Dotychczas nie wszyscy traktowali aplikację Snapchat poważnie: kto przejmował by się niewielkim serwisem, o którym wiadomo tyle, że za jego pomocą nastolatki przesyłają sobie rozbierane zdjęcia? Okazuje się jednak, że Snapchat rzucił wyzwanie Facebookowi, więc Zuckerberg postanowił go skopiować, a gdy to się nie udało, wykupić. Na próżno.
3 miliardy dolarów to pokaźna kwota. Zwłaszcza, jeśli właśnie tyle oferuje się za wciąż niewielki portal społecznościowy, który dodatkowo nie generuje absolutnie żadnego przychodu. A jednak, jak donosi “Wall Street Journal”, młodzi twórcy aplikacji zwanej Snapchat opiewającą na dokładnie 3 miliardy dolarów ofertę odrzucili. Dlaczego? Bo wierzą, że za rok ich produkt będzie wart jeszcze więcej. I trzeba przyznać, że jak na razie mają ku takim prognozom podstawy.
"Ulotność i tajemnica"
Choć pomysłodawcy Snapchata – studenci Uniwersytetu Stanforda Evan Spiegel i Bobby Murphy niechętnie dzielą się informacjami o liczbie użytkowników ich serwisu, szacuje się, że w USA używa go co dziesiąty posiadacz telefonu komórkowego (a w grupie wiekowej 18-29 co czwarty) i co piąty właściciel iPhone’a. Oznacza to, że w samych Stanach jest co najmniej 26 mln użytkowników, przede wszystkim młodych. Wedle oficjalnych wrześniowych statystyk firmy dziennie przesyłają oni sobie ponad 350 mln zdjęć. Bo właśnie o zdjęcia w całej tej zabawie chodzi przede wszystkim.
Idea jest niezwykle prosta i na pierwszy rzut oka nie różni się znacznie od tego, co oferują inne aplikacje. Snapchat pozwala robić komórką zdjęcia i nagrywać kilkusekundowe filmy, które następnie wysyła się swoim znajomym. Tym, co wyróżnia jednak Snapchat jest fakt, że przesłane w ten sposób materiały znikają z serwerów oraz komórki odbiorcy po maksymalnie 10 sekundach.
“Bezsensowna zabawka” – powie ktoś. Może i tak, ale młodym ludziom bardzo się podoba, bo daje im poczucie większego bezpieczeństwa w kontaktach z rówieśnikami: nie ma szans, że “niegrzeczną” czy głupią fotkę czy film zobaczy mama, starszy brat, nauczyciel lub przyszły pracodawca.
– Ta aplikacja doskonale wpisuje się w dynamikę życia i kształt relacji społecznych dzisiejszej młodzieży. Pociąga ulotnością, tajemnicą, dopasowuje się w jakiś sposób do wrażliwości nastolatków – mówi Konrad Traczyk, pomysłodawca i twórca Hashrank.pl, a także bloger naTemat.
"Zabawka dla nastolatków?"
Gdy Snapchat zdobywał popularność, było o nim głośno głównie ze względu na to, jak świetnie wpisuje się w modny wśród nastolatków zwyczaj “sekstingu”, czyli przesyłania sobie nawzajem mniej czy bardziej nieprzyzwoitych zdjęć lub filmów. Trudno jednak tak bardzo zawężać powody jego popularności – liczni eksperci branży podobnie jak Konrad Traczyk zwracali uwagę, że chodzi o coś więcej – o cyfrową komunikację, która nie pozostawia zbyt wielu śladów.
W erze Facebooka, na którym są ich rodzice i nauczyciele, i którego “pamięć” jest relatywnie długa, Snapchat zdaje się być formą komunikacji znacznie bliższą rozmowie w cztery oczy: jestem tylko ja i ty, a to, co mam ci do powiedzenia/pokazania, nie będzie widziane przez innych. Gdy coraz więcej mówi się o internetowej inwigilacji, a stwierdzenie, że “internet nie zapomina” stało się truizmem, nie może dziwić fakt, że “pokolenie Nisei” szuka alternatyw.
Wariaci czy wizjonerzy? Odwrót części młodych od Facebooka znalazł swoje potwierdzenie w liczbach już kilka miesięcy temu – nie dziwi zatem, że Mark Zuckerberg najpierw spróbował jednego ze swych konkurentów skopiować, a gdy się to nie udało (facebookowy klon Snapchata – Poke, nie przyjął się za bardzo wśród młodych), wykupić. Mimo dwóch kolejnych propozycji, Evan Spiegel odmówił, a jego decyzja była gorąco komentowana przez branżę.
Niektórzy twierdzili, że Snapchat powtórzył błąd Groupona, który odrzucił wartą 6 mld dolarów ofertę kupna przez Google, a później, po wejściu na giełdę, musiał pogodzić się ze spadkiem wartości swych akcji do 3,7 miliarda. Inni sugerowali, że to przykład ogromnej odwagi i dowód na wizjonerstwo twórców Snapchata.
Konrad Traczyk twierdzi, że patrząc na złożony ekosystem biznesowo-technologiczny Doliny Krzemowej z polskiej perspektywy, nie możemy dostrzegać na tyle wiele, by rzetelnie oceniać decyzję właścicieli Snapchata. – To nie są oczywiste decyzje, nie znamy przecież wszystkich parametrów, choćby tych związanych z funduszami Venture Capital, które finansują ten projekt – mówi Traczyk dodając, że trzeba by mieć sporo “insajderskiej” wiedzy, by powiedzieć, czy młodzi twórcy Snapchata nie przelicytowali odmawiając Zuckerbergowi. Ostatecznie, jak na razie ich serwis nie zarobił ani dolara!
– Trzeba jednak pamiętać o tym, że siłą Snapchata jest jego dynamicznie rosnący zasięg – mówi Traczyk. Przekonuje on, że choć na razie twórcy nie zaproponowali mechanizmów zarabiania na popularności serwisu, może się to w każdej chwili zmienić, a my nie mamy nawet pojęcia o tym, co kryje się w głowach ludzi z Doliny Krzemowej. – Mobile to bardzo rozwojowy segment. Na pewno znajdzie się jakiś sposób, by skutecznie zmonetyzować duży zasięg Snapchata – ocenia nasz bloger.
Dzieciaki są dzieciakami tak samo, jak to było kiedyś. Ale dziś żyją w świecie mediów społecznościowych. Tak, mogą wpaść w tarapaty wysyłając niestosowne fotki (ang. “snaps”), tak samo jak wówczas, gdy używają internetu w inny sposób. Ale Snapchat daje im przynajmniej pewien margines prywatności w okresie dojrzewania, kiedy mają pełne prawo popełniać błędy. CZYTAJ WIĘCEJ