni wyrobioną sieć wartościowych kontaktów, a często także dużą, specjalistyczną wiedzę w jakiejś dziedzinie – np. branży zbrojeniowej. Pozwala im to po skończeniu kariery płynnie przejść do biznesu, by zająć się właśnie lobbingiem.
Wp.pl
(...) głośno zrobiło się o tym, że Kazimierz Marcinkiewicz zainkasował ponad 60 tys. zł za doradzanie firmie DSS budującej autostradę A2, która niedawno ogłosiła upadłość. Były premier wystąpił w roli doradcy strategicznego CZYTAJ WIĘCEJ